Szansa czy zagrożenie?

Na rynku spożywczym pojawia się coraz więcej innowacyjnych produktów, które potrafią zastąpić tradycyjne. Liczne schorzenia cywilizacyjne skłaniają do stosowania różnych zastępników – chociażby mleka bez laktozy, mąki bez glutenu czy burgera z soi. Kolejnym krokiem może być rewolucja na rynku przetwórstwa mięsnego. Nie będziemy jednak zastępować wołowiny czy drobiu roślinnymi podróbkami, ale zjemy mięso wyhodowane w próbówce. Naukowcy już kilka lat temu dowiedli, że jest ono jak najbardziej możliwe. Dzisiejsze podstawowe pytanie brzmi inaczej: Czy odważymy się jeść mięso in vitro?

PRZYSMAK PRZYSZŁOŚCI

Mięso hodowane w warunkach laboratoryjnych ma już blisko 20 lat – 10 lat temu udało się uzyskać pierwszy satysfakcjonujący wynik (mięso jadalne), a 6 lat temu przedstawiono publicznie pierwszego hodowlanego burgera. Koszt jego wyprodukowania wyniósł ćwierć miliona euro (!). Dzisiaj szacuje się jednak, że za parę lat koszt ten będzie wynosił zaledwie około 1 euro. Za 30 lat może to być jedna z głównych metod produkcji mięsa na całym świecie, bo gwałtownie wzrastającej liczby ludności nie wyżywi ani tradycyjna hodowla zwierząt, ani ta współczesna, zakrojona na masową skalę.

Mięso in vitro to nic innego jak mięso wyhodowane w laboratorium z komórek macierzystych zwierzęcia. Wyhodować można mięso każdego rodzaju, zarówno jeśli chodzi o gatunek zwierzęcia, jak i część jego ciała. Dopracować trzeba będzie tylko wygląd i smak według indywidualnych upodobań konsumentów. Niektórzy wolą używać nazwy „mięso wolne od okrucieństwa”, ponieważ nie było ono częścią żywego organizmu i nie trzeba było zabić, aby je wyprodukować. Jednak samo pozyskiwanie komórek macierzystych nie jest procesem bezkrwawym, przeciwnie – obecnie jest to jedna z okrutniejszych praktyk w hodowli zwierząt.

LAWINA KORZYŚCI

Plusów spożywania mięsa sztucznie hodowanego jest dość dużo, szczególnie w kontekście współczesnych zagrożeń dla Ziemi i ludzkości. Po pierwsze – zwierząt nie trzeba będzie hodować tylko w celach spożywczych i ich przedwcześnie zabijać. Jednocześnie nie trzeba będzie używać antybiotyków, pestycydów, hormonów i innych szkodliwych czynników, by przyspieszyć proces wzrostu lub wykształcenia pożądanej przez konsumentów cechy. Mięso tego rodzaju będzie bardziej odporne na szkodliwe czynniki zewnętrzne. W przeliczeniu na steki – aby wyprodukować 175 mln steków, trzeba zabić 400 tys. krów. Dzięki in vitro możemy uzyskać tę samą ilość steków, zabijając tylko jedną krowę. Wyparcie z gospodarki wielkich hodowli zwierząt będzie miało ogromny wpływ na środowisko. Nastąpi gwałtowna redukcja emisji gazów cieplarnianych. Zużycie wody spadnie o ponad 90 proc. (np. do produkcji 1 kg wołowiny potrzeba ponad 13 tys. litrów wody). Powierzchnia ziemi wykorzystywanej na pastwiska i pod uprawę roślin na paszę zostanie zredukowana do kilku procent. Zniknie problem ogromnej ilości odchodów zwierzęcych. Z ekologicznego punktu widzenia – rozwiązanie wydaje się prawie doskonałe. Nad etyką można się zastanawiać. Wpływ na zdrowie człowieka powinien być również pozytywny, biorąc pod uwagę szkodliwość spożywania nadmiernej ilości mięsa hodowlanego, zwłaszcza czerwonego.

NIEJEDNO MAŁE „ALE”

Nie wszystko jednak jest czarno-białe i również w temacie „sztucznego” mięsa pojawia się parę znaków zapytania i kontrowersji. Najważniejsze w kontekście gatunku ludzkiego – czy spożywanie takiego mięsa będzie dla nas na dłuższą metę bezpieczne? Na to pytanie odpowie dopiero czas. Koszty produkcji w założeniu mają się obniżać, nie wiadomo jednak, jak w praktyce potoczy się masowa produkcja takiego przysmaku. Jego smak i zapach na razie pozostawiają nieco do życzenia, aby jednak trafić w gust konsumentów, nie wyklucza się dodatków chemicznych podczas produkcji. Dość kontrowersyjne jest też używanie płodowej surowicy cielęcej przy produkcji takiego mięsa. Pozyskuje się ją w bardzo brutalny sposób, a ofiarą pada zarówno ciężarna matka, jak i płód. Trwają jednak badania mające znaleźć zastępnik dla tego składnika. Zagrożenie dla producentów mięsa czyha oczywiście z innej strony – tańsza konkurencja z ekologicznym przesłaniem raczej zgniecie tę gałąź gospodarki lub wymusi niewygodne i nieopłacalne zmiany. Jak wynika z najnowszych badań, konsumpcja mięsa powinna zostać ograniczona w interesie pojedynczego człowieka. Mięso in vitro raczej jej nie zmniejszy, a być może nawet ją wzmoże.

WĄTPLIWOŚCI ETYCZNE

Ostatnie „ale” jest nieco innego rodzaju. Z jednej strony część ludzi uważa, że jedzenie mięsa sztucznie wyhodowanego jest o wiele bardziej etyczne niż tradycyjnego, bo nie zabija się zwierząt, oraz ze względu na koszt ekologiczny, jaki generuje mięso tradycyjne. Jednak inni właśnie spożycie mięsa laboratoryjnego uważają za nieetyczne. Część z nich to „nienaturalne” mięso postrzega jako uwłaczające godności istnienia, religii, tradycji, historii. Inna część – za zbytek, z którego tak naprawdę człowiek w imię swojej roślinożerności powinien zrezygnować. Jeśli mięso in vitro znajdzie się faktycznie na półkach sklepowych w niedalekiej przyszłości (a obecnie wszystko ku temu zmierza), to zapewne pojawią się jeszcze inni zwolennicy i przeciwnicy tego sposobu odżywiania. Mięsożercom trudno dzisiaj stanąć jednoznacznie po którejś ze stron. Powoli jednak każdy musi zacząć się zastanawiać nad rolą mięsa w swojej diecie i nad tym, w jakiej postaci jest w stanie zaakceptować schabowego na talerzu.

 

Ewelina Wolna-Olczak

 

 

Gazetka 183 – lipiec/sierień 2019