KONIEC JEST BLISKI

Świat wokół nas nie jest miejscem bezpiecznym. Wojny, konflikty na tle rasowym i religijnym, zanieczyszczone środowisko, klęski żywiołowe… Wielu ludzi sądzi, że kres zbliża się nieuchronnie. Jak będzie wyglądał? Na to pytanie nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Jedni uważają, że zagłada przyjdzie z kosmosu. W naszą planetę uderzy rozpędzona asteroida, kometa lub inne ciało niebieskie, które zupełnie niespodziewanie znajdzie się na kursie kolizyjnym z Ziemią. Datę zagłady wyznaczyć może też sama natura, sprawiając, że wybuchnie jakiś superwulkan – choćby ten drzemiący pod Parkiem Yellowstone w USA. Albo – w samym sercu Europy, czyli Laacher See, który znajduje się 8 km od miejscowości Andernach położonej w Nadrenii-Palatynacie w zachodniej części Niemiec. Na razie nie niepokoi nikogo, śpiąc pod powierzchnią jeziora. Eksperci sądzą, że wybuch niemieckiego wulkanu mógłby doprowadzić do zniszczeń na trudną do wyobrażenia skalę, łącznie z globalnym ochłodzeniem. Póki co zaobserwowano jedynie niewielkie ilości dwutlenku węgla wydobywające się z podwodnego krateru, które na powierzchni jeziora uwalniają się w postaci bąbelków. Jednak tak naprawdę nie wiadomo, kiedy Laacher See może się obudzić. Superwulkany to dla naukowców wciąż zagadka – nie potrafimy przewidzieć ich aktywności, wybuch mógłby być nagły i nie dałoby się do niego w żaden sposób przygotować. Koniec może nadejść także z winy ludzi. Dojdzie do wielkiej awarii sieci energetycznych i teleinformatycznych, której skutkiem będzie niedający się opanować chaos i panika. Może wybuchnąć któraś z elektrowni atomowych, użyta zostanie broń atomowa, świat ogarnie wojenna gorączka, w wyniku klęski żywiołowej zabraknie jedzenia – możliwości jest bardzo wiele.

CZY KTOŚ SIĘ TYM RZECZYWIŚCIE PRZEJMUJE?

Chyba każdy z nas słyszał o nadchodzącym końcu świata. Wyznaczano różne daty, kierowano się kalendarzem Majów, przepowiedniami Nostradamusa, wyliczeniami komputerów. Większość ludzi traktuje apokaliptyczne opowieści jak bajki i się nimi wcale nie przejmuje. Niektórzy jednak chcą być na nadchodzącą zagładę przygotowani. To prepersi. Nazwa pochodzi od angielskiego słowa „prepare” – przygotowywać się. W Polsce ten ruch dopiero zdobywa popularność. W USA działa bardzo prężnie, promując się wpadającym w ucho hasłem: „Be prepared, not scared”, co można tłumaczyć jako: „Bądź gotowy (przygotowany), a nie przerażony”. Polscy prepersi na swojej stronie internetowej określają swe cele następująco: „Od grudnia 2013 r. prowadzimy facebookowy fanpage „Polish Preppers”, gdzie propagujemy ekologiczne rozwiązania dla gospodarstw domowych i nie tylko, aktywność fizyczną, permakulturę, patriotyzm, inspirujemy do zgłębiania różnych dziedzin nauki, na bieżąco monitorujemy kwestie zagrożeń dla bezpieczeństwa społeczności (w zakresie środowiskowym, gospodarczym, epidemiologicznym i in.), pobierając informacje od m.in. Centrum Zarządzania Kryzysowego; również informujemy o sposobach ochrony przed ww. zagrożeniami. W ramach projektu „Polish Preppers” i w duchu społeczeństwa obywatelskiego współpracujemy z pracownikami WOPR, GOPR, Straży Pożarnej i Wojska Polskiego w ww. zakresie”. Prepersi chcą być przygotowani do przetrwania w ekstremalnych warunkach. Właśnie w tym celu szkolą się w survivalu i gromadzą przedmioty mogące pomóc w przeżyciu w niesprzyjających warunkach. Nie należy tego ruchu utożsamiać z ludźmi budującymi schrony i zamierzającymi się w nich ukrywać.

PREPERSI

Preper to człowiek aktywny, nastawiony na działanie, skupiony na zapewnieniu sobie i swoim najbliższym ochrony w niepodzielnych sytuacjach. W USA mają swoje własne związki, organizacje i sklepy, w których można zaopatrzyć się w towary niezbędne na wypadek kataklizmów. Oferują one racje żywnościowe na kilka miesięcy z 20-letnim terminem przydatności do spożycia, domowe systemy do uzdatniania wody, oczyszczacze powietrza, suplementy diety dla całej rodziny, środki odkażające, jodynę i płyn Lugola, tak dobrze pamiętany przez dzieci, które musiały go pić w 1986 r. po wybuchu elektrowni atomowej w Czarnobylu. Asortyment obejmuje także świece, radia na korbkę, bandaże i ubrania. Polscy prepersi również prowadzą sprzedaż internetową, ale co ciekawe, bardziej koncentrują się na sprzęcie survivalowym przydatnym na co dzień, takim jak wielofunkcyjne scyzoryki, zapalniczki, zestawy pierwszej pomocy. Żywność to głównie konserwy i liofilizowane owoce.

 

Pokazuje to dobitnie różnice kulturowe i te związane z położeniem geograficznym Polski i USA. Za oceanem, ze względu na popularność wyznań protestanckich, wyczekujących na koniec świata już od XVI w. i na nim opierających w sporej części swą myśl teologiczną, przekonanie o nieuchronności apokalipsy jest częścią tożsamości religijnej wielu ludzi. To dlatego Amerykanie, zwłaszcza ci z tzw. „pasa biblijnego”, czyli południowych stanów, gdzie dominujące znaczenie ma konserwatywny odłam protestantyzmu, naprawdę i głęboko wierzą w to, że apokalipsa jest czymś realnym, mogącym zdarzyć się za ich życia. Przygotowują się na nią nie tylko duchowo, ale też w zupełnie przyziemny sposób, gromadząc zapasy i budując schrony. Niebagatelne znaczenie ma również amerykańska przyroda i warunki klimatyczne, tak różne od tych znanych nam z Europy. Kataklizmy nawiedzające co jakiś czas Amerykę są niezwykle groźne, pochłaniają mnóstwo ofiar, więc nic dziwnego, że ludzie starają się być przygotowani na najgorsze, by nie być zależnymi od nie zawsze dobrze działającej pomocy oferowanej przez władze stanowe i centralne. Polscy prepersi działają w odmiennych warunkach. Chyba dlatego ich aktywność mocno skupia się na survivalu, czyli sztuce przetrwania. Najczęściej są to wyprawy w jakieś oddalone od cywilizacji miejsca – lasy czy góry. Prepers wie, jak rozpalić ogień bez użycia zapałek, jak samodzielnie zrobić konserwę, jakie zioła i owoce można zjeść bez obaw o zatrucie, jak rozbić namiot czy zorganizować sobie bezpieczny nocleg w ostępach puszczy. Przygotowuje się na niespodziewane, ale uważa, że budowanie schronu to przesada. Raczej stara się nabyć umiejętności, które przydadzą mu się zarówno w terenie, jak i w zwykłym życiu.

 

 

Anna Albingier

Gazetka 178 – luty 2019