„Adaś ma raka. Potrzebne pieniądze na leczenie. Polubienie postu to 1 euro”, „Udostępnij, a Facebook przekaże 5 euro na rzecz…”, „Kasia zmaga się ze śmiertelną chorobą. Kliknij „lubię to!”, a pomożesz…” itd. Brzmi znajomo? Nie ma dnia, żeby na Facebooku nie pojawił się tego typu post. Oczywiście część z nich jest prawdziwa, bo w obliczu choroby, zwłaszcza nieuleczalnej i do tego dziecka, wszyscy łapią się każdej szansy, by zwrócić naszą uwagę na możliwość pomocy. Ale większość z nich to zwykłe naciąganie.

JAK TO DZIAŁA?

Wszystko sprowadza się do tak zwanej „fermy polubień”. Spamerzy wykorzystują zdjęcie, najczęściej skradzione z internetu, nierzadko z czyjegoś profilu. Warunek jest jeden – musi ono mieć niezwykły ładunek emocjonalny, by „zmusić” nas do współczucia. Cel? Zaangażować w historię na zdjęciu jak największą liczbę użytkowników. Zdecydowana większość z nas ma otwarte profile i zawarte na nich informacje są dostępne dla każdego. Łatwo je potem sprzedać innym spamerom. Otwarty profil umożliwia też „wyczyszczenie” naszych danych i zapełnienie ich informacjami na temat sprzedaży czy promocji produktów, które nas w ogóle nie interesują. Nie wspominając już o wirusach, które podpinane są pod konkretne posty. Otwarty profil oznacza też, że spamerzy zyskują dostęp do naszych danych kontaktowych. To żaden problem podesłać nam informację o jakiejś wygranej i poprosić tylko o numer telefonu. Co w tym złego? A to, że dzięki temu zyskują oni dostęp do naszej komórki, w której tak wielu z nas trzyma choćby dane bankowe.

Niektóre posty ostrzegają wręcz, że jeśli nie polubimy lub nie skomentujemy danej fotografii, czekać nas będą lata nieszczęść. To samo dotyczy postów związanych np. z chorymi lub zaniedbanymi i bezdomnymi zwierzętami. Problem w tym, że wielu ludzi daje się nabrać. Czy to oznacza, że jesteśmy emocjonalni? Z pewnością tak, ale pokazuje to też, że w wielu przypadkach jesteśmy po prostu naiwni. Jeśli jakiś post mówi, że dzięki komentarzom i polubieniom Facebook będzie za cokolwiek płacić, oznacza to, że mamy do czynienia ze spamem. Aby ustrzec się przed nieprzyjemnościami, należy zmienić ustawienia swojego konta i upewnić się, że nie jest ono publicznie dostępne.

Nie tak dawno przez Facebook przewinął się inny łańcuszek. Powszechnie udostępniano zdjęcie dziecka podpiętego do aparatury wspomagającej oddychanie. Samo zdjęcie zostało wcześniej ukradzione z innego profilu. Rzekoma pomoc miała polegać na tym, że za każde udostępnienie zdjęcia i napisanie „amen” w komentarzu Facebook miał wpłacać 5 euro na pomoc w leczeniu. Facebook nigdy takich ani podobnych akcji w żaden sposób nie wspomaga. Jeśli rzeczywiście potrzebna jest pomoc, w poście powinny pojawić się dane kontaktowe szpitala lub fundacji, które mogą potwierdzić prawdziwość apelu. Podobnie jest w przypadku zdjęć zaniedbanego zwierzęcia, których udostępnienie w jakiś magiczny sposób miałoby zapewnić mu dach nad głową, koc, pełną miskę itd. Proste pytanie – a niby kto miałby za to zapłacić?

SOLIDARNOŚĆ WIRTUALNA

Czy można mieć pretensje o to, że ktoś reaguje pozytywnie na czyjeś cierpienie? Nie można. Tym bardziej że tak wielu z nas wspiera najróżniejsze instytucje działające na rzecz nieznanych nam osób. Ale media społecznościowe pełne są też innych drażniących postów. Czy jest ktoś, kto nie widział postu w stylu „Z niektórymi z Was się pożegnam. Chcę zobaczyć, kto czyta mój wpis. Jeśli doczytałeś do końca, polub, skopiuj i wklej u siebie…”. Nie wspominając już o niedawnych postach dotyczących rzekomej prywatności naszych zdjęć i wszelkich materiałów, które staną się nagle publiczną własnością Facebooka, o ile nie powielimy bzdurnego zastrzeżenia.

NASZE PODWÓRKO

Niedawno Facebook roił się wręcz od typowych dla WOŚP serc. Pojawił się również łańcuszek rzekomo „bijący rekordy w przesyłaniu serduszek” znajomym. Nikt nigdy nie byłby w stanie sprawdzić, ile serduszek rozesłaliśmy, więc ustanowienie rekordu było absolutnie niemożliwe. Po drugie, WOŚP stanowczo odcięła się od tej akcji. Znów do czynienia mamy z typowym phishingiem, który polega na tym, że spamer, który zapoczątkował akcję, dostaje dostęp do naszych danych, adresów mailowych itd. W efekcie stajemy się nośnikami i ofiarami internetowego spamu; dostajemy maile i reklamy, których sobie nie życzymy.

Łańcuszki będą się pojawiać pewnie w nieskończoność. Niestety, tracą na tym ci, którzy rzeczywiście potrzebują pomocy. Sami padamy w tej sytuacji ofiarą tylko dlatego, że jesteśmy po prostu dobrzy i chcemy dobrze. Najzwyczajniej w świecie. Szkoda tylko, że są tacy, którzy tę naszą dobroć wykorzystują dla własnych idiotycznych potrzeb.

 

Filip Cuprych

 

 

Gazetka 179 – marzec 2019