Uwielbiam czytać historie o miłości, zwłaszcza „lekkie, łatwe i przyjemne”. Przeważnie już w pierwszym rozdziale dowiadujemy się, kto będzie parą, a książka ma właściwie za zadanie upewnić nas w tym przekonaniu. Nic nadzwyczajnego, żadna literatura wysokich lotów.Sztuka polega na tym, czy autor jest w stanie wymyślić zabawne, wzruszające, szokujące etc. wypełnienie wątków między pierwszym spotkaniem przyszłych zakochanych a ich końcowym pocałunkiem w niezwykle romantycznych okolicznościach.

Nie wszyscy autorzy książek o miłości czują się dobrze w komedii czy łzawym romansie, zatem na rynku pojawia się coraz więcej powieści o zabarwieniu bardzo pikantnym. Nie zawsze oznaczone są jako erotyki, ale za to reklamowane chętnie jako „literatura dla wyzwolonych kobiet szukających miłości”. Rzecz jasna, każdy może czytać, co mu się podoba. Ja gustuję w książkach romantycznych takich autorek jak Katarzyna Grochola, Ali Hazelwood czy Sophie Kinsella. Tu i tam z pieprzykiem, przede wszystkim jednak są zabawne, urocze, czasem zaskakujące i dają poczucie, że świat nie jest aż taki podły.

CZY TO JEST PRZEMOC, CZY TO JEST KOCHANIE?

Nie wiem, jak wy, ale ja o miłości zaczynającej się od porwania i przymuszania do odwzajemnienia uczuć („365 dni” Blanki Lipińskiej) jakoś nigdy nie marzyłam. Opinie krytyków nie pozostawiają na grafomanii autorki suchej nitki, ale wiele czytelniczek rozpływa się nad zaletami opowieści o Massimo i Laurze, doszukując się w niej przejawów feminizmu.Przede wszystkim bohaterka tego „dzieła”z feminizmem ma tyle wspólnego, co słoń z baletem. Dziewczyna została porwana, budzi się w nieznanym miejscu i zamiast starać się uwolnić, zaczyna analizować, jak drogie jest wyposażenie pokoju, w którym mafioso ją zamknął.

Książka zbiera jednak ochy i achy wielu czytelniczek tylko dlatego, że sprawca jest bogaty i atrakcyjny. Wyobraźmy sobie, że Laura pada ofiarą dziwaka o brudnych włosach, brzuchatego starego satyra mieszkającego w melinie. Teraz opowieść już nie jest taka atrakcyjna, prawda? A jaka jest różnica? Taka, czy gość ma kasę, czy nie. Pierwsze feministki przewracają się w grobach na widok czegoś takiego.

Poza tym czy to faktycznie miłość popycha Laurę w ramiona bogacza? A może to syndrom sztokholmski połączony z zamiłowaniem do kosztowności? Taka literatura uczy młode dziewczyny, że właściwie nieważne, jak toksyczny jest mężczyzna, który je napastuje, podrywa czy walczy o ich względy, dopóki ma pieniądze i może je zabierać na wycieczki do Neapolu.

Mężczyźni i chłopcy, słysząc westchnienia zachwytu kobiet nad książkami Lipińskiej oraz historią pana Greya i jego ukochanej, dostają sygnał, że mogą zachowywać się jak przemocowcy, jeśli po wszystkim kupią swojej dziewczynie coś ładnego i zabiorą ją na kolację. Przecież to absurd! Oczywiście każdy w łóżku ma prawo do robienia tego, co mu się podoba, ale jeśli OBIE STRONY SIĘ NA TO ZGADZAJĄ! Porwanie i przetrzymywanie w odosobnieniu jakoś nie idzie w parze ze zgodą.

MĘCZ MNIE, DRĘCZ MNIE…

Bohaterowie – i kobiety, i mężczyźni – coraz większej liczby książek mogą służyć za przykład dla psychologów omawiających przypadki narcyzmu, toksycznej osobowości i gaslightingu (podważania rzeczywistości). Czasem zastanawiam się,kto chciałby mieć w prawdziwym życiu takiego partnera. Na papierze wszystko wygląda romantycznie, ale kiedy się nad tym głębiej zastanowić, to róż i cekiny szybko opadają. Kobieta, która prosi swoje koleżanki, by sprawdziły wierność jej chłopaka, wygląda nie na zakochaną po uszy, ale raczej na wariatkę obsesyjnie usiłującą kontrolować swojego faceta. Mężczyzna, który na każdym kroku stara się we wszystkim wyręczać kobietę, płaci za nią, kupuje jej drogie prezenty i niemal nosi na rękach, na dłuższą metę jest irytujący.

Coraz więcej nacisku kładzie się w książkach o miłości na pokazanie dominacji jednej ze stron, najczęściej mężczyzny. Kobieta staje się niejako trofeum, które ten z dumą obnosi wśród znajomych. W skrajnych przypadkach rezygnuje z pracy, żeby być przy nim i realizować się jako pani wybranka. Jej jedyną aktywnością jest bronienie swego ukochanego przed innymi kobietami.

KU PRZESTRODZE

Wiem, wiem! Literatura to nie rzeczywistość, a erotyki są przeznaczone dla dorosłych, którzy potrafią odróżnić dobro od zła. Absolutnie nie chodzi mi o nawoływanie do bojkotu i palenia tomów, ale o wskazanie tego, co zasługuje na dyskusję. Mój problem z takim przedstawianiem miłości w książkach i filmach opiera się na tym, że usiłuje się do tych historii przypisywać jakieś dziwne misje kulturowo-społeczne.„Och, to taka feministyczna historia!”. Dziewczyno: nie! Autorzy takich czytadeł wiedzą doskonale, że w modzie są teraz faceci traktujący swoje dziewczyny jak księżniczki, dbający o to, by piły wodę i jadły zdrowo. Tacy, którzy powiedzą innym plątającym się koło niej: „ona należy do mnie”, ale przy tym dają się jej w domu tulić jak wielkie misie. Im więcej jest w książce pikantnych scen z nieśmiałą początkowo bohaterką, którą mężczyzna uczy nowych łóżkowych sztuczek, tym lepiej! Eksperci od pisania streszczeń na okładkę rzucą kilka słów o „odkrywaniu kobiecości i poszukiwaniu siebie” – i sukces gwarantowany.

Wydawcy doskonale zdają sobie sprawę z popularności takich książek m.in. dzięki grupom na TikToku i klaszczą w ręce przy każdym nowym manuskrypcie. Nikomu nie chodzi o feminizm ani żadne podobne slogany: chodzi o kasę, i to powinno być jasne. Nie uważam, że autorzy takich powieści gloryfikują gwałty, porwania, przemoc i niechcianą dominację w związku. Piszą po prostu to, co się sprzedaje, i wierzą, że czytelnicy są w stanie odróżnić rzeczywistość od fikcji.

Trzeba jednak pamiętać, że nie każda książka z toksycznymi bohaterami ma oznaczenie 18+, a nawet jeśli tak, to bardzo łatwo młodzież może takie „zabezpieczenia” obejść. Ważne jest zatem, by zamiast zakazywać takiej literatury czyją ukrywać, mówić o tym, co w uczuciowej relacji dwojga ludzi jest ważne, jak stawiać w związku granice, jak rozpoznawać zachowania niebezpieczne, jak reagować na przemoc, jak mówić o tym, co nam się nie podoba, i w jaki sposób rozmawiać o tym, czego chcemy spróbować, także w łóżku.

 

Anna Albingier

 

Gazetka 228 – luty 2024