Symbole mają to do siebie, że czasem na przestrzeni wieków, a niekiedy lat, dość dramatycznie zmieniają swoje znaczenie w różnych kulturach. Weźmy np. swastykę, która w Indiach oznacza błogosławioną moc słońca, a Europejczykom niesie strach i wspomnienia terroru wojny. Zjawisko takie nie jest ani nowe, ani jednokrotne – przejścia lub zmiany znaczenia symboli dzieją się także tu i teraz, na naszych oczach. Tak stało się chociażby z popularną ostatnio (zwłaszcza w Polsce) tęczą, która za sprawą kolażu Elżbiety Podleśnej znowu znalazła się na językach wszystkich. Każdy ma w tej sprawie zdanie, każdy powołuje się na jakieś badania i źródła, ale nie każdy, kto wypowiada się np. w mediach, postarał się o naprawdę wnikliwą analizę. Jak to się stało, że przepiękne zjawisko przeszło transformację i wielu kojarzy się już jedynie z ruchami LGBT, a nie, jak pierwotnie, z bogami i siłami wyższymi?


Fot. fotolia

BOSKA

Już Grecy przypisywali tęczy boskie pochodzenie – nie można przecież wytłumaczyć w inny sposób tego, że nagle, po burzy albo wczesnym rankiem, na niebie pojawia się piękny kolorowy pas. Kto inny, jak nie bogowie, mógł go tam malować swoją wszechmocną ręką? Tęcza była zatem dla mieszkańców Hellady śladem, który zostawiała za sobą uskrzydlona bogini Irys. Wikingowie widzieli w tęczy drogę łączącą świat bogów Asgard ze światem ludzi Midgardem; jej pojawianie się na niebie było dowodem na obecność bogów. Irlandczycy nadal wierzą, że na końcu tęczy znaleźć można skrzata strzegącego garnca ze złotem. Tęczowa flaga była symbolem Imperium Inków. Judaizm i chrześcijaństwo również przypisały tęczy boskie cechy. To właśnie ona zwiastowała po potopie pokój między Bogiem a ludźmi. W Nowym Testamencie św. Jan opisuje w Apokalipsie tron, nad którym jaśnieje tęcza, oraz Anioła z tęczową aureolą nad głową.

W szeroko pojętej sztuce sakralnej oraz modlitwach i pieśniach również bardzo często znaleźć można ten piękny motyw. W tekście „Godzinek o Niepokalanym Poczęciu Najświętszej Maryi Panny” usłyszeć np. możemy, że Matka Boska jest „tęczą wszechmocną ręką z pięknych farb złożoną”. Jezus na obrazie Memlinga „Sąd Ostateczny” zasiada na tęczy, która góruje nad kręgiem ziemi. Aniołów, Maryję i świętych często przedstawia się w blasku tęczy bądź z tęczową aureolą. Ma być to znakiem przymierza i przyjaźni między człowiekiem a Bogiem. Otaczanie świętego tęczą wskazywało na jego wyjątkową relację ze Stworzycielem. Maryja z tęczową aureolą nie jest, jak wielu się dziś wydaje, wymysłem skandalistki Podleśnej, ale dość starym i pielęgnowanym przez Kościół motywem religijnym. Matka Boża Dobrej Rady, np. ta z obrazu w Prokocimiu, zasiada wraz z Dzieciątkiem Jezus pod tęczą, która symbolizuje nie tylko przymierze z Bogiem, ale też Jego nieustanną opiekę.

We wszystkich kulturach tęcza miała lub ma pozytywne konotacje, była śladem bogów na ziemi i dowodem na ich obecność i miłość do człowieka. Średniowieczni i renesansowi twórcy nie odebraliby kolażu Elżbiety Podleśnej jako herezji ani nawet prowokacji – dla nich Maryja z tęczową aureolą byłaby typowa i całkiem zwyczajna. Dla nas to nagle obraza uczuć religijnych i powód do sprzeczek, tak jakby nie było w państwie i Kościele większych problemów, które trzeba rozwiązać, niż ten. Absolutnie nie bronię przyklejania wizerunków kogokolwiek, a zwłaszcza świętych, na śmietnikach i toaletach – to jest zwyczajnie niesmaczne i niestosowne, ale organizować zatrzymania, obławy w internecie i debatę z powodu obrazu, który artystycznie najgorszy nie jest, to już odrobinę przesada. Osobiście moje uczucia religijne bardziej obraża dwulicowy kaznodzieja politykujący na ambonie niż Matka Boska Częstochowska z tęczą.

LGBT Z TĘCZĄ W TLE

Wszystko zaczęło się w 1978 r., kiedy to Gilbert Baker został poproszony o zaprojektowanie logo, którego można by użyć podczas Parady Dnia Wolności Gejowskiej. Baker zaproponował więc flagę składającą się z ośmiu kolorowych pasów, z których każdy symbolizował odrębny aspekt życia i natury. Różowy: seksualność, czerwony: życie, pomarańczowy: ukojenie, żółty: światło słońca, zielony: naturę, turkusowy: sztukę, indygo: spokój i harmonię, fioletowy: duchowość. Już na pierwszy rzut oka widać, że flaga LGBT nie jest dokładnym odzwierciedleniem zjawiska pojawiającego się na niebie. Nikt zatem niczego nie kradnie i nie zawłaszcza, jak to przedstawiają niektóre media. Naturalna tęcza ma siedem kolorów widzialnych gołym okiem: czerwony, pomarańczowy, żółty, zielony, niebieski, indygo i fioletowy.

Wróćmy jednak do flagi – na skutek braku na rynku wystarczającej liczby różowych tkanin Baker postanowił usunąć ten kolor z projektu. Zmiany jednak na tym się nie zakończyły – po namyśle wyrzucono też turkus, ponieważ nieparzysta liczba pasów nie pozwalała na podzielenie flag na pół i zawiązywanie ich wokół drzew i latarni, co zamierzali robić członkowie parady i demonstrujący wraz z nimi ludzie wspierający równouprawnienie. Ostatecznie pasów zostało sześć. Jedno się jednak nie zmieniło – kolorowa flaga nadal niesie ze sobą przesłanie przyjaźni i tolerancji, nie jest agresywna, ale pozytywna. Dziwi zatem, że tak wielu silnych facetów o mięśniach ze stali boi się jak ognia kolorowej szmatki. Nie trzeba przed tęczową flagą ryglować drzwi i zabierać dzieciątek z ulicy – ona nie gryzie, nie agituje, ona po prostu jest i czeka na akceptację. Wielu zaś, nie tylko członków społeczności LGBT, czeka na to, by tak jak w innych państwach, tak i w Polsce było dla niej miejsce na ulicy.

Sztuka ma różne oblicza – jednym nie podoba się kolejny nieudany pomnik wielkiego wodza czy przewodnika duchowego, a innym kolaż z tęczą, nie znaczy to jednak, że trzeba za nią karać i zamykać za kratami. Mówimy, jak to bardzo oświecone są nasze czasy, jak wiele rozumiemy i osiągnęliśmy, ale w niektórych sprawach siedzimy nadal w jaskini przy ognisku, podczas gdy powinniśmy brać przykład z naszych wielkich średniowiecznych i renesansowych poprzedników i nie oburzać się na tęczę w przestrzeni publicznej.

 

 

Anna Albingier

 

 

 

Gazetka 183 – lipiec/sierień 2019