PRZYGOTOWANIE

„Djar nie żyje!”. Młoda kobieta wybiegła na ulicę i padła na ziemię. Sąsiedzi spojrzeli na nią z litością, kilka kobiet porzuciło swoje zajęcia i pobiegło, by jej pomóc. W jednej chwili wieść o śmierci starca obiegła ulice. Rodzina zbiegła się do domu żałoby – szanowany przez wszystkich Djar zamknął swoje oczy na wieczność, teraz jego bliscy musieli zapewnić mu bezpieczną przeprawę na sąd Ozyrysa. Jego córki i synowie, pożegnawszy ukochanego ojca, rozpoczęli trudny i pracowity okres żałoby. Kobiety nasmarowały zapłakane twarze błotem, mężczyźni schowali głęboko brzytwy – one nie będą myły twarzy, a oni nie będą golić bród ani głów tak długo, jak długo ich ojciec nie zazna rozkoszy przebywania z bogami.

Ciało Djara spoczęło na noszach, sąsiedzi i bliscy stanęli za tragarzami, wezwano Strażnika Pieczęci i jednego z opłaconych balsamistów. Lament towarzyszył orszakowi aż do miejsca za miastem. Balsamiści pracowali w odosobnieniu, w namiotach na wzgórzu, z dala od zgiełku codzienności, tam, gdzie mikstury i źle zabalsamowane zwłoki nie przeszkadzały aż tak bardzo postronnym. „Chwała Ozyrysowi, że rodzina ma pieniądze i miejsce spoczynku. Rodzina mojej żony musiała pochować brata bez trumny, na szczęście znaleźli jeszcze skrawek miejsca przed wejściem do grobowca bogaczy. Niech bogowie o nich wszystkich pamiętają, niech ich imiona nie będą zapomniane!”.

Djar już jako młody człowiek przygotowywał się na ten dzień – z każdej zarobionej sumy odkładał do szkatułki kilka monet, albo jakieś kosztowności, żeby jego dzieci nie musiały łamać sobie głowy tym, jak opłacić pochówek i przygotowanie grobowca. Pieniędzy starczyło na wszystko! Zostało nawet nieco na kilka ofiar w świątyni, ale na to przyjdzie czas później, teraz ciało ojca rodziny należy oddać służącym „tego, który mieszka w namiocie”, pana zaświatów, Ozyrysa, boga umarłych, sędziego naszych uczynków.

Kiedy żałobnicy zbliżyli się do rozstawionych na uboczu namiotów, na ich spotkanie wyszło kilku mężczyzn. Skłonili się, starszy skinął na stojącego po swojej prawej stronie, a ten, nie zwlekając, wystąpił ku niosącym ciało i skinieniem głowy nakazał, by podążyli za nim. Djara odprowadziły za zasłonę lamenty córek i płaczek. Kiedy kotara się za nim zamknęła, rodzina mogła jedynie modlić się do wszystkich bogów, by balsamiści wykonali swoją pracę tak, jak zostali za nią wynagrodzeni.

Ciało zmarłego położono na dużym kamiennym stole. Pierwszy przystąpił do niego nacinacz – obsydianowym nożem sprawnie naciął podbrzusze Djara z lewej strony. Musiał działać szybko. Nie tylko dlatego, że dobra mumifikacja wymagała dokładnego trzymania się nakazów czasu i przepisów, ale też dlatego, że gdy tylko wykonał nacięcie, był przepędzany ze wzgórza jako nieczysty i bezczeszczący ciało. Pod gradem kamieni i towarzyszących im przekleństw nacinacz sprawnie salwował się ucieczką. Kiedy już był bezpieczny, upadł na ziemię i przemówił sam do siebie: „Jak wszystkich bogów kocham, musze zmienić robotę”.

