„Roku Pańskiego 2019 stanęła w ogniu Katedra Naszej Pani w Paryżu”. Gdyby nadal żyli kronikarze o średniowiecznym zacięciu pisarskim, tak właśnie rozpoczęliby opowieść. 15 kwietnia około godziny 18.50 płomienie przedarły się przez drewniany dach kościoła, a kłęby dymu spowiły paryskie niebo. Media na całym świecie śledziły wydarzenia w stolicy Francji. Tysiące wierzących modliło się o cud, który mimo zniszczeń rzeczywiście się wydarzył – Katedra Naszej Pani w Paryżu raz jeszcze, tak jak 856 lat temu, zjednoczyła tych wierzących w Boga i tych, którzy czczą sztukę. Notre Dame to nie tylko jedna z najbardziej znanych na świecie świątyń, to też legenda i symbol, który ma szansę odrodzić się z popiołów jeszcze silniejszy i trwalszy.

ŚREDNIOWIECZNY ROZMACH

Wszyscy, którzy wciąż jeszcze wierzą w zacofanie, ciemnotę i nieporadność średniowiecza, powinni spojrzeć na budowle takie właśnie jak Notre Dame. Jej budowę rozpoczęto w 1163 r. Przez niemal 180 lat tysiące robotników, inżynierów i najlepszych architektów dwoiło się i troiło, by stworzyć miejsce godne Królowej Apostołów. Wykorzystano najnowsze zdobycze techniki i mechaniki – nowe, lepsze bloczki i przekładnie, wyższe i mocniejsze dźwigi i narzędzia. Architekci, artyści i uczeni szkicowali, liczyli, szukali inspiracji i innowacyjnych rozwiązań, a wszystko po to, by kolejna francuska świątynia była jeszcze wspanialsza, wyższa, większa i trwalsza.

Po latach trudów budowniczy katedr zostawili po sobie jeden z największych skarbów francuskiego gotyku – wzniesioną na planie krzyża, 130-metrową świątynię szeroką na 48 m, z wieżami o wysokości 70 m. Stracona w pożarze iglica miała 40 m i zbudowana była z drzewa obitego ołowianą blachą. Wszystko w Notre Dame (i nie tylko w niej) musiało być ogromne, piękne i wspaniałe – tak jak wspaniały jest Bóg i jak wielka jest wiara jego wyznawców. Budowa katedry pochłonęła nie tylko niewyobrażalną ilość pieniędzy, kamienia i szkła, ale także drewna, na którym opierała się cała kunsztowna konstrukcja dachu. Do stworzenia szkieletu 800 lat temu zużyto 1300 największych i najzdrowszych dębów wyciętych w pradawnej puszczy. Z biegiem lat dach katedry zaczęto nazywać lasem Notre Dame, niestety jednak las zawsze ugina się przed niszczącą siłą ognia…

Więcej szczęścia miały przepiękne rozety i witraże, dzięki którym mroki naw napełniało kolorowe światło dnia. Półcienie, światło świec przy ołtarzach i migotliwe tęczowe plamy witraży tworzyły przez wieki magiczne wnętrze katedry, w której właśnie dzięki grze światła i cienia wierzący mogli doświadczyć mistycznej bliskości Boga i Maryi. Rozeta północna poświęcona jest Staremu Testamentowi, a jej centralny punkt stanowi postać Najświętszej Maryi Panny, rozeta południowa z kolei koncentruje się na Nowym Testamencie. Oba witraże mają po 12,9 m średnicy i są jednymi z największych i najpiękniejszych osiągnięć sztuki średniowiecznej.

Katedra Notre Dame jest żywym dowodem na to, że wieki średnie nie były ani ciemne, ani ponure, ani zacofane – wręcz przeciwnie: mieniły się światłem, były mądre, przewidujące i pełne wielkich umysłów tworzących sztukę, która może oprzeć się niemal wszystkiemu. Niemal, bo nadal nie może wygrać z ludzką nieuwagą, brakiem ostrożności i niechlujstwem.

