Kiedyś egzotyczne podróże były dostępne dla nielicznych, a większości pozostawało zaczytywanie się w literaturze podróżniczej czy oglądanie sławnych podróżników i ich relacji z najdalszych stron świata. Następnie podążaliśmy za celebrytami w ich wypadach. Dziś każdy pragnie nie tyle zobaczyć, co przeżyć; nie tyle odpocząć, co dowiedzieć się. I to sam, na własnej skórze. Im więcej doznań, tym większa ekscytacja, czyli zadowolenie z podróży.

3 X S KONTRA…

3 x S to skrót od formy biernego odpoczynku zamykającego się w słowach sun – słońce, sea – morze, sand – piasek. Można dodawać kolejne „s”, jak sport czy sightseeing – zwiedzanie, ale spędzanie wakacji tego typu, choć nadal ma swoich zwolenników, powoli odchodzi w przeszłość. W tym modelu wakacyjnego urlopu szukano takich krajów i miejsc, które gwarantowały słoneczną i gorącą pogodę, łatwy dostęp do kąpieli w jeziorze czy morzu, jak i w basenie obowiązkowo znajdującym się na terenie kompleksu wypoczynkowego. Aktywność ograniczała się do przejścia z hotelu na leżak z parasolem i zanurzania się co jakiś czas w niewielkich głębinach morskich. Spacery ograniczone były do piaszczystych plaż i pobliskich sklepów i restauracji. Amatorzy sportu rozgrywali mecze piłki plażowej lub pływali jachtami po błękitnych lagunach. Oczywiście zawsze w programie były jakieś wycieczki po okolicy i zwiedzanie lokalnych zabytków, ale to była rozrywka dodatkowa i niekoniecznie dla wszystkich. Priorytetem było przywieźć z wakacji opaleniznę uzyskaną najczęściej poprzez mozolne obracanie się z brzucha na plecy w czasie codziennego plażowania. Wybierano znane, sławne i cieszące się popularnością od dziesięcioleci regiony i miejscowości. W cenie były kurorty nadmorskie.

…5 X E

Ale czasy się zmieniają, a wraz z nimi modyfikacjom uległy także sposoby spędzania wakacji. Dziś turyści nowej generacji oczekują tzw. 5 E. W ich skład wchodzi: entertainment – rozrywka, excitement – ekscytacja, emotion – emocje, education – edukacja, engagement – zaangażowanie. Podróż ma być rodzajem gry, zabawy, w czasie której zdobywa się wiedzę, ale i doświadcza czegoś. A na końcu czeka coś w rodzaju nagrody. Wartością są unikatowe wrażenia – chce się przeżyć coś, czego nikt inny nie doświadczył. Rywalizuje się pod względem niepowtarzalności i natężenia wrażeń, dlatego też wybiera się nieoczywiste kierunki wakacyjnych podróży. To musi być egzotyka, ale w znaczeniu czegoś, czego jeszcze nikt inny nie miał okazji oglądać, czyli coś pierwotnego i naturalnego. Tak więc niekoniecznie chodzi o wyjazd na drugi koniec świata, ale bardziej o zorganizowanie wyjazdu pod nowym kątem. O nadanie mu niebanalnego charakteru. Ma być odmiennie niż do tej pory.

Wybiera się także dalekie rejony jako miejsca nietknięte przez cywilizację. Oczywiście na bieżąco informujemy cały świat o przebiegu naszej niepowtarzalnej i jedynej przygody. Liczy się oryginalność i intensywność oraz autentyczne doświadczenia. Chce się prawie że uczestniczyć w życiu autochtonów – zobaczyć, jak żyją, co jedzą, jak mieszkają. W cenie jest możliwość nawiązania kontaktu z miejscowymi, by poczuć z bliska ich odmienność. Najlepiej byłoby móc uczestniczyć w domowej uroczystości i zanurzyć się w autentycznej atmosferze święta, a nie przedstawienia organizowanego dla i pod turystów. Często lokalne obrzędy religijne mają nieoparty urok nawet dla zdeklarowanych ateistów, którzy chętnie przekraczają progi świątyń różnych kultur, by zatopić się w magii. Wybiera się restauracje, do których chodzą miejscowi, nie turyści. Wybór pada na nowe miejsca, które dotąd nie wzbudzały szczególnego zainteresowania. Gdy jednak jakieś miejsce zbyt się urynkawia, tracąc swój pierwotny czar, turyści szukają nowego, zniechęceni tabunami nieokrzesanych letników z przenośnymi lodówkami pełnymi piwa.

