Zauważyliście pewnie, że media coraz więcej uwagi poświęcają osobom, które stały się bogate w ekspresowym tempie? Chodzi tu niemal zawsze o ludzi bardzo młodych – takich, powiedzmy, przed trzydziestką. Wielkim hitem jesiennej ramówki belgijskiego VRT miał być właśnie program o takich młodych i ambitnych rekinach biznesu – „FIRE vroeg op pensioen”, w wolnym tłumaczeniu: „Fire – wcześniejsza emerytura”. Napisałam o nim nawet tekst. Był o tym, że to supersprawa, bo młodzi i ambitni, że inspiruje i takie tam, ale niestety musiałam wrócić do biureczka i wprowadzić kilka poprawek, bo jak się okazało, niektórzy postanowili dojść do sukcesu bardzo na skróty. Postanowiłam zatem przyjrzeć się niektórym „milionerom na szybko” i doszłam do wniosku, że nie wszystko złoto, co się świeci.

KIEDYŚ TO TEGO NIE BYŁO!

Powiedzenie naszych rodziców i dziadków można bardzo łatwo przyłożyć do fenomenu młodych ludzi, którzy w ekspresowym czasie i często w naszym mniemaniu niemal bez wysiłku dołączają kolejne zera na swoich kontach bankowych. Jeśli popatrzymy na bogaczy z dziada pradziada, takich jak amerykańska rodzina Rockefellerów czy nasi polscy Grycanowie, zauważymy, że na sukces najmłodszego pokolenia składają się wysiłki ich dziadów. Nazwiska i marki, które przynoszą największe zyski: TESLA, Microsoft, Apple, mają swoje początki gdzieś w piwnicach i garażach. Niektórzy ambitni często latami czekają na wielką szansę, która dla wielu nie nadchodzi nigdy.

Wiele rodzin, które podaje się za przykład aspirującym do osiągnięcia sukcesu, swoją pozycję ugruntowało ciężką pracą przodków, którą teraz jedynie pielęgnują, doglądają i unowocześniają. Jeśli dzieci czy wnuki milionerów decydują się na pracę w rodzinnym biznesie, otrzymują w spadku nie tylko pieniądze, ale też tradycję i wielką odpowiedzialność, którą nie wszyscy potrafią udźwignąć. Dawniej sytuacja ekonomiczna, ograniczenia w kwestii dostępu dóbr i środków oraz reklama „dbały” o to, że na rynku pozostawali jedynie najsilniejsi, elastyczni oraz ci, którzy byli w stanie poświęcić dla sukcesu znacznie więcej niż inni. Często to dopiero ich wnuki mogły zebrać owoce. Na nazwisko i pozycję na rynku trzeba było pracować i czekać. Teraz wszystko można przyspieszyć, rozdysponować, unowocześnić i pakować w tak sposób, żeby sprzedać jak najwięcej w jak najkrótszym czasie.

W przeszłości osoby, które miały chwytliwy pomysł, musiały liczyć się także z tym, że ze względu na mniejszy dystans między producentem a klientem w razie jakichkolwiek uchybień w jakości produktu ich kariera mogła skończyć się w ciągu jednego dnia. Ponieważ często działali lokalnie, łatwiej było budować zaufanie i dużo szybciej można było je stracić. Oczywiście nie należy sądzić, że dawniej nie było szemranych interesów i nieuczciwych szefów – oczywiście, że byli! Chodzi raczej o ich liczbę i wpływ, jaki mieli na społeczeństwo i świat. Lata prób i błędów, szukanie inwestorów oraz pomysłu na siebie zaowocowały w przypadku właścicieli tych znanych i wiodących na rynku firm, ale jest też wiele takich osób, które mimo wielkiego zaangażowania i tytanicznej pracy wciąż pozostają w niszy. Oprócz pracy i talentu trzeba mieć także sporo szczęścia. Kiedy patrzymy na sukcesy młodych milionerów „na szybko”, wydaje się, że szczęścia mają tak samo jak pieniędzy – pod dostatkiem.

