15 października Międzynarodowy Dzień Naprawy

W jednym z sieciowych sklepów odzieżowych kapitalna promka. Dziesięciopak męskich skarpet bawełnianych w cenie pięciu euro. Grzech nie brać! Biorę dla wszystkich mężczyzn w rodzinie. W domu nachodzi mnie refleksja. Czy babcia Zosia byłaby ze mnie dumna? Skądże. Natarłaby mi uszu.

DO WIDZENIA, PRZYJACIELE!

Wiadomo, postęp technologiczny i rozwój wielu dziedzin życia niosą ze sobą dobrobyt i wygodę. Z drugiej strony zostawiają na pastwę losu zawody, które straciły na znaczeniu ze względu na automatyzację oraz przewartościowanie niektórych zasobów. Według szacunków Uniwersytetu w Oxfordzie w ciągu najbliższych dwudziestu pięciu lat połowa istniejących dziś zawodów zniknie na skutek zmian technologicznych. Inni analitycy prognozują, że prawdopodobnie całkowicie odejdzie do lamusa tylko 5 proc. zawodów, ale 45 proc. z nich zostanie całkowicie zrobotyzowanych.

A moja babcia Zosia była mistrzynią repasacji (fr. rapiéçage – naprawa, łatanie). Wieczorami ręcznie kompensowała uszkodzone pończochy, skarpety i rajstopy. W Polsce od lat sześćdziesiątych do końca lat osiemdziesiątych, wobec wysokiej w owych czasach ceny pończoch i rajstop z nylonu, koszt ich naprawy („podniesienia oczek”) był relatywnie niski. Fachowo zrekonstruowane praktycznie nie różniły się od nowych, toteż popyt na tego rodzaju usługi był ogromny. Do dziś pamiętam niepozorne punkty umieszczone w sklepach różnych branż – pokątne stoliki z krzesłem, nad którymi świeciła mocna żarówka. Ciekawe, ale te jednoosobowe przedsiębiorstwa w czasach tzw. realnego socjalizmu miały taryfę ulgową, kiedy wszystkich innych prywaciarzy tępiono na potęgę. Ewidentnie grube ryby komunizmu zdecydowały się na pewne ustępstwa dla żon decydentów. Dzisiaj, z powodu znacznego spadku cen wyrobów pończoszniczych i monstrualnej nadprodukcji, punkty repasacji pończoch straciły rację bytu.

Zniknęli ustawiacze kręgli, szturchacze (ludzie-budziki pukający do drzwi lub okien), flisacy, latarnicy, posłańcy, praczki, pucybuci, tragarze i czyściciele ulic. Na wagę złota są szewcy, krawcy, kaletnicy czy kowale. Jeszcze pół wieku temu rzemieślnicy stanowili potężną grupę zawodową. Jako mistrzowie mogli przynależeć do cechów, uczyć i egzaminować swoich następców. Dziś mało kto daje buty do podzelowania czy przerabia spódnice na wymiar. Wszystko, co podniszczone, przetarte lub dziurawe, bez żenady wyrzucamy, bo nowe bezwstydnie pcha nam się do koszyka. Często internetowego.

Czy scenariusz rysuje się aż tak posępnie? Nie, nie bądźmy czarnowidzami. Część zawodów ewidentnie ulegnie zmianie lub całkowicie zniknie z rynku pracy, ale jednocześnie powstanie jeszcze więcej nowych profesji, które w tej chwili trudno nawet przeczuć, a co dopiero nazwać. Wiemy tylko, że globalne megatrendy wyznaczają kierunki rozwoju: środowisko, zdrowie i technologia. Według raportu Światowego Forum Ekonomicznego 65 proc. dzieci zaczynających teraz naukę będzie pracować w zawodach, które jeszcze nie istnieją. Kto piętnaście lat temu podejrzewałby, że na publikacjach w internecie będzie można zbijać krocie? Patrz: instagramer, tiktoker.

Żal tylko, że dzisiaj usługi repasacji bywają świadczone w nielicznych punktach krawieckich, a mało kto chce dać drugie życie dziurawej skarpetce.

UJARZMIĆ POPĘDY

Ubiegłe stulecie, a szczególnie lata powojenne, wniosło wiele zmian zarówno w świadomości ludzkiej, jak i stylach życia społecznego. Zmianie uległ model rodziny, sposób spędzania wolnego czasu oraz podejście do zarządzania pieniędzmi. Mówi się, że współcześnie pojęcie trwałości zaczyna być pewnego rodzaju archaizmem. Nie tworzymy więzi ani z przedmiotami, ani z ludźmi. Dawniej świat wydawał się człowiekowi bardziej stabilny. Przedmioty, które go otaczały, były solidniejsze, a ludzie żyli w sposób bardziej zależny od siebie. Dzisiaj sprzęty, które posiadamy, pełnią jedynie fukcję otaczających nas gadżetów. Nieustannie je zmieniamy i łatwo się ich pozbywamy. Mają zastosowanie praktyczne. Cel? Zapewnić rozrywkę, usprawnić pracę, wspomóc obowiązki domowe.

Nie łudźmy się, kupujemy coraz więcej, bo wmawia się nam, że jakiś produkt lub usługa są niezbędne i wyjątkowe. Marketingowcy stale kreują sztuczne potrzeby. Przedmioty jednorazowego użytku stały się codziennością. Wzbudza się w nas wyrzuty sumienia, wmawiając, że według paradygmatu wzrostu gospodarki trzeba sprzedawać i kupować. Molochy produkcyjne idą o krok dalej – skracają cykl życia produktów. Nowe kolekcje marek odzieżowych trafiają na wieszaki kilka razy do roku. Globalna konsumpcja odzieży w XXI wieku wzrosła o 60 proc. Rynek odpadów tekstylnych w Polsce szacowany jest na 2,5 mln ton rocznie! Czy można przerwać błędne koło? Jasne, pierwsze jaskółki zmian już widać. Firma Adidas wykorzystała plastik oceaniczny do produkcji jednej z kolekcji butów. Zara przetworzyła konfekcję z poprzednich kolekcji i stworzyła nowe ubrania. H&M udziela rabatu klientom, którzy oddają używane ciuchy. Da się.