ZWIEDZANIE INTERAKTYWNE

Zamiast miejsc stricte wypoczynkowych turyści preferują obecnie wyjazdy tematyczne – na przykład Dublin zwiedza się z „Ulissesem” Joyce’a w ręku. Zwiedzanie polegające na oglądaniu eksponatów to już przeszłość. Dziś zwiedza się w sposób interaktywny, uczestnicząc w odgrywaniu fabuły ze z góry przygotowanego scenariusza. Już nie tylko przewodnicy przebierają się w stroje z epoki, ale i zwiedzający mają taką możliwość. Teatralizacja nie kończy się na kostiumach, bo jest i odpowiednia oprawa dźwiękowa, świetlna, muzyczna, a nawet zapachowa. To wszystko ma oddziaływać na emocje i pozwolić przenieść się w dawne czasy. Liczy się aktywne uczestnictwo, bo trzeba włączyć się w odgrywanie scen, rozwiązywanie zagadek, poszukiwanie skarbów czy udział w rekonstrukcji dawnych zdarzeń. W taki właśnie sposób następuje proces pozyskiwania wiedzy, czyli efekt dydaktyczny zwiedzania. Przy pomocy współczesnej techniki nic nie jest niemożliwe – wirtualnie możemy pospacerować po dawnym Krakowie, a w Brukseli – wejść w obrazy Bruegla.

Fot. fotoliaPROPOZYCJE EKSTREMALNE

Turyści żądni przeżywania otwarci są na doznania wszelkiego typu. Chcą zobaczyć miejsca „przesiąknięte” autentyzmem wydarzeń i ich bohaterów. W Londynie popularnością cieszy się podróż śladami Kuby Rozpruwacza. W Rumunii w dawnej bazie wojskowej położonej 70 km od Bukaresztu można zwiedzać miejsca, w których ostatnie godziny życia spędził dyktator Nicolae Ceausescu i jego żona Elena. W programie – oglądanie pokoju z autentycznymi łóżkami pary, sala rozpraw i mur, przy którym małżonkowie zostali rozstrzelani, ze śladami kul. W brazylijskim Rio de Janeiro w ofercie jest zwiedzanie slumsów – tzw. Favela Tours, a w Australii – wycieczka szlakiem dawnych przybytków zabaw. Z dreszczykiem emocji wchodzi się obecnie do takich miejsc, które zawsze były odradzane zwyczajnym turystom jako zbyt niebezpieczne. Oczywiście teraz są to oferty kontrolowanego zagrożenia i strachu. Włos nikomu z głowy nie spadnie, choć gęsiej skórki można dostać, oglądając światy, w których króluje albo przemoc i zupełnie inne od naszych wartości.

Turyści spragnieni wrażeń podróżują też w miejsca naturalnych katastrof. Pojawili się więc w Azji Południowo-Wschodniej po przejściu tsunami czy w Nowym Orleanie po huraganie Katrina. Ekstremalne przeżycia dotyczą także jedzenia. Próbuje się autentycznych egzotycznych potraw – nawet jeśli są to rzeczy uważane w naszej kulturze za obrzydliwe. Mięso czy mózgi małp, insekty wszelkiej maści, dziwaczne rośliny – czego się nie zrobi, by poczuć autentyczny smak przygody. Czasami tego typu turystyka jest moralnie dwuznaczna. Bo jak ocenić podróż do Korei Północnej połączoną ze zwiedzaniem tamtejszych obozów pracy? Wszyscy wiedzą, że rządzi tam dyktator, a życie ludzi jest ekstremalnie ciężkie i poddane całkowitej inwigilacji. Turyści zobaczą tylko te miejsca, na obejrzenie których władza pozwoli, i usłyszą tylko propagandowe opowieści. Zostawią za to reżimowi tak mu potrzebne dewizy, czyli de facto tacy turyści wspomagają okrutny reżim.

