Po ciężkim dniu zasiadam w końcu w ciszy i spokoju przed telewizorem. Tam czeka na mnie już nowy sezon ulubionego serialu. Na szczęście cały sezon, bo oglądanie co tydzień po jednym odcinku to koszmar. Zasiadam, odpalam… i po sześciu godzinach zaliczam całość. Ufff… Z głowy, mogę iść spać. Jest trzecia w nocy, pobudka o szóstej. Jutro kolejny maraton – jeśli nie cały, to chociaż dwa-trzy odcinki. Pojutrze ciąg dalszy. Popojutrze też. Dla relaksu.

Po takim tygodniowym serialowym maratonie wstaję nieprzytomna. Zmierzła. Krzyczę na dzieci, spóźniam się do pracy, czuję się zmęczona, sfrustrowana, wszystko leci mi z rąk. Bolą mnie oczy, dokucza kręgosłup, na widok chipsów mam mdłości. To znak, że czas wypaść z transu…

JESZCZE TYLKO JEDEN…

Jestem binge-watcherem. To ktoś, kto ogląda seriale na platformach streamingowych hurtem, jednym ciągiem, bez dłuższych przerw. Zjawisko binge-watchingu (lub binge-viewingu, marathon-viewingu) pojawiło się wraz z powstaniem ofert VOD (video on demand), a rozwinęło wraz z udostępnianiem całych sezonów seriali przez serwisy typu Netflix czy HBO. Wówczas wielu widzów przestało czekać na cotygodniowe premiery, a zaczęło oglądać w dwóch-trzech rzutach cały sezon. Rekordziści robią to za jednym zamachem.

Fabuły seriali oczywiście wciągają, wzmacniają identyfikację z bohaterami i ciekawość poznania ich dalszych losów, ale to możliwość odpalenia kolejnego odcinka (a bardzo często włącza się on sam, choć jeszcze poprzedni dobrze się nie skończył) przykuwa na dłużej do fotela. Netflix, marketingowy pionier, jako pierwszy wprowadził udostępnianie całych sezonów, a także włączanie kolejnych odcinków na napisach oraz pokazywanie tytułu w kilku miejscach platformy. Dzięki temu nie jesteśmy w stanie ominąć bez emocji danego serialu, a jeśli już zaczniemy oglądać, bardzo trudno wypaść z „ciągu”. Zaczynamy wieczorem, często z zamiarem poświęcenia na to godzinki lub dwóch, ale przecież jeszcze jeden, jeszcze tylko jeden, a za oknem robi się nagle jasno i wita nas komunikat o świcie: kolejny sezon za rok. A w sercu pustka…

Z UŚMIECHEM W KAJDANKI

Prócz tego, że takie nałogowe oglądanie seriali dla wielu jest niezwykle przyjemne (godziwa dawka dopaminy!), to niesie ze sobą też dość duże ryzyko mniej przyjemnych konsekwencji. Choć sam w sobie nie jest uzależnieniem, binge-watching potrafi wywoływać niepokojące stany. Prowadzi do zaniedbywania relacji z innymi ludźmi, codziennych obowiązków, hobby. Doświadczenia kulturalne powinny rozbudzać emocje i pobudzać do refleksji, jednak serialowemu maratonowi bliżej do uzależnienia od używek niż do kulturalnego uniesienia. U wrażliwszych widzów zakończenie sezonu serialu (poziom dopaminy spada!) pogłębia uczucie samotności i izolacji, generuje problemy z kontrolą nad swoim życiem i nad emocjami, wpędza w stany depresyjne, intensyfikuje stany lękowe, apatię, demotywuje, obniża nastrój. Do tego jesteśmy fizycznie zmęczeni, co nie poprawia samopoczucia. Stajemy się niewolnikami – ale nie samej telewizji i co tydzień udostępnianych odcinków. Tutaj sami sobie zakładamy kajdanki, przykuwając się nimi do ekranu aż po ostatni odcinek serialu. Po jego obejrzeniu czujemy pustkę, niedosyt, a nawet przeżywamy swoistą żałobę po rozstaniu z bohaterami, z którymi zdążyliśmy się utożsamić. Przy dłuższych maratonach musimy się też liczyć z konsekwencjami dla ciała: nasza aktywność spadła, więc ograniczyliśmy ruch, za to zapewne nie żałowaliśmy sobie przekąsek, więc i wskaźnik wagi ruszył w górę. Do tego brak snu, a w dłuższej perspektywie potencjalne problemy ze snem. Skutki binge-watchingu wydają się bardzo poważne.

SERIALOWE TARAPATY

Kiedy oglądanie seriali faktycznie staje się problemem? Warto sobie szczerze odpowiedzieć na kilka pytań:

  • Czy oglądanie seriali jest jedną z ważniejszych aktywności w życiu?
  • Czy podpatrywanie cudzych problemów odciąga od własnych – i to pomaga od nich uciec, poczuć się lepiej (na krótką metę)?
  • Czy przez seriale zaniedbuje się pracę, rodzinę, relacje z innymi?
  • Czy liczba godzin przed ekranem znacząco wzrosła (lub rośnie) w ostatnim czasie?
  • Czy po zakończeniu maratonu odczuwa się psychiczne lub fizyczne konsekwencje „odstawienia” (jak przy uzależnieniu)?
  • Czy po dłuższej przerwie w binge-watchingu z łatwością wpada się na nowo w stan nałogowego oglądania i trudno jest go porzucić?

Jeżeli na większość z tych pytań padnie odpowiedź twierdząca, niestety – istnieje poważny problem. Wówczas najlepiej ograniczyć oglądanie, wprowadzić sobie limity lub całkowicie na jakiś czas zarzucić włączanie telewizora. Jeśli byłyby z tym większe trudności, niestety potrzebne będzie dodatkowe wsparcie terapeuty – i wówczas binge-watching staje się realnym problemem psychologicznym, z którym samodzielnie nie jesteśmy sobie w stanie poradzić.

MOC (SAMO)KONTROLI

Na szczęście nie każdy, kto lubi oglądać seriale jednym ciągiem, wpada od razu w problemy zdrowotne i psychiczne. Najważniejsza jest kontrola – żeby nie wypaść ze swojego życia przez przywiązanie do pilota. Jeden serial w dwie noce to jeszcze nie tragedia, ale dziesięć seriali w miesiąc powinno już skłonić do głębszych refleksji. Oczywiście mowa o dorosłych widzach, którzy samokontrolę mają już dobrze wykształconą i ugruntowaną. W przypadku dzieci i młodzieży niestety nie można silić się na optymizm – nie ma co liczyć na ich samokontrolę; potrzebna jest kontrola rodziców. Zawsze lepiej dmuchać na zimne, rozmawiać, tłumaczyć, sprawdzać. Oraz, co dla wielu rodziców jest zapewne problematyczne, samemu dawać dobry przykład w tym względzie.

 

Ewelina Wolna-Olczak

 

 

Gazetka 215 – październik 2022