Pamiętacie Plastusia z opowiadania Marii Kownackiej? Ot, taki ludzik z plasteliny. Mieszkał w piórniku pierwszoklasistki – Tosi. Razem z gumką, ostrymi stalówkami, scyzorykiem, piórem i ołówkiem. Wiemy, że Tosia ulepiła Plastusia na początku roku szkolnego. Ale kto stworzył inne przybory w tornistrze?

O TYM, KTÓRY DŁUGO PISZE

Od kiedy człowiek zaczął pisać, stale poszukiwał materiałów usprawniających ten proces. Początkowo sięgał po najłatwiej dostępne, których obróbka nie wymagała zastosowania złożonych procesów produkcyjnych. Kamień czy drewno nadawały się do tego celu znakomicie. Wiadomo, apetyt rośnie w miarę jedzenia. Na scenie pojawił się papirus i wosk (w postaci tabliczek woskowych), pergamin, a w końcu papier.

Każdy z materiałów wymagał używania innych narzędzi pisarskich – takich, które pozostawiają po sobie ślad. W kamieniu i glinie pisano rylcami – instrumentami o ostrych końcach. Na papirusie kaligrafowano rurkami trzcinowymi lub bambusowymi, przyciętymi na wzór dzisiejszych stalówek. Pergamin i papier wymagał już użycia pióra. Aż do XIX w. wykorzystywano pióra ptasie, najczęściej gęsie. O zbiorniczku na atrament jeszcze nikt nie śnił, więc towarzyszył im kałamarz. Tusz wyrabiano z sadzy drzew iglastych, zmieszanej z olejami i klejem rybnym. Funkcję substancji zapachowych pełniły piżmo i kamfora. Grecy i Rzymianie stosowali inną metodę – łączyli garbniki i sole żelaza, tworząc miksturę pozostawiającą na papierze czarne ślady. Ze sproszkowanego złota i srebra preparowano farbkę służącą do wykonywania ozdobnych ornamentów w ręcznie pisanych księgach. W średniowiecznej Europie stosowano atramenty o różnym składzie chemicznym. Tworzyli je według tradycyjnych receptur ówcześni lekarze i aptekarze oraz mnisi klasztorni.

Pierwszy patent na długopis z rurką napełnioną tuszem niezmywalnym, zaopatrzoną w końcówkę piszącą, odnotowano w USA w 1888 r. Za inicjatora tego nieszablonowego konceptu uznaje się Johna Jacoba Louda, amerykańskiego prawnika i absolwenta Harvardu. Zachodził w głowę, jak zaprojektować narzędzie kreślarskie, które umożliwiłoby pisanie po skórze, czego nie potrafiły wówczas wykorzystywane pióra wieczne. Udało się. Jego prototyp współczesnego długopisu miał charakterystyczną cechę – stalową kulkę do aplikacji tuszu na różnych materiałach.

Niestety, produkt okazał się niewypałem. Szara masa nie dostrzegła jego potencjału, a patent ostatecznie wygasł. Pomysł powrócił dokładnie pół wieku później. Prace nad nowym wynalazkiem rozpoczął Węgier, László József Bíró. Jako dziennikarz potrzebował przyboru do sporządzania szybkich notatek. Bez potrzeby napełniania i bez nieestetycznych smug czy plam atramentu. Zaintrygowało go, że farba drukarska używana podczas drukowania gazet wysycha niemal w okamgnieniu. Natomiast tusz przeznaczony do pisania piórem wiecznym rozmazuje się, zanim zaschnie. Bíró był człowiekiem czynu. Z miejsca zaprosił do współpracy swojego brata Györgya, z wykształcenia chemika. W efekcie w 1938 r. na swoją innowacyjną koncepcję uzyskali patent w Wielkiej Brytanii. Dwa lata później bracia wyjechali do Argentyny. Tutaj znaleźli inwestora i z Juanem Meynem założyli firmę pod nazwą Biró Pens of Argentina. Pod marką Birome ruszyła produkcja długopisów na masową skalę. I klops. Dawkowanie atramentu okazało się nie lada wyzwaniem. Co prawda spływał w kierunku metalowej kulki dzięki wykorzystaniu siły grawitacji, ale takie rozwiązanie generowało problem. Pisarz musiał trzymać przyrząd w pionie, czekając, aż atrament spłynie. Dopiero po zmianach w projekcie produkcja długopisów ruszyła ponownie.