Rozbuchana konsumpcja wpływa na nasz stosunek do tego, co nas otacza. Z dekady na dekadę zaczęliśmy traktować ludzi podobnie jak rzeczy. Czyż nie łatwiej przychodzi nam zawieranie nowych znajomości i odsiew tych „niewygodnych”? Nie bardzo mamy ochotę zmierzyć się z relacjami; zaangażować w naprawę tego, co uszkodzone lub niewystarczająco funkcjonujące. Moszcząc się w fotelu, otoczeni przedmiotami-robotami czujemy się mniej odpowiedzialni za przestrzeń, w której żyjemy, i za społeczność, w której obracamy się na co dzień. Czy coś w tym złego, że chcemy żyć w podwyższonym standardzie? Nic. Tyle że kiedy chęć posiadania staje się naszą obsesją, przepadamy z kretesem. Kiedy „mieć” staje się dla nas ważniejsze niż „być”, postrzegamy innych wyłącznie poprzez pryzmat tego, co posiadają.

IDZIE NOWE

Komisja Europejska ogłosiła nowe zasady zrównoważonego rozwoju. Urzędnicy unijni stawiają na ekonomię zamkniętego obiegu, aby produkty firm działających na jej terytorium (mowa tu zarówno o odzieży, jak i meblach czy nawet oponach oraz detergentach) były trwalsze, niezawodne, wielokrotnego użytku, energooszczędne, zasobooszczędne, podlegające i łatwiejsze w naprawie oraz nadające się do recyklingu. Prawo do naprawy to nowe życie dla urządzeń. Przestrzeganie zasad gospodarki o obiegu zamkniętym zmniejsza szkody dla środowiska wynikające z ograniczonej żywotności produktów. Ponadto UE chce podjąć konkretne działania w celu wyeliminowania greenwashingu (inaczej ekościema – strategia marketingowa, której celem jest stworzenie mylnego wrażenia, że dana firma i jej produkty są przyjazne dla środowiska). Według niezależnych badań dziś aż 42 proc. oświadczeń dotyczących zrównoważonego rozwoju zawiera fałszywe lub złudne informacje. Czy nadchodzi koniec czasów, w których co kilka sezonów trzeba kupować nowy sprzęt elektroniczny, bo aktualnego nie można lub nie opłaca się naprawić? Na to wygląda.

15 października obchodzimy Międzynarodowy Dzień Naprawy. To dobra okazja, by coś zszyć, zacerować, przerobić, zmontować, dokręcić śrubkę czy wymienić żarówkę. Święto po raz pierwszy odbyło się w 2017 roku z inicjatywy brytyjskiej organizacji Restart Project. Celem przedsięwzięcia jest nauczenie ludzi dłuższego korzystania ze sprzętów elektronicznych. Organizacja prowadzi tzw. restart parties. To seria warsztatów i imprez, podczas których ludzie uczą się, jak naprawić swoje sprzęty, by móc korzystać z nich dłużej. Ciekawą inicjatywą są repair cafés – kafejki, w których złote rączki pomagają naprawiać drobne sprzęty elektroniczne. Choć RTV i AGD to nie wszystko. To samo dotyczy konfekcji, butów, torebek, zegarów, mebli, zabawek, rowerów.

Co ciekawe, w Belgii repair cafés są miejscami dostępnymi szerokiej publiczności (choć znane wąskiej), a swe usługi świadczą w nich wolontariusze – specjaliści w określonej dziedzinie (jeśli masz talent, koniecznie dołącz do grupy!). Dzięki inicjatywie naprawiono już blisko trzydzieści tysięcy przedmiotów i powstrzymano produkcję 177 ton śmieci! W familiarnej atmosferze, przy kubku kawy lub herbaty, poznasz tajniki naprawy i spotkasz społeczność, której zwyczajnie zależy. I na przedmiotach, i na ludziach. Nawyk oddawania starych rzeczy do naprawy generuje zysk na wielu płaszczyznach – to gest dla planety oraz oszczędność czasu i pieniędzy, które trzeba by poświęcić na szukanie zastępcy.

Według badań Eurobarometru aż 77 proc. konsumentów w UE wolałoby naprawić swoje urządzenia niż kupić nowe. Ostatecznie jednak muszą je wymienić lub wyrzucić ze względu na koszty lub brak możliwości naprawy. Dziś ze świecą szukać szewców, zegarmistrzów czy dobrych krawców, a to oni powinni stać na czele ruchu zmiany. Jeśli znajdziesz takiego speca (lub sam masz zacięcie rzemieślnicze), koniecznie daj znać znajomym i zamieść post na portalach społecznościowych. Założę się, że znajdzie się ktoś, kto chętnie odda w dobre ręce złamany obcas, za długie spodnie lub uszkodzony pasek od torebki. Walczmy z kulturą wyrzucania. Nie generujmy odpadów. Odwróćmy ten trend. Ze swojej strony obiecuję, że skarpetki zaceruję, względnie przerobię na pacynki ku uciesze córki.

 

Sylwia Znyk

 

Gdzie naprawić?

https://repairtogether.be

www.asblrcr.be

www.repaircafe.org

 

 

Gazetka 215 – październik 2022