Do niedawna wielu z nas wydawało się, że rządzą nami kompetentni i odpowiedzialni ludzie. Że skoro jesteśmy gospodarczą częścią świata, pod wieloma względami przemyślano naszą ludzką obecność i działania. Tymczasem dopiero w ostatnich latach nagłaśniane zaczęły być skutki działań całej naszej populacji w ostatnim półwieczu, z naciskiem na ostatnie dwudziestolecie. Skutki takich działań, jak niepohamowana konsumpcja, produkowanie nierozkładających się śmieci, drastyczna zmiana krajobrazu, nieograniczona produkcja przemysłowa... Wymieniać można długo, a większość z nas wszystkie te hasła już gdzieś słyszała. Słyszeli też politycy, ale niekoniecznie i oni, i my, zwykli obywatele, zdajemy sobie sprawę z powagi sytuacji. Powagę uwypuklił grudniowy szczyt klimatyczny w Katowicach.

ROZGRYWKI O STOPNIE

Konferencja Narodów Zjednoczonych w sprawie zmian klimatu (COP24) odbyła się w pierwszej połowie grudnia ubiegłego roku w Katowicach i od początku wzbudzała wiele kontrowersji. Między innymi z powodu organizatora, który chciał się pochwalić swoją długą węglową tradycją. Były więc wystawy poświęcone węglowi i jego wydobyciu, była orkiestra górnicza, Barbórka i kilka wypowiedzi wskazujących na nierozłączną więź Polski z węglem i całym „dobrodziejstwem”, które ze sobą niesie.

Rozdmuchane w mediach „smaczki” szczytu skutecznie jednak odciągały uwagę od tego, jaka była faktyczna istota spotkania: wspólne wdrożenie w życie zapisów ustalonych podczas szczytu w 2015 r. w Paryżu. Kluczowe wówczas było podjęcie działań mających na celu zatrzymanie globalnego ocieplenia na poziomie poniżej 2°C po 2020 r., a najlepiej poniżej 1,5°C. Zatrzymanie miałoby zostać osiągnięte poprzez redukcję emisji gazów cieplarnianych, a taka redukcja – szczególnie kosztowna dla państw rozwijających się – miałaby być solidarnie wspierana pod względem wysokich kosztów przez państwa członkowskie Unii Europejskiej i inne państwa wysoko rozwinięte.

Katowicki szczyt miał być wyjściową do wdrażania rozwiązań porozumienia paryskiego. Tymczasem o 2°C po tych trzech latach ciężko już mówić, sukcesem byłoby nawet „około 3°C”, choć niektóre kraje – szczególnie te, które globalne ocieplenie unicestwi – nadal próbowały wrócić do rozmów o działaniach właściwych dla poziomu 1,5°C.

Chociaż rozmowy były burzliwe, po kilkunastu dniach 196 krajom (czyli około 22 tys. uczestników) udało się uzyskać kompromis. Dokument dotyczący wdrażanych rozwiązań miał 133 strony, jednak wcale nie daje on dużej nadziei na minimalizację globalnego ocieplenia. Plan działań został określony, jednak niestety trzeba nadal śrubować ustalenia i podejmować coraz mniej wygodne dla obywateli decyzje, które być może utrudnią nieco codzienność, zubożą portfel, ale przyczynią się do ochrony planety. Pytanie tylko, który polityk zdecyduje się pójść za głosem ekologów i narazić się na gniew wyborców w imię większego dobra... Sukces w postaci 196 podpisów pod traktatem niekoniecznie oznacza sukces planety.

PRECZ Z KARBONIZACJĄ

Po szczycie klimatycznym doszło do głosu kilka ważnych kwestii, a jedną z nich była walka z energetyką węglową na świecie. Emisja CO2 po 2030 r. miałaby się równać zero, niestety postawy uzależnionych od węgla rynków nie będą sprzyjać drastycznym krokom w celu uzyskania tego wyniku.

Przy okazji szczytu często patrzono jednak na problem zmian klimatycznych globalnie, z wielu różnych punktów widzenia, perspektywicznie. Nie chodziło tylko o węgiel i tylko o CO2. Mówiono też o nieznającej umiaru konsumpcji, o fabrykach, marketach, reklamach, o kreowaniu potrzeb, o nastawieniu na zysk, o chciwości gospodarczej i braku etosu gospodarczego. Mówiono o braku świadomości ekologicznej, że za każdym produktem ciągnie się ogon produkcyjny osiągający czasem tysiące kilometrów – oraz tysiące litrów wody, tysiące drzew... Mówiono o pozostałościach konsumpcyjnych w postaci śmieci, o tym, że recykling niewiele załatwia, że plastiku powinno już nie być, a produkty jednorazowe koniecznie trzeba zastępować wielorazowymi. Mówiono o katastrofalnych skutkach, które mogą wyniknąć z powodu pływających wysp śmieci, wyciętych lasów amazońskich, topniejących lodowców. Mówiono o hodowli zwierząt, o ograniczeniu spożycia mięsa, o niewyrzucaniu jedzenia. Mówiono o niekorzystnych konsekwencjach zdrowotnych dla człowieka – o smogu, o chemii w jedzeniu, o pestycydach, o tworzywach sztucznych. Mówiono o samochodach elektrycznych jako przyszłości motoryzacji i o samolotach, które wcale nie powinny tak często przecinać nieba...