Pierwsze długopisy podarowano lotnikom RAF-u w 1943 r. Jako jedyny środek piśmienniczy były w stanie pisać na dużych wysokościach podczas lotów, a przy wznoszeniu się nie wyciekał z nich tusz. Amerykanie pozazdrościli Brytyjczykom. Chcieli produkować długopisy na swoim podwórku. Aby sprostać postawionemu przez amerykańską armię wyzwaniu, firma Eberhard Faber Company wykupiła patent od braci Bíró i rozpoczęła produkcję długopisów na terenie Stanów Zjednoczonych. Od tego czasu długopis ulegał wielu przekształceniom, by ostatecznie stać się nieodzownym wyposażeniem zarówno dzieci w wieku szkolnym, jak i dorosłych. Co ciekawe, nowoczesnym długopisem Parkera można narysować linię ciągłą o długości aż 9 km!

O TYM, KTÓRY KALKULUJE

Kalkulatorami posługujemy się od pierwszych klas szkoły. Podstawowe urządzenia możemy kupić już za kilka złotych. Niewielkie i poręczne maszyny liczące zrewolucjonizowały w XX w. prowadzenie rachunków i obliczanie wydatków. Zamiast zliczać słupki na liczydłach, księgowi usiedli do kalkulatorków. Posiadanie kalkulatora jest więc rzeczą oczywistą i zwykle nie zastanawiamy się nad tym, o ile trudniejsze byłoby codzienne życie bez niego. A przecież liczenie nie zawsze było tak łatwe.

Pierwszymi narzędziami do wykonywania obliczeń arytmetycznych były kości, kamyki i tablice liczebne, które po modyfikacji stały się liczydłami. Dopiero w 1642 r. Wilhelm Schickard zaprojektował pierwszy kalkulator mechaniczny, zdolny do przeprowadzenia czterech prostych operacji arytmetycznych. Kilka dekad później swoją wersję maszynki o zbliżonych możliwościach zaprezentował Pascal.

Rewolucja przemysłowa utorowała drogę dla maszyny liczącej na użytek komercyjny. W 1820 r. francuski wynalazca Charles Xavier Thomas zaprojektował arytmometr: mechaniczną maszynę liczącą, uznawaną za oficjalnego poprzednika kalkulatora. Urządzenie zasilano ręcznie za pomocą korby lub elektrycznie. Jego możliwości były już większe – arytmometr potrafił nawet pierwiastkować. W 1851 r. trafił do produkcji i stał się osiągalny dla masowego odbiorcy. Jednak pokaźne rozmiary i waga maszyny pozwalały wyłącznie na stacjonarne użytkowanie.

Pierwszy elektroniczny kalkulator miał swoją premierę na Uniwersytecie Harvarda w lipcu 1944 r. Skonstruowany przez firmę IBM narobił sporo szumu. Było to ogromne urządzenie, o długości 16 m oraz 2,5 m wysokości! Niebagatelna była również jego waga – pięć ton! Wynalazek wykorzystano do realizacji tajnego amerykańskiego programu naukowo-badawczego dotyczącego produkcji pierwszej bomby atomowej. Koncept spektakularny, ale nijak miał się do potrzeb przeciętnego Jana Kowalskiego.

Wkrótce uwięziony w obozie koncentracyjnym w Buchenwaldzie austriacki inżynier Curt Herzstark zaprojektował małe (!) przenośne urządzenie obliczeniowe. Naukowiec przetrwał obozową pożogę i po zakończeniu II wojny światowej wyjechał do Lichtensteinu. Tam doskonalił swoje dzieło, aż maszyna mieściła się w dłoni. Wyglądem przypominała małą puszkę z ośmioma suwakami po bokach, za pomocą których wprowadzało się liczby. W górnej części urządzenia znajdowały się wyświetlacze: mniejszy, będący licznikiem obrotów, i większy, na którym wyświetlał się wynik obliczeń. O sukcesie wynalazku stanowiły jego kieszonkowy rozmiar i duża precyzja, a przy tym prosta i szybka obsługa. Ten pierwszy mechaniczny kalkulator cieszył się dużym powodzeniem aż do lat 70. XX w.

Kalkulatory Curta ustąpiły pola elektronicznym, posiadającym klawisze. Rynek zdominowały urządzenia Sumlock ANITA brytyjskiej firmy Bell Punch, choć swoje kalkulatory elektroniczne już od pewnego czasu produkowali Japończycy (CASIO).