ŁATWO PRZYSZŁO

Oczywiście szczęście to i w przypadku młodych milionerów nie wszystko. Jak się okazuje, obok chwytliwego pomysłu mają oni też niskie poczucie sprawiedliwości i moralności. W przypadku „FIRE” jeden z uczestników, Wout Schrijvers (28) z Diepenbeek, dorobił się majątku na podejrzanych inwestycjach bazujących na sprawnie skonstruowanych piramidach finansowych, których początków należy szukać w Rosji. Wout mieszka w Dubaju, chwali się markowymi ciuchami, a jego „inwestorzy” dbają o jego niekończące się zasoby. W jego oczach wszystko jest OK – on zarabia, a to, co się dzieje z innymi ludźmi, którzy przez jego nielegalne praktyki tracą majątki i wikłają się w poważne problemy finansowe, to już nie jego problem. Reklamując swoją działalność, Wout mówił o niemal natychmiastowych i pewnych zyskach, a jako przykład sukcesu podawał oczywiście siebie samego. Jego media społecznościowe są dokumentacją pasma sukcesów; kolorowe magazyny po prezentacji „FIRE” rozpływały się nad kreatywnością i zaradnością młodego przedsiębiorcy.

Podobnie było i na naszym podwórku. Nie wiem, czy pamiętacie „najmłodszego polskiego milionera” Piotra Kaszubskiego. Chłopak pojawił się w mediach z dnia na dzień, w programach śniadaniowych opowiadał o swoich pomysłach i reklamował swoje cudowne specyfiki do pielęgnacji zębów. Maszynka promocji nabijała klientów, ale właściwie nikt nie zastanawiał się ani nad wartością sprzedawanych przez Kaszubskiego środków, ani nad ich bezpieczeństwem dla zdrowia, ani nad finansowym i prawnym aspektem jego działalności.

Obecność w mediach, nieustanna promocja na salonach, wspólne zdjęcia z gwiazdami – wszystko to składa się na sukces młodych milionerów. Dziś nie tyle bowiem chodzi o reklamę produktu czy usługi, ile o autopromocję ich właściciela czy twórcy. Kontrakty reklamowe, fani na Instagramie, Twitterze i Facebooku liczą się dużo bardziej nawet niż dobra sprzedaż, ponieważ to oni przynoszą ze sobą zyski. Marki odzieżowe, producenci samochodów, zegarków, właściciele hoteli i restauracji bardziej zainteresowani są współpracą z kimś, kto ma milion oglądających na Ista, niż kimś, kto w piwnicy rodziców usiłuje złożyć do kupy robota. Dlatego też tylu jest obecnie bajecznie bogatych „osobowości internetowych” i „kreatorów medialnych” – oni mają zasięgi, a zasięgi to reklama. Wartości, jakie taki młody milioner wyznaje, uczciwość jego firmy, produktu czy usługi, którą stworzył, są obecnie gdzieś na szarym końcu.

W przypadku Wouta i Kaszubskiego wszyscy wokół byli zajęci klepaniem „młodych i ambitnych” po pleckach. Dopiero po pewnym czasie ktoś zaczął zadawać niewygodne pytania. O podatki, o uczciwość, o zabezpieczenie danych klientów i środków od inwestorów, o jakość sprzedawanych produktów. Szybko wówczas okazało się, że młode wilki nie zawsze grają uczciwie i bardziej niż na zadowoleniu klientów i na porządku w papierach zależy im na powiększaniu kont w banku. Obu panom postawiono poważne zarzuty; Kaszubski niedawno uzyskał uniewinnienie w kilku kwestiach (wątpliwości co do rejestracji i bezpieczeństwa środków, które oferował), Wouta nadal czeka maglowanie.

ŁATWO POSZŁO

Kariery i pieniądze robione na szybko mają to do siebie, że często równie chyżo się kończą. Wielu młodych milionerów znika z radaru i nigdy więcej nie pojawia się na powierzchni. Niektórzy odsprzedają swoje marki i pomysły innym, zadowalając się życiem na uboczu i wydawaniem pieniędzy, które jakoś same zdają się magicznie pomnażać. Inni, ci nieuczciwi, zwijają manatki w chwili, kiedy ogary wymiaru sprawiedliwości i urzędu podatkowego następują im na pięty. Influencerzy sprzedający „ubrania własnego projektu” z Ali Express, tanie talerze przepakowywane w szykowne pudełeczka, „ręcznie robione kryształowe czaszki” i „leczące kamienie”, tabletki na wszystko i „opaski bioniczne” są w stanie zwinąć biznes w kilka godzin, ponieważ ich firmy nie mają siedzib w Europie, a jedyną opcją kontaktu jest skrzynka pocztowa i telefon do pani „Jadzi”, która wyuczona jest kilku formułek.

