fot. fotoliaWakacje się skończyły. Niektórzy wybrali wczasy pod gruszą, inni w kurortach, jeszcze inni wycieczki z przewodnikami. Ale okazuje się, że dla chcącego nic trudnego i zawsze będzie ktoś, kto znajdzie dziurę w całym, napisze skargę i nawet zażąda rekompensaty. Bardzo często pretensje są po prostu… głupie.

BO CYKADY SĄ ZA GŁOŚNE 

Burmistrz miasteczka Beausset we francuskim regionie Var ujawnił, że dwóch turystów zgłosiło się do niego z oficjalną skargą na cykady. Te owady ujawniają się latem w niemal wszystkich krajach południowej Europy, bo to czas ich rytuałów godowych, podczas których wydają przenikliwe dźwięki. W skardze do burmistrza Georges’a Ferrero turyści domagali się wyeliminowania cykad przy użyciu środków owadobójczych. Ferrero zwrócił uwagę, że cykady są symbolem tej części Francji i nie ma mowy o ich eliminowaniu. Ale oficjalna skarga oznacza oficjalną drogę reakcji na nią. A przecież urzędy i sądy mają poważniejsze sprawy na głowach niż to, że komuś przeszkadza piejący kogut, dzwonki krów, dzwony kościelne czy szczekające psy. I dlatego burmistrz miasteczka Gironde, Bruno Dionis, zdecydował się na konkretne kroki. W otwartym liście do parlamentarzystów zaproponował, aby wszystkie „odgłosy” natury i sielskich krajobrazów zostały uznane za narodowe dziedzictwo. Tym samym – prawnie chronione i uniemożliwiające zaskarżenia ich do sądu. Stosowny projekt trafił do parlamentu.

BO PRZEWODNIK BYŁ ZBYT BRZYDKI 

Biura justtheflight.co.uk i bonvoyage.uk ujawniły niedawno pretensje turystów. Chyba jedną z najgłupszych była ta: „Nie byliśmy w stanie cieszyć się wycieczką, bo przewodnik był za brzydki. Nie można podziwiać pięknych widoków, jeśli trzeba patrzeć na tak brzydką twarz”. Inni niezadowoleni wczasowicze zarzucali biurom, że „na plaży było zbyt wielu grubych ludzi i to było ohydne”. To nie wszystko, bo pojawiła się i taka skarga: „Zwierzęta w zoo wyglądały na smutne, przez co nasze dzieci też były smutne. Czy naprawdę nie można wytresować zwierząt, żeby się uśmiechały?” Pretensje o to, że nazwy ulic i oznakowania drogowe nie były po angielsku i „nie rozumiem, jak można się w tym połapać”, wydają się żartem. Ciekawiej robi się, kiedy ktoś narzeka, bo „nie było żadnego znaku ostrzegawczego, żeby nie decydować się na lot balonem, jeśli ma się lęk wysokości”. Zawsze też znajdzie się ktoś, kto obwini wszystkich innych za to, że „lokalne kobiety były zbyt piękne i przez to czułam się niekomfortowo”.

BO SŁOŃ BYŁ ZBYT PODNIECONY 

Pretensje dotyczą też tego, że „Disneyland jest za bardzo nastawiony na turystów”, a „tydzień na safari to tylko antylopy i żadnych innych ciekawych zwierząt”. Ale niektórzy potrafią zrobić awanturę, bo wulkan nie był czynny: „Mówiliście, że miasto jest obok wulkanu. Pojechaliśmy tam. Nie widzieliśmy żadnej lawy. Jestem pewien, że to była po prostu góra”. Aż nagle pojawia się skarga, na którą chyba nikt nie jest w stanie zareagować. Biuro podróży Thomas Cook dostało oficjalnego maila od turysty, który wykupił wakacje w afrykańskim rezerwacie z widokiem na źródło wody, by móc oglądać dzikie zwierzęta przychodzące do wodopoju. Problem w tym, że zobaczył tam… zbytnio podnieconego słonia: „Ten widok zrujnował moją podróż poślubną, bo poczułem się mniej wartościowy jako mężczyzna”.

BO ZASZŁAM W CIĄŻĘ 

Pewna turystka oskarżyła biuro podróży o to, że… zaszła w ciążę. Powód? „Razem z narzeczonym zarezerwowaliśmy osobne łóżka. Wasz hotel przydzielił nam łóżko podwójne. To wasza wina, że zaszłam w ciążę. Nie stałoby się tak, gdybyście zapewnili nam łóżka, jakie zamówiliśmy”. Ale to nie koniec kłopotów w związkach. Inna turystka miała pretensje o to, że na plaży dozwolone było opalanie topless. „Zniszczyliście moje wakacje. Opalanie topless powinno być zabronione. Mój mąż całymi dniami patrzył na inne kobiety”. A co powiecie na… ryby w morzu? „Nikt nam nie powiedział, że w morzu będą ryby. Nasze dzieci były zszokowane”. Inni mieli pretensje o to, że na plaży było zbyt dużo piasku albo że broszury pokazywały piasek żółty, a w rzeczywistości był biały. Niektórzy narzekają, że w danym regionie jest zbyt wielu turystów. Tymczasem inne zmartwienie miała pewna para odwiedzająca Hiszpanię: „W okolicach było zbyt wielu Hiszpanów. Recepcjonistka mówiła po hiszpańsku, jedzenie było hiszpańskie…”.

BO JEDZENIE BYŁO ZBYT OSTRE fot, fotolia

Jeśli jedziemy do egzotycznego dla nas kraju, to musimy się liczyć z tym, że zaserwują nam lokalne posiłki. Jednak pewna turystka była „zupełnie zdegustowana”, bo „podczas wakacji w Indiach okazało się, że niemal każda restauracja serwowała curry. Nie lubię hinduskiego jedzenia”. Z kolei pewne małżeństwo zarezerwowało wypad do parku wodnego z basenami, zjeżdżalniami itp. Problem polegał na tym, że… „nikt nam nie powiedział, że powinniśmy zabrać własne stroje kąpielowe i ręczniki”. W dodatku „na lokalnym rynku kupiliśmy markowe okulary przeciwsłoneczne, a później okazało się, że to podróbki”. Oczy ze zdziwienia przecierali też pracownicy pewnego biura turystycznego, kiedy przeczytali taką skargę: „lot z Jamajki zajął nam aż dziewięć godzin. Ciekawe, że Amerykanie mogli wrócić do swoich domów już po trzech. Dlaczego nie macie takich szybkich samolotów?!”.

Rodzime biura turystyczne, choć właściwym adresatem skarg są urzędy marszałkowskie, też mierzą się z cwaniactwem. Bo jak określić skargę o to, że ktoś stał godzinę w kolejce po lody „i nie było klimatyzacji na zewnątrz”? Albo gdy ktoś zażądał zwrotu pieniędzy, informując biuro: „rezygnuję z jutrzejszej wycieczki na Majorkę. Wracający stamtąd znajomi poinformowali mnie, że nikt tam nie mówi po polsku”?...

 

Filip Cuprych

 

 

Gazetka 184 – wrzesien 2019