W ostatnich miesiącach zawojowały przestrzeń miejską wszystkich dużych miast. Mają coraz więcej amatorów. Po rowerach miejskich to właśnie one są teraz modnym gadżetem do szybkiego pokonywania niedalekich dystansów w miastach. Hulajnogi elektryczne.

SĄ ZAGROŻENIEM?

Kilka tygodni temu głośna była w Polsce sprawa młodego chłopaka, który jadąc hulajnogą elektryczną po chodniku, najechał na kobietę i ją zranił, co prawda niezbyt groźnie. Sąd orzekł, że była to jej wina, bo nagle zrobiła krok w bok do zdjęcia, i tym samym wtargnęła na drogę, którą poruszał się użytkownik hulajnogi. Do wypadków śmiertelnych doszło natomiast już w Belgii, Francji i Szwecji – życie straciły osoby korzystające z hulajnogi. Zdarzają się zderzenia z ciężarówką, słupem… Liczba takich wypadków zaczęła lawinowo rosnąć, potrzebne są więc precyzyjne ustalenia, w jaki sposób traktować hulajnogi w ruchu drogowym. Trzeba jasno określić, jakie są prawa, ale i obowiązki ich użytkowników. Często hulajnogiści sieją postrach zarówno wśród pieszych, jak i kierowców, bo jeżdżą szybko i bezgłośnie. Nagle przemykają przed maską samochodu lub obok pieszego. Mogą więcej niż rowerzyści, nie muszą jeździć w kasku ani z włączonymi światłami. Ponieważ hulajnogi elektryczne najczęściej wypożyczane są na minuty, ich najemcy porzucają je, gdzie popadnie – w poprzek chodnika, na trawniku. Choć przepisy mówią, że należy być ostrożnym użytkownikiem ruchu drogowego, nie stwarzać zagrożenia dla innych osób, w tym nie pozostawiać na drodze przedmiotów, które mogłyby zagrozić bezpieczeństwu…

W POLSCE

Większość użytkowników tego właśnie sprzętu jeździ na bakier z kodeksem drogowym. Wydaje im się, że mogą jeździć, gdzie chcą – po ulicy, chodniku, ścieżce rowerowej. W Polsce nie ma jeszcze do końca sformalizowanych zapisów dotyczących użytkowników „urządzeń transportu osobistego”, czyli właścicieli hulajnóg elektrycznych. Obecnie osoba poruszająca się w ten sposób jest traktowana podobnie jak pieszy, wrotkarz czy deskorolkowiec, czyli może jeździć po chodniku, ale nie po drodze czy ścieżce rowerowej. W przypadku braku chodnika dopuszcza się jazdę po poboczu lub skrajnej części jezdni. To jednak rodzi wiele niebezpieczeństw, gdyż użytkownik hulajnogi elektrycznej może się rozpędzić do 25 km/godz. Ktoś, kto idzie szybkim krokiem, pokonuje zaledwie 6 km/godz. Stąd piesi w dużych polskich miastach czują zagrożenie ze strony pędzących użytkowników hulajnóg, którzy bezrefleksyjnie suną po chodnikach. W myśl przygotowywanej ustawy hulajnogi elektryczne będą musiały poruszać się po ścieżkach rowerowych.

W BELGII

W samej Brukseli jest aż sześciu operatorów wypożyczających hulajnogi, a samych urządzeń ponad dwa miliony. Świadczy to o niezwykłej popularności tych „pojazdów” wśród brukselczyków. Średnia długość trasy, którą pokonuje się przy użyciu hulajnogi elektrycznej, to 1,3 km. Jest to ekologiczna alternatywa dla samochodów, ale jak każdy „pojazd”, sprawia też pewne kłopoty. Lekarze na ostrych dyżurach zauważają wzrost przyjęć osób z urazami w wyniku upadków czy potraceń. Najczęściej są to urazy głowy, złamania nosa i ramienia. W Belgii nie można jeździć hulajnogą elektryczną w parkach ani po chodniku, tylko po ścieżce rowerowej. Wielu hulajnogistów nic sobie jednak z tego nie robi. Należy też mieć ukończone 18 lat i nosić kask – co jednak jest rzadkością wśród tej grupy. Ze względu na bezpieczeństwo odradza się też używanie telefonów komórkowych i noszenie słuchawek w trakcie jazdy. Zaparkowana hulajnoga nie może przeszkadzać innym użytkownikom ruchu drogowego i pieszym, ale z tym jest jednak kłopot. Zasada free-floating sprawia, że nie ma stacji, gdzie odprowadzałoby się hulajnogę po zakończeniu użytkowania. Porzucone hulajnogi leżą pokotem to tu, to tam, a piesi muszą je omijać lub przez nie przeskakiwać. Blokują wjazdy do garaży, stoją przy zejściach do metra…

EKOLOGICZNE?

Zależy, jak się spojrzy. Owszem, są alternatywą dla samochodów. Według dostępnych badań hulajnoga elektryczna, pokonując ten sam dystans, co samochód, praktycznie nie zanieczyszcza środowiska naturalnego. Czyli mniej spalin i dwutlenku węgla czy metali ciężkich dostaje się do atmosfery. Jednak hulajnogi muszą być ładowane, czyli trzeba je podłączyć do prądu, a do tego potrzeba sporo energii. Trzeba także przewieźć je do miejsc ładowania, a to dzieje się już w klasyczny sposób, czyli przy pomocy samochodów. Tak jak następnie rozwózka w odpowiednie miejsca w przestrzeni miejskiej. Także baterie elektryczne produkowane na bazie litu dość mocno zanieczyszczają środowisko. Inna sprawa to akty wandalizmu, niszczenia i przewracania hulajnóg, z czego wynika częsta potrzeba wymiany popsutych sprzętów na nowe. Średni „żywot” hulajnogi nie jest długi – waha się od kilku tygodni do trzech miesięcy. A potem trzeba je poddać recyclingowi…

Elektryczne hulajnogi, monocykle (jednokołowe urządzenia elektryczne typu segway) lub deskorolki zasilane bateriami słonecznymi nie są traktowane jak pojazdy, czyli samochody czy rowery, a przecież jest ich coraz więcej na drogach. Czy zagoszczą na dłużej w miejskiej przestrzeni, czy będą chwilową modą? Czas pokaże.

 

Sylwia Maj

 

 

Gazetka 183 – lipiec/sierień 2019