Młodzi ludzie są bombardowani w mediach społecznościowych obietnicami natychmiastowego sukcesu i widzą, że ich rówieśnicy mają wypchane portfele, szybkie samochody i drogie wakacje, dlatego właśnie tak łatwo dają się manipulować i trafiają na przykład w sieć piramid finansowych. Każdy chce przecież „zarobić, żeby się nie narobić”, to zupełnie naturalny odruch. Nie każdy jednak zdaje sobie sprawę z tego, że łatwe i szybkie pieniądze to mit. Kiedy na jaw wychodzą machlojki młodych milionerów, ich kariera kończy się niemal błyskawicznie. Utrata fanów, ograniczone zasięgi, blokada w mediach społecznościowych to właściwie śmierć dla promowanej marki lub produktu, którego reklama opierała się tylko na jednej „gębie”. Młodzi ludzie częściej niż o konsekwencjach swoich działań myślą o natychmiastowej nagrodzie, szybkim zysku, nie interesuje ich, czy swój cel osiągają, idąc po trupach.

Dla równowagi trzeba też powiedzieć, że niektórzy młodzi milionerzy nie wiedzą nawet, na czym opiera się ich biznes – nie są świadomi (albo udają), że stworzyli na przykład piramidę finansową, albo że oszukują swoich klientów, sprzedając im nie ten produkt, który reklamują. Niestety młodzi milionerzy uwikłani w problemy z prawem unikają odpowiedzialności karnej i znikają, pozostawiając za sobą nieprzyjemny swądek. Nie oznacza to rzecz jasna, że ktoś uczy się na błędach – tak jak się to okazało w przypadku programu VRT. Bardzo szybko zapominamy o niebezpieczeństwach szybkiego zysku i lecimy ku jego obietnicy jak ćmy do świecy.

ZGNIŁE JAJO

Czy zatem powinniśmy teraz pospołu urządzać polowania na czarownice i deptać w zalążku każdy pomysł młodego i dynamicznego inwestora, twórcy i przedsiębiorcy? Oczywiście, że nie! Nie każdy, kto w wieku trzydziestu kilku lat może sobie pozwolić na odcinanie kuponów od swojego sukcesu, jest złodziejem i oszustem. Wielu jest też takich, którzy trafili ze swoim pomysłem w niszę i uczciwie dorabiają się majątku, pomagając przy tym w rozwoju ekonomicznym i gospodarczym innym – współpracownikom, inwestorom, klientom. Kilka zgniłych jaj nie może zepsuć nam atmosfery w całym kurniku. Dzięki innowacyjnym pomysłom i świeżej krwi możliwy jest dynamiczny rozwój, który przynosi korzyści każdemu.

Przykłady takie jak ten programu „FIRE” pokazują, jak bardzo media muszą być czujne, by nie promować czegoś, co tak naprawdę jest oszustwem na wielką skalę. Nie można jednak powiedzieć, że istnienie produkcji tego typu powinno być zakazane! Wręcz przeciwnie – dzięki nim inni, młodzi i starsi, z pomysłami i ambicjami mogą się wybić. Ludzie sukcesu inspirują do działania, dają do myślenia i udowadniają, że czasem niemal wszystko jest możliwe. To bardzo dobrze, że mamy „Sharks Tank”, „FIRE” i inne podobne programy, muszą one jednak pokazywać przykłady dobrych i wartościowych firm i biznesów. Uczciwi, dbający o pracowników, klientów i środowisko przedsiębiorcy, inwestorzy, wynalazcy i biznesmeni są nam potrzebni – bez nich nie byłoby „ruchu w interesie” i wszystko stałoby w miejscu.

„FIRE” miał być inspiracją, miał pokazywać kontrowersyjny, trudny, ale bardzo aktualny temat gromadzenia majątku przez bardzo młodych ludzi. Niestety niezamierzenie stał się na chwilę podium dla promocji oszustwa, ale nie ma tego złego, bo przecież mówimy o tym, jak nie należy się dorabiać na szybko i co zrobić, żeby sukces nie okazał się chwilowy. Można zatem powiedzieć, że zadanie edukowania społeczeństwa VRT zaliczyło na piątkę.

 

Anna Albigier

 

 

Gazetka 216 – listopad 2022