Fot. Wikipedia
Fot. Wikipedia

CUD OCALENIA

Pradawne dęby przegrały z płomieniami, las Notre Dame straciliśmy bezpowrotnie, ale z ognia i wody uratowano dzieła sztuki i relikwie cenniejsze niż najstarszy nawet dąb. Dzięki szybkiej i dobrze zorganizowanej (mimo niesprzyjających okoliczności i braku czasu) akcji ratunkowej ze skarbca katedry wyniesiono jedną z najważniejszych relikwii chrześcijaństwa – koronę cierniową. Nietknięta i bezpieczna jest też tunika św. Ludwika.

Kiedy ogień zgasł i opadły popioły, okazało się, że znaczna większość skarbów Notre Dame wyszła z pożaru niemal bez szwanku. Uratowano gwoździe z Krzyża Św.; relikwie św. Genowefy, patronki Francji, które znajdowały się w puszce w kształcie koguta na iglicy kościoła, też nie zostały naruszone, mimo że drewniana konstrukcja runęła wprost w serce żywiołu. Ocalały organy i figury apostołów. Straciliśmy co prawda kopie i rekonstrukcje z XVIII i XIX w., ale w ogólnym rozrachunku straty są mniejsze niż pierwotnie przypuszczano. Św. Florian i św. Genowefa sprawili się na medal. Wielu mówi o cudzie – najważniejsze dzieła sztuki ocalały, mury są nienaruszone, nawet pszczoły, które hodowano na dachu katedry, wyszły z ognia bez szwanku!

To, co działo się w Paryżu w chwili pożaru, również można określić mianem cudu: po miesiącach walk na ulicach Francuzi zjednoczyli się w obliczu tragedii. Choć na chwilę zapomnieli o żółtych kamizelkach i stanęli razem na ulicach, pocieszając się wzajemnie. Wielu księży, także tych z Francji, mówi w ostatnich dniach o odrodzeniu wiary Najstarszej Córy Kościoła, wiary, którą demonstruje się w tłumie, bez zażenowania czy strachu. Paradoksalnie pożar pomógł Paryżowi i Notre Dame – kolejny raz katedra stała się „popularna”, zaczęto o niej mówić i pisać. Ożyły dawne legendy, na jaw wychodzą skrzętnie skrywane sekrety gotyckiej świątyni

DZWONNIK I GARGULCE

Jedną z najpopularniejszych legend związanych z katedrą jest rzecz jasna ta o Quasimodo. Historia garbatego mieszkańca świątyni nie jest wcale taka stara – Victor Hugo stworzył postać zakochanego w Cygance kaleki w 1831 r. Dzięki rozgłosowi, jaki zyskała książka, katedrę zaczęli masowo odwiedzać turyści; wielu z nich poszukiwało też na ścianach Notre Dame greckiego napisu ΑΝАΓΚΗ, który można tłumaczyć jako „Przeznaczenie”. Poszukiwacze i odkrywcy tajemnic wierzyli głęboko, że zamknięte dla zwiedzających strychy, dzwonnice i las Notre Dame skrywają dowody na istnienie Dzwonnika, a wielu turystów i miłośników powieści przyjeżdżało do Paryża tylko po to, by z książką w ręku chodzić ścieżkami, które przemierzał dobroduszny Quasimodo.

Udając się jego śladami, a trzeba przejść 387 schodów, nie sposób nie natknąć się na przerażające gargulce i chimery, które ozdabiają elewację Notre Dame i z którymi wiąże się wiele fascynujących i strasznych opowieści. Mówi się na przykład, że 30 maja 1431 r., kiedy na sosie spłonęła Joanna d’Arc, gargulce obudziły się i zemściły za jej śmierć na wszystkich, którzy podziwiali ten krwawy spektakl. Gargulce miały nocą pozabijać gapiów i wywlec ich ciała na ulice. Najsłynniejszym paryskim gargulcem jest Le Stryge, który w charakterystycznej pozie, z głową opartą na dłoniach, bacznie obserwuje miasto. To właśnie on ma być „boską ochroną” katedry. Le Stryge w największej potrzebie ma znowu obudzić gargulce i ruszyć na pomoc Naszej Pani i jej ukochanej słodkiej Francji. Nie wszystkie rzygacze (odprowadzające deszczówkę z dachu) są średniowieczne, właściwie większość (a zwłaszcza te najbardziej znane) pochodzi z XIX w., ale to nie jest istotne, kiedy w grę wchodzi magia, szatańskie sztuczki, tajemnica i duch katedry.