Tymczasem w namiocie balsamiści krzątali się przy zwłokach – wątrobę, jelita, płuca i żołądek umieszczono już w soli; później, kiedy będzie można je odpowiednio zabalsamować, trafią do urn kanopskich. Tylko serce musi pozostać nietknięte w ciele – Ozyrys będzie go potrzebował… Młody balsamista, przyuczający się do zawodu, obserwował, jak łysy, przypominający nieco sępa starszy mężczyzna pochyla się nad zwłokami. W świetle lampy błysnął metal – to haczyk do wyciągania mózgu. Ten w zaświatach do niczego się nie przyda, a może tylko zepsuć cały proces. „Sęp” sprawnym ruchem manewrował w nozdrzach Djara; młody ani się obejrzał, a już było po sprawie.

„Nie stój tak, przynieś miski z winem, daj dość korzeni. To dobry klient, jego rodzina zapłaciła sowicie”. Stary nawet nie spojrzał na ucznia, który już podchodził do ciała z przygotowaną mieszaniną palmowego wina i wonności. Zanim Djara złożą do kadzi z solą, jego ciało należy dokładnie przemyć. Uczeń i mistrz rozłożyli płachtę szarawego płótna i przystąpili do ciała, które spoczywało w natronie. „Pamiętaj! Siedemdziesiąt dni, sól musi mieć czas, żeby wyciągnąć wodę. Zaznacz, kiedy trzeba wymienić. Chodź ze mną, w drugim namiocie czeka już jeden gotowy, dajmy odpocząć Djarowi, niech jego imię nie zostanie zapomniane”.

Uczeń wszedł do kolejnego namiotu; na stole leżała bardzo chuda, ciemna postać, nad nią kilku kapłanów. W środku pachniało żywicą i trocinami – jeden z mężczyzn upychał wióry i kawałki waty do brzucha „mumii in spe”, inny z zaciekawieniem przyglądał się, jak trzeci mocuje ciału leżącemu na stole sztuczną nogę. „Nie może iść w zaświaty o jednej nodze” – wyjaśnił stary i uczniowi wydawało się, że na twarzy mistrza błysnął znikomy uśmiech.

Każdy, kto trafiał do namiotu balsamisty „niekompletny”, wychodził z niego „naprawiony”. Mumiom dorabiano utracone palce, prostowano nieco garby, słowem – robiono wszystko, by w zaświatach, już jako żyjący, byli sprawni, zdrowi i mogli robić wszystko to, co za życia. Ciało trzeba było zachować w jak najlepszym stanie, inaczej dusza nie pozna go po śmierci i nie wróci. Jeśli ciało się zepsuje, zniknie – zniknie też dusza i człowiek nigdy już nie zazna spokoju.

Kiedy żywica się odpowiednio ogrzała, kapłani wylali ją na ciało – mieszanka oliwy, wosku, natronu i gumy zapobiegnie pękaniu skóry. Inni sprawnymi ruchami owijali bandażami zwłoki – młody patrzył z podziwem, jak wysuszone palce osłaniano materiałem. Każdy osobno, ułożenie plisów było piękne – młody był dumny, że może uczyć się od najlepszych.

SĄD I ŻYCIE WIECZNE

Djar otworzył oczy. Wiedział, że umarł, ale nie czuł z tego powodu smutku – był pewien, że jego dzieciom niczego nie zabraknie i że zadbał o zachowane ciała po śmierci, bo zbudował sobie wygodny i piękny grobowiec, w którym będzie mógł zamieszkać. Teraz musiał skupić się na podróży na Pole Trzcin; tam spotka wszystkich bogów, tam znów zobaczy ukochaną żonę, tak, nie ma na co czekać: w drogę! Każde zapisane na ścianach grobowca zaklęcie, każdy amulet złożony przy doczesnym ciele Djara pomogą mu przejść przez ogień, pokonać potwory, udobruchać dziwne istoty z zaświatów i dotrzeć do Sali Prawd.

Żegluga ku Sali Ozyrysa jest trudna, Księga Umarłych to wielka pomoc. Djar był wdzięczny artystom, że tak dobrze wykonali swoją pracę – słowa były spisane poprawnie, każde zaklęcie było czytelne, tam, gdzie tylko można, widniało pięknie wymalowane „Djar”. Nikt nie zapomni jego imienia, każdy, kto wejdzie złożyć mu ofiarę, będzie wiedział, do kogo należy ten wspaniały grobowiec. Djar był rad.

