Nie zliczę, ile to razy osoby siedzące w moim gabinecie opowiadają, jak często niewielkie i zupełnie nieznaczące zdarzenia powodują u nich natychmiastowe podwyższenie adrenaliny. Jak się denerwują i dręczą czasem kilka dni wspomnieniem ciasnoty w tramwaju, sprzeczki z mężem czy przepychanki słownej w kolejce. Nasz codzienny stres w niewidzialny, acz skuteczny sposób wyciska z nas ostatnie soki.

Stres z powodu nadmiaru wszystkiego, można by rzec. Taka jest rzeczywistość większości z nas. Współczesny świat dostarcza nam bowiem tyle samo radości, co i powodów do stresu i znerwicowania. O tym, że jesteśmy przebodźcowani lub przestymulowani, głośno się mówi nie od dziś. Chodzi o nadmierne przeciążenie umysłowe zdarzeniami i bodźcami ze świata zewnętrznego. News prześciga news. YouTube, Facebook, Instagram, Tinder, serwisy internetowe, telewizja, radio itd. zalewają nas całą masą wiadomości. Dziś ciekawie jest wszędzie. Wszędzie coś się dzieje. I zawsze, 24 godziny na dobę. Tylko my coraz bardziej markotni i zmęczeni życiem. A przecież niby tak fajnie, tak dużo i na bogato. No właśnie… Może trochę za dużo. I za szybko. I zbyt intensywnie.

Przeciętny człowiek każdego dnia wchłania 34 gigabajty danych. Jest to odpowiednik 100 tys. słów – jednego dnia! Artykuł, który właśnie teraz państwo czytają, zawiera około tysiąca słów, czyli trzeba do niego dodać jeszcze 99 tys. podobnych artykułów. Każdego dnia. Brzmi naprawdę przerażająco. A gdzie reszta bodźców? Słuchowych, wzrokowych, kinestetycznych? Ilość wszelkich stymulatorów i informacji, które codziennie przez siebie przepuszczamy, zaczyna przekraczać możliwości adaptacyjne ludzkiego organizmu. Nasze mózgi są przeładowane danymi. A to prowadzi do poważnych zaburzeń równowagi emocjonalnej i do psychicznego spustoszenia: depresji, apatii, bezsenności, nerwicy, stanów lękowych, dolegliwości somatycznych oraz wypalenia, agresji, wyczerpania energetycznego i intelektualnego.

Wymarzonym stanem dla naszego organizmu jest utrzymywanie homeostazy, czyli odpowiedniego poziomu ciśnienia tętniczego, temperatury ciała, płynów ustrojowych itp. Tylko czy jest możliwe, kiedy co chwilę ktoś lub coś podnosi nam ciśnienie? Gdy jesteśmy przestymulowani, a dotyczy to praktycznie każdego, zaczyna nam doskwierać ciągły niepokój rozlewający się po całym organizmie. Niepokój bez żadnego wiadomego powodu. Nadmierne napięcie i uwalniany kortyzol, nadekspresja dopaminy i adrenaliny powodują, że coraz trudniej jest nam wyciszyć umysł i organizm. Zajmuje to coraz więcej czasu i energii. Coraz trudniej nam zasypiać albo przespać całą noc. Pogarszają nam się wyraźnie koncentracja, pamięć, umiejętność dokonywania syntezy i analizy.

Wyhamowanie w takich wypadkach przypomina próbę zatrzymania rękoma rozpędzonej ciężarówki. A człowiek, aby przeżyć i zachować przez całe życie względną równowagę psychiczną, potrzebuje (i tu pewien paradoks...) równowagi przeżyć i stabilnego rozwoju nastroju bez wielkich ekscytacji. Każdy silny bodziec zaburza bowiem homeostazę biochemiczną człowieka tak samo, jak ingerencja narkotyku. Gdy taki stan, wielokrotnie powtarzany, utrwala się, zaczyna następować powolna degradacja systemu nerwowego. Przyjdzie nam zatem zapłacić bardzo wysoką cenę za zalew infomasy, czy też bardziej infośmieci. Umysł, przytłoczony nadmiarem informacji, których nie jest w stanie przeanalizować, przechodzi w stan awaryjny i drastycznie skraca obieg informacji. Odłączony zostaje najmłodszy ewolucyjnie płat przedczołowy, odpowiadający za wszystkie cechy, które czynią z nas istoty humanitarne i współodczuwające – zaczyna nam zanikać empatia, altruizm, poczucie sprawiedliwości.

Rezultaty są przerażające, bo w takim stanie obojętniejemy na wszystko, co nie dotyczy nas osobiście. Systematyczne przebodźcowanie w pewnym sensie nas odczłowiecza, prowadzi do cywilizacyjnego i ewolucyjnego cofnięcia się człowieka jako gatunku. Wysysa z nas ludzkie uczucia i odruchy. Okazuje się, że dla naszego zdrowia psychicznego wręcz zbawienne są pustka, nuda i okresowa monotonia, jakkolwiek nudno by to brzmiało. Jak się z tej gmatwaniny wyzwolić, skoro wielu ludzi żyje w przeświadczeniu, że świat to miejsce nieustannej walki i rywalizacji? Zaciskamy zęby, pobieramy jeszcze więcej informacji, danych, porad, podpowiedzi, wskazówek i z marsową miną ruszamy do boju.

A może by tak inaczej? Może by odpuścić? Zamknąć oczy i posiedzieć godzinę w ciszy? Po prostu pobyć tu i teraz, skupić się wyłącznie na swoim umyśle i ciele i zobaczyć, co do nas przyjdzie, a co odejdzie. Może zamiast nieustannego kontaktowania się z całym światem (co przecież tak naprawdę jest wielką ułudą) skontaktujemy się najpierw z samym sobą. Taki kontakt wymaga jednak pełnego zaufania do siebie, a tego wielu z nas brakuje. Stąd wszechobecny hałas informacyjny i sytuacyjny, który gra rolę zagłuszacza i dystraktora. Bycie w kontakcie ze sobą, ze swoimi pragnieniami i potrzebami, w harmonii ducha i ciała wymaga skupienia i ciszy, której jednak wielu się obawia. Tymczasem głęboki kontakt ze swoim wnętrzem i zaufanie do siebie pomaga nam przyjąć, że wszystko, co nas spotyka, ma głęboki sens i otwiera nas na nowe doświadczenie. Ufać to pozwalać, by sprawy toczyły się swoim biegiem i w swoim tempie. To płynąć z nurtem rzeki, a nie z nim walczyć, bo jest to walka skazana na niepowodzenie, frustrująca i wyniszczająca. Nie zaśmiecajmy swego umysłu. Nie przyjmujmy bezrefleksyjnie wszystkiego, co serwuje nam świat. Nie nadawajmy sprawom zbyt dużej wagi, nie komplikujmy. Zamiast tego starajmy się upraszczać życie, jak tylko jest to możliwe. Weźmy głęboki oddech, rozluźnijmy się, uśmiechnijmy. Taka postawa pomaga zrzucić z siebie niepotrzebne ciężary i uwierzyć, że wszystko jest takie, jakie być powinno.

 

Aleksandra Szewczyk

Psycholog

 

 

Gazetka 187 – grudzień 2019