GDZIE KOWAL NIE MOŻE, TAM DIABŁA POŚLE

Nieraz ludzie w desperacji zwracali się o pomoc do sił nieczystych. Podobnie miał się zachować jeden z kowali pracujących nad okuciami wrót katedry. Mistrz Biskorne był tak biegły w swoim rzemiośle, że wielu podejrzewało, iż jego talent nie może pochodzić jedynie z boskiego źródła. Biskorne tworzył rzeczy piękne i finezyjne, w kilka dni potrafił przeobrazić zimny metal w misterne pnącza otulające wielkie drzwi kościoła. Legenda głosi, że pewnej nocy ciekawski robotnik pomagający przy budowie katedry zakradł się do warsztatu mistrza Biskorne i zobaczył go pogrążonego we śnie i gorączce, podczas gdy jakieś tajemnicze siły tworzyły wspaniałe ozdoby.

Kowal zmarł nagle zaraz po zakończeniu prac nad wrotami, co jeszcze bardziej rozbudziło wyobraźnię ludzi. Uwierzyli oni, że diabeł musiał zawrzeć z nim pakt, którego ceną była dusza artysty. Przed zamontowaniem i otwarciem przepięknych drzwi do świątyni biskupi odprawili nad nimi egzorcyzmy i obficie skropili święconą wodą. Świadkowie tamtych wydarzeń podawali, że wrota nie dały się otworzyć aż do momentu, kiedy święte krople spadły na okucia i drewno. Patrząc na misternie wykonane liście, delikatne pączki i drobne kwiaty wykute w zimnym metalu, nie sposób oprzeć się wrażeniu, że Biskorne mógł mieć w swoim warsztacie pomoc, o której nie był skory opowiadać szerszej publiczności.

ŚWIĘTE, NAJŚWIĘTSZE

Wspomniałam już, że w katedralnym skarbcu przechowywano jedne z najważniejszych relikwii chrześcijaństwa – symbole Męki Pańskiej: koronę cierniową, gwoździe, włócznię, która przebiła bok Jezusa, i resztki gąbki, na której podano mu wodę. Legenda głosi, że jeden z uczniów Chrystusa zabrał koronę i gwoździe z grobu i przechowywał w tajemnicy. Tradycja żydowska nakazywała złożyć w grobie wszystko, co miało kontakt z krwią zmarłego, i każde od niej odstępstwo uznawano za profanację i grzech. Po burzach dziejów relikwie dostały się, jak głosi legenda, w ręce Heleny, matki Konstantyna Wielkiego, i za jej sprawą trafiły do Bizancjum, a stamtąd w 1063 r. do Francji.

Z pożaru ocalała też tunika św. Ludwika, który władał Francją przez 44 lata (od 1226 r.) i był organizatorem szóstej wyprawy krzyżowej. Dla mieszkańców Paryża ważniejszymi niż relikwie świętego króla są jednak relikwie ich patronki, św. Genowefy, której wstawiennictwo miało ocalić miasto przed Hunami. To ona kierowała podziałem żywności podczas oblężenia Paryża przez Franków i za jej sprawą rozpoczęto budowę bazyliki Saint-Denis. Ta dzielna mniszka, która stała się symbolem wytrwałej walki z szatanem (kiedy modliła się, diabeł przeszkadzał jej, gasząc świecę, którą zapalał z powrotem anioł towarzyszący świętej), jest dla Francuzów niezwykle ważną osobowością. Wraz z Joanną d’Arc ma chronić i prowadzić Najstarszą Córę Kościoła ku dobrobytowi, bezpieczeństwu i światłu.

Tragiczne wydarzenia Wielkiego Tygodnia w Paryżu z pewnością wpłyną nie tylko na nasze postrzeganie dawnych świątyń i dzieł sztuki, ale także tradycji i symboli, bo Notre Dame to nie tylko piękna Pani Paryża, ale też Pani nas wszystkich. Tych wierzących w Boga i tych wierzących tylko w sztukę. Dzięki niej i innym wspaniałym zabytkom wiemy, skąd się wywodzimy, jak piękną mamy przyszłość i jak bogatą historią możemy się pochwalić.

 

Anna Albingier

 

Gazetka 181 – maj 2019