Nagle do jego uszu doleciał szmer głosów – był na miejscu. Wszedł do sali pewnym krokiem, ale nie mógł ukryć lęku. Przed nim stała potężna postać – silne, piękne ludzkie ciało i przerażająca głowa szakala – Anubis. Za nim na tronie Djar dostrzegł zielonkawą posągową twarz Ozyrysa. Skłonił się, sala ucichła – sędziowie patrzyli w skupieniu. „Nie kradłem, nie kradłem własności boga, nie mówiłem kłamstw, nie wywołałem niczyjego płaczu, nie plotkowałem, nie sprawiłem, że ktoś był głodny…” – zaczął Djar. Czterdzieści dwa grzechy – jeśli jego serce było przewrotne, zniknie na wieczność, pożarty przez Ammita, niezwykle ważne było więc, by na wszystkie zarzuty odpowiedzieć negatywnie. Djar czuł, że tuż za nim, gdzieś na skraju cienia czai się wielki i straszliwy potwór: pół-lew, pół-hipopotam z głową krokodyla, sapie i węszy, jakby chciał upewnić się, że sądzony jest szczery.

Kiedy padło „nie zabiłem”, Anubis ruszył ku małej ludzkiej postaci. W jego palcach pojawiło się długie, białe i niezwykle piękne pióro, które umieścił na szalce misternie wykonanej wagi. Strażnik wyciągał dłoń i spojrzał na człowieka. Djar poczuł ciepło i zobaczył własne serce płynące w powietrzu w kierunku wagi. Sala zamarła, kiedy spoczęło na drugiej szalce; nawet Ammit ucichł. Pewnie czekał w napięciu na posiłek… Sądzony wpatrywał się w wagę – bogowie, co będzie, jeśli szala się przesunie… Ale waga pozostała w bezruchu. Djar był uratowany, bestia poczłapała głębiej w ciemność, poczeka na posiłek, na pewno pojawi się ktoś smakowity, może jakiś polityk? Oni zawsze smakowali najlepiej, hmm, rozmarzył się potwór. Anubis podszedł do Djara: „Chodź za mną, sprawiedliwy”. Mężczyzna nie mógł powstrzymać uśmiechu, w końcu zobaczy swoją Achtai…

LĘKI UMARŁYCH I CHCIWOŚĆ ŻYWYCH

Egipcjanie najbardziej obawiali się po śmierci dwu rzeczy: nieprzychylnego osądu i zapomnienia. Orszak żałobników opuszczał właśnie grobowiec Djara, wszyscy byli pewni, że mężczyzna nie zostanie zapomniane. Jego imię zdobiło każde wolne miejsce na murach; gdzie tylko można, ustawiono posążki i popiersia z jego podobizną. Przygotowano miejsca na ofiary – rodzina zadba o to, by ojciec nie został zapomniany. Synowie Djara opłacili też strażników, którzy będą chronili jego wieczny spokój. Ostatnio tak wielu umarłych utraciło twarze, ich imiona zatarto, ich posągi zniszczono, a mumie…

Aż strach myśleć, jakie kary będą spotykać tych, którzy zakłócają spokój umarłym. Rabusie wiedzieli jednak, jak zacierać ślady i oszukiwać los – wybijali ciałom dziury w ustach, by dusze nie mogły wskazać złoczyńców, łamali ręce i nogi, by nie mogły ich dosięgnąć razami. Każdy amulet, zdobyty skarb był dla nich wart ryzyka, nie oszczędzali nawet faraonów. Kara dla złapanych na gorącym uczynku była straszliwa, adekwatna do czynów, ale nadal okrutna i krwawa.

Kiedy pieczętowano wejście, żałobnicy po cichu modlili się o spokój dla spoczywającego w grobowcu Djara. „Niech jego imię nigdy nie będzie zapomniane” – wyszeptała mała dziewczynka.

 

Anna Albingier

 

 

Gazetka 216 – listopad 2022