EKOPOSTANOWIENIA NOWOROCZNE

Przy okazji szczytu klimatycznego mówiono o mnóstwie spraw, o których na co dzień nie myślimy, i być może dzięki temu tak wielu Polaków na nowy rok zamiast tradycyjnych postanowień zaplanowało postanowienia... ekologiczne. Na pewno w grudniu nasza świadomość ekologiczna wzrosła i wydarzenia towarzyszące COP24 sprawiły, że otwarliśmy się na działania wspierające ochronę planety, i to na własnym podwórku, we własnych gospodarstwach domowych, we własnych lodówkach, koszykach sklepowych, nawet w portfelach.

Na pierwszym miejscu Polacy zdecydowani są nadal segregować odpady i robić to lepiej. W dalszej kolejności chcą zużywać mniej energii elektrycznej, wytwarzać mniej odpadów, nie kupować produktów wykonanych z tworzyw sztucznych. Wielu chętnie zamieni samochód na rower lub transport publiczny. Wielu zacznie korzystać z zielonej energii. Wielu będzie kupować lokalnie i sezonowo. Wielu będzie rzadziej podróżować samolotem. A 15 proc. ogólnie zadeklarowało... zmniejszenie konsumpcji. I to jest chyba jeden z bardzo istotnych punktów, bo pomimo że wiąże się nierozerwalnie z pozostałymi, to w dodatku podjęty masowo, może mieć faktyczne przełożenie na kondycję naszej planety za dekadę, dwie czy trzy. Nawet jeśli obiłoby nas to po kieszeni, to jednak wielu z nas – wraz ze wzrastającą świadomością ekologiczną – uważa, że warto.

DOBRE PRAKTYKI

Bo w finansowym rozrachunku, krótkofalowo, nie opłaca się ograniczanie konsumpcji, wytwarzania śmieci czy emisji CO2. Ale w dłuższej perspektywie – oczywiście tak, nawet jeśli zysków nie przeliczymy na złotówki, euro czy funty. Katastrofa ekologiczna na razie jest jednak zbyt dużą abstrakcją dla rządzących, żeby z dnia na dzień podjęli się niezwykle drogich inwestycji, np. w ekoenergię, przy jednoczesnym zrujnowaniu gospodarki. Stopniowo jednak przejście w tryb „eko” jest jak najbardziej możliwe – i oczywiście pożądane. Przykładów krajów wysoko ekologicznych nie jest aż tak wiele, ale z roku na rok ich przybywa, oby więc wkrótce stały się czymś powszechnym, a nie wyjątkiem potwierdzającym regułę.

Wśród najbardziej ekologicznych miejsc na świecie znajdują się Australia, Nowa Zelandia i Skandynawia. Ta pierwsza na przykład w trzy miesiące potrafiła ograniczyć zużycie toreb foliowych o... 80 proc. Dodatkowo jest kluczowym dostawcą systemów słonecznych do ogrzewania wody, zdalnego zasilania czy systemów hybrydowych. Kraje skandynawskie od lat są wzorem dla Europy, jeśli chodzi o życie w zgodzie z naturą i w walce o jej „naturalność”. Segregacja i recykling śmieci, korzystanie z energii wiatrowej, a ostatnio nawet elektryczne pojazdy – to tylko niektóre z kluczowych działań tych państw w dziedzinie ochrony środowiska. Przykładem może być też Singapur, który minimalizuje emisję spalin poprzez organizację bardzo dobrego transportu publicznego oraz ograniczenie posiadania samochodów. Wzorami dobrych praktyk łączących ochronę środowiska i dynamiczną gospodarkę mogą być też Niemcy, Wielka Brytania, Japonia, Kanada i Stany Zjednoczone (ale przed odstąpieniem od porozumienia paryskiego, które zerwał Donald Trump).

Jednak często to inicjatywy lokalne mają najwięcej siły przebicia. Decyzje polityczne w kwestii ekologii są priorytetowe, często jednak motorem dla ich powstania bywają działania płynące prosto z serca. Świetnym przykładem może być Kamikatsu, miasteczko w Japonii, którego mieszkańcy zadeklarowali się nie produkować śmieci w ogóle od 2020 r. Już dzisiaj segregacja w tym miejscu obejmuje ponad 40 kategorii. Segregują skrupulatnie mieszkańcy i zawożą samodzielnie do centrum recyklingu. Przykład tego japońskiego miasteczka, zamieszkałego przez niespełna półtora tysiąca osób, pokazuje, że każda inicjatywa, poparta zaangażowaniem i dobrą wolą, ma prawo bytu. Czy to w kwestii konsumpcji, recyklingu, ograniczania emisji CO2, czy wszystkich razem wziętych. Nie potrzeba wielkich deklaracji politycznych, by zacząć żyć bardziej ekologicznie na własnym podwórku. Im więcej będzie w

naszej codzienności zaangażowania w ochronę środowiska, tym efektywniejsze będą też działania rządzących na rzecz naszej przyszłości na planecie Ziemia.

 

Ewelina Wolna-Olczak

Gazetka 178 – luty 2019