Jeszcze dwie dekady temu chlubiliśmy się jakością naszej polskiej żywności. Byliśmy dumni, że opiera się zachodnim standardom wprowadzającym procesy mechaniczne i różnego rodzaju polepszacze, że stawia na naturalne procesy produkcji oraz wiekowe tradycje upraw i hodowli. Niestety przyszedł czas, kiedy to za polską jakość przyszło nam się wstydzić, bo w wielu sektorach rynku spożywczego wykryto liczne nieprawidłowości przy produkcji przede wszystkim żywności zwierzęcej. I niestety błędy nie są wynikiem niewiedzy, ale bardzo często świadomych praktyk producentów lub ich przemilczeń, co wykazuje m.in. raport Najwyżej Izby Kontroli z 2021 roku.
W NIECHLUBNEJ CZOŁÓWCE
W Unii Europejskiej, jeśli chodzi o eksport żywności, zajmujemy siódme miejsce, co pozwala nam mieć dość ugruntowaną pozycję na rynku. Od dłuższego czasu jednak do RASFF (unijny System Wczesnego Ostrzegania o Niebezpiecznej Żywności i Paszach) trafia coraz więcej skarg, głównie na polskie mięso i produkty odzwierzęce. Żywność zawiera nie tylko niebezpieczne składniki (np. antybiotyki czy azotany), ale także bakterie (np. salmonella czy bakteria wywołująca posocznicę). Wskazuje się także na używanie zakazanych składników w procesie produkcji (np. mączka kostna).
Na tle Europy wypadamy wręcz katastrofalnie – liczba skarg na nasze produkty bywa blisko dwukrotnie wyższa niż w przypadku kraju znajdującego się za nami (Francja). W dalszej kolejności znajdują się: Holandia, Niemcy, Belgia, Włochy i Hiszpania – zgłoszeń z zastrzeżeniami do ich żywności jest jednak blisko o jedną trzecią mniej niż w Polsce. Najlepiej w Unii Europejskiej wypadają Norwegia i Finlandia – tam tych zgłoszeń prawie nie ma.
TRUJĄCE MIĘSO
Największe problemy są z mięsem – każdym jego rodzajem, a także z produktami odzwierzęcymi, głównie z nabiałem i jajami. Jeśli chodzi o zwierzęta, to niestety już w procesie hodowlanym, w tym rozwojowym, wprowadza się w ich organizmy szkodliwe substancje mające pozytywny wpływ na ich wzrost czy przeżywalność, ale negatywny na finalny produkt spożywczy. Chodzi tu nie tylko o kurczaki (których warunki życiowe, nawet poza klatkami, są bardzo dalekie od pierwotnych form hodowlanych), ale też o świnie czy krowy. Warunki hodowlane tych zwierząt, pomimo wielu lat walki o ich poprawę, nadal pozostawiają wiele do życzenia. Mnóstwo problemów wiąże się nie tylko z hodowlą, ale i procesem uboju, w którym wykazuje się rokrocznie wiele nieprawidłowości, podobnie jak przy obróbce mięsa. Procedury sanitarne i liczne obostrzenia przy przygotowaniu tych produktów do sprzedaży są bardzo często traktowane wymijająco, a przy tak dużej liczbie produktów wydajność systemu kontroli jest niewystarczająca.
Alternatywa, po publikacji raportu przez NIK, jest zaskakująca – najzdrowiej byłoby po prostu… nie jeść mięsa. Jest to wniosek oczywiście zbieżny z tym, co od lat mówią lekarze (ograniczenie produktów zwierzęcych w diecie zmniejsza ryzyko wielu chorób, np. układu krążenia), ekolodzy (przejście na dietę wegańską jako krok w kierunku poprawy warunków klimatycznych planety). Już sam wegetarianizm jest dobrym wyjściem, ale jak wykazują kontrole – polskie jaja i nabiał wprowadzane na rynek są również niebezpieczne.
BRAK KONTROLI I NIESZCZELNE PRAWO
Co jest przyczyną takiego stanu rzeczy? Niestety odwagę producentów wzmagają luki w prawie, niewystarczające inspekcje oraz brak standardów i procedur, które byłyby niepodważalne przy danym procesie produkcji. Najwięcej zastrzeżeń wiąże się z procedurą uboju, podczas której bardzo często brak odpowiednich organów kontroli, a – jak się okazuje – nie są rzadkością zwierzęta chore czy ranne, kierowane na ubój w celu produkcji żywności. Jeszcze innym problemem są nielegalne hodowle, które wymykają się wszelkim normom, a z których rokrocznie wprowadza się w obrót również znaczne ilości mięsa.
Żywność bezpieczna (roślinna i zwierzęca) musi spełniać wiele warunków, szczególnie w zakresie substancji dodatkowych i aromatów, poziomu substancji zanieczyszczających, pozostałości pestycydów, warunków napromieniowania, pozostałości weterynaryjnych produktów leczniczych itd. Mamy tu konkretne liczby i wartości, których nie można przekraczać, żeby produkt pozostał zdrowy i bezpieczny dla konsumenta. Problemów w egzekwowaniu tych norm jest wiele – od podziału kompetencji poszczególnych jednostek inspekcyjnych, przez ich współpracę i koordynację działań, brak odpowiednich sektorów do szczegółowej kontroli danej działalności, po sprzęt – a raczej jego brak na odpowiednim poziomie, by przeprowadzać sprawne badania żywności i procesów jej przygotowania. Luki znajdują się również od strony handlowej, np. przy etykietowaniu produktów (często zdarzają się marketingowe przekłamania lub przemilczenia w zgodzie z aktualnym prawem, co bywa oszustwem względem konsumenta) czy przy sprzedaży internetowej.
Wyłania się z tego wszystkiego obraz niebezpiecznej polskiej żywności, która zagraża naszemu zdrowiu i życiu (podczas długotrwałej konsumpcji produktów fatalnej jakości). Jedynie gruntowna poprawa systemu kontroli daje szansę na bezpieczną żywność. Do tego czasu jednak najlepiej byłoby chyba z mięsa po prostu… zrezygnować. Bo certyfikatom, wszelkim etykietom „bio” i „eko” czy gwarancjom wieloletniego producenta trudno w obecnej rzeczywistości – pełnej nadużyć i przekłamań – ufać.
Pełny raport o Systemie kontroli bezpieczeństwa żywności w Polsce znajduje się na stronie: www.nik.gov.pl.
Ewelina Wolna-Olczak
Gazetka 216 – listopad 2022