Śnięte ryby stały się znakiem katastrofy, która dotknęła drugą pod względem długości rzekę Polski, Odrę. Od lipca w ekosystemie rzecznym, na przestrzeni kilkuset kilometrów, w pięciu województwach, zaczęto obserwować martwe ryby. W sierpniu przypuszczenie stało się faktem: doszło do skażenia wód i idących w miliony zgonów ich mieszkańców. Takiej katastrofy Odra jeszcze nigdy nie doświadczyła i będzie po niej długo rekonstruować swą bioróżnorodność.

MILION ZŁOTYCH…

O katastrofie zaczęto w Polsce mówić bardzo późno, bo dopiero po dwóch – trzech tygodniach od zanotowania pierwszych niepokojących zgłoszeń dotyczących martwych ryb i złej jakości wody. Niestety, przez tę opieszałość w zasadzie nie istniały środki, które mogłyby przeciwdziałać zjawisku wymierania w Odrze milionów osobników. Jedyne, co człowiek mógł zrobić, by wspomóc zrujnowaną przyrodę (i oczywiście własny interes), to odławiać martwe zwierzęta, by nie mnożyć skali zatrucia i nie „wpuścić” go do Bałtyku.

Z wyjątkową pasją jednak, gdy już dostrzeżono problem, zabrano się za szukanie winnego. Nagle uwaga wszystkich polityków i mediów skupiła się na obarczeniu za krytyczny stan Odry konkretnej osoby, jednostki. Jako że bezpośredniego sprawcy w pierwszych tygodniach nie znaleziono (a i w kolejnych prawdopodobnie się on nie znajdzie), pokazowo stanowiska straciło kilka ważnych osobistości – w związku z uchybieniami towarzyszącymi reakcji na zaistniałą sytuację. Śledztwo natomiast wspiera nagroda Komendanta Głównego Policji w wysokości miliona złotych za wskazanie ewentualnego winowajcy.

MILION HIPOTEZ…

Jak się po kilku tygodniach analiz okazuje, nie będzie to zadanie łatwe, gdyż prawdopodobnie za katastrofę nie jest odpowiedzialny jeden czynnik ani jeden podmiot. Na początku mnożyły się scenariusze dotyczące przyczyn katastrofy: bomba ekologiczna, rtęć, trujące algi, postępująca susza, odpady przemysłowe odprowadzane z fabryk, toksyny sinicowe, tajemnicze beczki, toksyczne skorupiaki, mezytylen, a nawet… wirus Covid-19.

Prawdopodobnie, do czego skłania się wielu naukowców (choć oczywiście badania są cały czas w toku i raz po raz ukazują jakąś nową opcję), skażenie wynika z przypadkowego spiętrzenia się kilku negatywnych czynników, które przy postępującej suszy, historycznie niskim poziomie wody w Odrze, a także w związku z upałami przyczyniły się do katastrofy o niespotykanej dotąd w Polsce skali. Byłby to oczywiście znak naszych czasów, który wielu wolałoby wyprzeć ze świadomości – zmiany związane z pospieszającym ociepleniem klimatu będą pojawiać się na całym świecie w coraz to nowej formie, zaskakując swoim niszczącym zasięgiem.

Jako że w sierpniu wykazano bardzo wysokie zasolenie rzeki, przyczyn zaczęto upatrywać w bezpośrednim zrzucaniu do niej wody będącej odpadem kopalnianym. O ile przy normalnym stanie wód to zjawisko prawie nieszkodliwe (lub mało szkodliwe), o tyle w obecnej sytuacji, w połączeniu ze zgromadzonymi substancjami toksycznymi różnego rodzaju, mogło wywołać pomór rzecznej flory i fauny. Co dokładnie, w jakiej ilości, gdzie, kiedy i przy czyim błogosławieństwie – odpowiedzi na te pytania prawdopodobnie społeczeństwo polskie się nie doczeka.

MILION ZGONÓW…

Skutki skażenia wody, nawet jeśli był to niefortunny zbiór kilku potencjalnie nieszkodliwych czynników, są niewyobrażalnie wielkie. Setki tysięcy martwych dorosłych, wyłowionych z rzeki osobników (liczonych już w setkach ton) oznacza, że w korycie, w wodzie i na dnie, pozostały miliony zwłok narybku oraz drobnych osobników. Oczywiście nie zginęły tylko ryby – wszystkie stworzenia wodne, bezkręgowce, rośliny, płazy narażone w tym samym czasie na skażenie prawdopodobnie ucierpiały równie mocno. Pojawiły się również martwe ptaki i ssaki, dla których Odra i jej brzegi były naturalnym środowiskiem.

Koszty dla ekosystemu Odry są ogromne. Mimo że w dość szybkim czasie woda wróciła do akceptowalnej jakości przynajmniej w początkowym biegu, to jednak strat nie da się odwrócić. Ekosystem będzie się odradzał przez dekady, choć można wspomóc odbudowywanie gatunków w jego obrębie poprzez sztuczne zarybianie. Nietaktem byłoby mówienie w tym miejscu o kosztach dla rolnictwa, turystyki czy odbudowy wizerunku politycznego Polski na arenie międzynarodowej – są one znikome w porównaniu z tym, z czym musi zmierzyć się nadodrzańska biosfera. Problemem są martwe organizmy rozkładające się na dnie rzeki, które wtórnie ją zanieczyszczają i powodują zgony kolejnych osobników.

PATRZMY NA RĘCE!

Z tej lekcji Polska (ale i cały świat) może wyciągnąć bardzo ważny wniosek. O jakość otaczającego nas środowiska trzeba nieustannie dbać i w dzisiejszych czasach dwuznacznej moralności oraz postępującego globalnego ocieplenia nie można odpuścić podstawowych działań, by to środowisko należycie chronić. Jako że człowiek przez stulecia mocno ingerował w bieg Odry i jej zdolność do samooczyszczania (kierowany własnym interesem, np. żeglugowym), jest odpowiedzialny za ochronę jej wód poprzez kontrolowanie ich jakości oraz wprowadzanie restrykcyjnych przepisów. W polskiej rzeczywistości musi się to rozszerzyć na rozbudowę całego sektora kontroli oraz dostarczenia odpowiednich narzędzi inspekcyjnych i monitorujących, dzięki którym na bieżąco będzie oceniana jakość wód we wszystkich rzekach i zbiornikach w Polsce. Powinno to ukrócić praktyki wyrzucania nieczystości czy substancji toksycznych do wód, co niestety dzieje się cały czas i często przymyka się na to oko. Jeszcze nie wiadomo, w jakiej skali takie działania miały wpływ na wakacyjne skażenie Odry, ale gdyby nie one, znacznie poprawiłaby się lokalna jakość wody, a tym samym – miejsce życia wielu roślin i zwierząt. Warto więc patrzeć nie tylko na to, co i kto wokół nas wrzuca do wody, ale i na ręce rządzących, którzy są odpowiedzialni za dbanie o naszą wspólną przestrzeń, a przy wspomnianej katastrofie chyba o tym zapomnieli.

 

Ewelina Wolna-Olczak

 

 

Gazetka 214 – wrzesień 2022