TURYSTYKA KULINARNA

Podróże zawsze wiązały się ze smakowaniem lokalnych specjałów i nawet wyjazdy typu all inclusive miały w swojej ofercie dni z kuchnią danego regionu. Na przykład w Grecji obowiązkowo zwiedza się tłocznie oliwek, słucha opowieści o tym, jak powstaje oliwa i jak się ją degustuje. Wszystko po to, by zachęcić do kupna. Ale dziś to już za mało. Turyści nowej generacji chcą doświadczać tyle, ile możliwe, i dowiedzieć się maksymalnie dużo. A więc chcą podpatrzeć, jak wykonuje się dany smakołyk, a nawet stać się aktywnym uczestnikiem jego wytwarzania, spróbować go, zadawać pytania, posłuchać z pierwszej ręki historii z nim związanych. To wstęp do poznania historii danego regionu, ludzi tam mieszkających i ich kultury. Jedzenie jest bowiem jej integralną częścią i daje szansę prawdziwszego zbliżenia się do ludzi. Z zagranicznych wyjazdów często przywozi się produkty spożywcze typu przyprawy, alkohol. Nie bez powodu wiele miejsc w Polsce organizuje kulinarne imprezy: Dźwirzyno – Festiwal Flądry, Inowrocław – Festiwal Gęsiny, Żywiec – Festiwal Kwaśnicy. Święta pierogów odbywają się w setkach miejscowości w Polsce i zawsze przyciągają rzesze chętnych. Festiwal pierogów odbywa się nawet na przedmieściach Chicago czy w Pensylwanii.

Fot. fotoliaMILENIALSI

Wiele w turystyce zmieniło się dzięki rozwojowi technologii oraz milenialsom, czyli osobom urodzonym w latach 80. i 90. XX w. Są bowiem nową generacją konsumentów. Śledzą blogi podróżnicze, i to często kilka naraz. Podejmują decyzje o miejscu podróży, sugerując się zdjęciem na Instagramie, relacją znanej osoby lub wpisem znajomego na Facebooku. Interesują ich unikalne doświadczenia i wysoko spersonalizowana oferta. Dostęp do internetu to dla nich norma, a im więcej technologicznych nowinek, tym lepiej. Opis podróży to dla nich najczęściej fotoreportaż, i to najlepiej w czasie rzeczywistym. Wpisy i zdjęcia służą jednak nie tylko zapamiętywaniu. One są też formą autoreklamy. Zamieszczane są przecież nie tylko po to, by je oglądać po powrocie, ale by je oglądali znajomi i inni użytkownicy. Oglądali, lajkowali, komentowali. A przecież dziś nie trzeba odbywać podróży z telefonem w ręku. Kamerka zawieszona na szyi, na plecaku czy w innym miejscu pozwala zarówno na filmowanie, jak i nagrywanie dźwięków. Kupowane fizyczne pamiątki też nie są przypadkowe – mają zaświadczyć o przeżyciach.

Ci turyści wiedzą, co jest na topie, więc by przyciągnąć ich zainteresowanie, trzeba być obeznanym w nowej technologii i trendach. Gdy coś im się spodoba, będą zachęcać innych do przyjazdu pozytywnymi opiniami i opiszą to w mediach społecznościowych, co może przełożyć się na przypływ gości. Ale gdy im się coś nie spodoba, też nie omieszkają tego opisać, a wtedy utrata klientów oczywista. Są okrutni w swoich zniechęcających sądach, nie wybaczą nawet małego potknięcia. Są klientami, których zwykło się nazywać marudnymi.

Turyści nowej generacji kreują modę i ułatwiają wyjazdy w rejony uważane za niedostępne, gdyż ci, którzy już tam byli, dzielą się zarówno wrażeniami, jak i praktycznym doświadczeniem. Zamieszczają liczne porady – jak, gdzie i co robić, kupić, wynająć, itd. Lubią zmiany. Wyznaczają trendy.

 

 

Sylwia Maj

 

 

 

Gazetka 183 – lipiec/sierień 2019