Szybko technologią zainteresowali się inni producenci. Swoje modele promowali m.in. Canon, Toshiba, Sony, SCM. Rozpoczął się wyścig, by produkować kalkulatory jeszcze mniejsze, jeszcze prostsze w obsłudze i bardziej energooszczędne. A dziś? Podstawowy kalkulator można znaleźć w każdym komputerze, telefonie komórkowym i na stronach internetowych.

O TEJ, KTÓRA WYCIERA

Historia gumki do zmazywania narodziła się w czasie podboju cywilizacji Nowego Świata. Mieszkające tam ludy znały i ceniły kauczuk, substancję otrzymywaną z soku mlecznego (lateksu) roślin kauczukodajnych – drzew, krzewów lub roślin zielnych. Wieść o nim dotarła do innych krajów i materiał zyskał dużą sławę. Upłynęło jednak wiele lat, zanim gumka do ścierania w swojej pierwotnej formie trafiła do sklepów z artykułami papierniczymi.

Kojarzysz Josepha Priestleya? To angielski autor blisko dwustu prac o filozofii naturalnej i politycznej, teologii, metafizyce, historii, edukacji i lingwistyce. Jego najważniejszym osiągnięciem było odkrycie tlenu. Podczas ogrzewania w zamkniętym naczyniu czerwonego tlenku rtęci wydzielił się gaz, który początkowo uznał za zwykłe powietrze. Tak oto po raz pierwszy wydzielony został czysty tlen. Priestley wykoncypował także, jak poprawić smak wody destylowanej. Próbując zapasowej wody pitnej na statkach wypływających w długie rejsy, stwierdził, że jest wprawdzie czysta, lecz niesmaczna. Opracował aparaturę, poprzez którą nasycił wodę „ustalonym powietrzem”, czyli dwutlenkiem węgla. Okazało się, że smak wody znacznie się poprawił. Tak oto zapoczątkował erę wody sodowej. Przygotowując rysunki do książki, dokonał odkrycia równie ważnego dla artystów i uczniów, jak tlen dla chemików. Zorientował się, że kawałek kauczuku idealnie nadaje się do wycierania śladów ołówka. Co ważne, pył grafitowy schodził wraz z włókienkami celulozy, nie uszkadzając papieru. I tak Priestley, poważany chemik, duchowny, pedagog, w 1770 r. stał się wynalazcą… gumki do ścierania.

Sekretem skuteczności gumki jest skład. Podstawowe surowce użyte w procesie jej tworzenia to kauczuk naturalny i kauczuk syntetyczny, mielone i mieszane w coraz to wyższej temperaturze, aż do uzyskania właściwej konsystencji. Gwarantem sukcesu są odpowiednie dodatki – niewielkie ilości oleju mineralnego lub roślinnego, siarka, środki przeciwutleniające aminowe lub fenolowe, plastyfikatory i pigmenty. Nieodzowne są także materiały ścierne, choćby węglan wapnia, węglan magnezu, krzem, pumeks, tlenek glinu czy dwutlenek tytanu. Gotową masę wylewa się do form lub umieszcza w wytłaczarce nadającej odpowiedni kształt. Wygląd gumki wskazuje na to, jakie składniki zostały użyte do jej stworzenia. Gumki czerwono-niebieskie wykonane są z kauczuku naturalnego, a białe lub przezroczyste opierają się na PCV i innych polimerach syntetycznych.

Około 1850 r. nastąpiła integracja ołówka z gumką. Na pomysł (wcale nie taki banalny) wpadł amerykański kupiec angielskiego pochodzenia – Hymen L. Lipman. W marcu 1858 r. opatentował zmyślne udogodnienie, a kilka lat później sprzedał swój patent za sto tysięcy dolarów.

Obecnie gumki są dostępne w wielu formach, wzorach, kolorach, a nawet zapachach. Jedno pozostało niezmienne: doskonale ścierają ślady po ołówku i są elementem niezbędnym w każdej szkolnej wyprawce.

Wszystko zaczyna się od potrzeby. To ona sprawia, że człowiek zaczyna główkować, aż koncept staje się przełomowy w dziejach ludzkości. 9 listopada obchodzimy Europejski Dzień Wynalazcy. Święto zainicjował berliński przemysłowiec Gerhard Muthenhaller jako hołd dla Hedy Lamarr, wynalazczyni systemu transmisji fal radiowych. Zamysłem Europejskiego Dnia Wynalazcy jest zachęcanie do realizacji własnych pomysłów. Albert Einstein powiedział, że wyobraźnia jest ważniejsza od wiedzy.

 

Sylwia Znyk

 

 

Gazetka 216 – listopad 2022