Czy słowo karnawał kojarzy nam się z niejedzeniem mięsa? Jaki może istnieć związek między brakiem mięsa a okresem tańców i zabaw? Czy mówią coś komuś typowo polskie nazwy, tj. mięsopust i zapusty? Czy w ogóle kojarzą się z karnawałem?

Niejasna etymologia słowa

Nawet językoznawcy nie są do końca pewni, skąd wywodzi się słowo karnawał. Najczęściej przytacza się wyjaśnienie, że pochodzi ono od łacińskiego wyrażenia carne valis (caro – mięso, vale – żegnaj, bywaj), czyli oznacza zaprzestanie jedzenia mięsa (w nadchodzącym okresie postu). Podaje się też, iż możliwe wydaje się pochodzenie tego słowa od włoskiego carneuale lub francuskiego carne-avalis, czyli pożeranie mięsa. Polskie określenia – mięsopust i zapusty – są kalkami z łaciny. Pierwotnie więc karnawał oznaczał tylko ostatnie dni przed nadchodzącym postem i trwał krótko. Ostatecznie stał się nazwą dla długiego (bo rozpoczynającego się już po Nowym Roku lub Święcie Trzech Króli) okresu wszelkich zabaw, tańców i korowodów.

Dawniej ludzie żyli w rytmie rocznym wyznaczanym przez święta religijne. Stąd nazwa okresu przed nadchodzącymi 40 dniami postu przypominała, iż należy teraz korzystać z uciech podniebienia, gdyż później nastąpi czas wyrzeczeń. I nie chodziło tu tylko o zakaz związany z niejedzeniem mięsa, ale i z używaniem życia w ogóle. Przez cały okres od Środy Popielcowej aż do Wielkanocy powstrzymywano się od spożywania nie tylko mięsa, ale i jakiegokolwiek tłuszczu, zakazany był także udział we wszelkich zabawach, szczególnie tanecznych.

Istnieje jednak także inny źródłosłów słowa karnawał, według którego ma ono związek z dawnymi obrzędami przypadającymi na koniec zimy i początek wiosny. W starożytnej Grecji obchodzono wtedy Dionizje na cześć boga wina i płodności Dionizosa. Tłumy tworzące barwne korowody przebierańców tańczyły na ulicach pijane świętem i winem. W starożytnym Rzymie przypadały wtedy Saturnalia. Saturn był bogiem rolnictwa, a jego panowanie określano mianem złotego wieku. W czasie Saturnaliów powtarzano mityczny czas, kiedy na świecie panował dobrobyt i nie było różnic między ludźmi. W czasie owych uroczystości ulicami miasta sunął statek na kołach, czyli ukwiecony rydwan boga – carrus navalis. Być może więc to ta nazwa dała początek słowu karnawał.

Dlatego też w zwyczajach karnawałowych odnajdziemy wiele pogańskich rytuałów związanych z końcem zimy i początkiem wiosny. Przebieranie się, malowanie twarzy, zakładanie masek to spuścizna bardzo odległych czasów. Początkowo przebrania nie były zbyt wymyślne. Najczęściej były to stroje przypominające postaci zwierzęce, zwłaszcza te, które uważano za zwiastuny wiosny, czyli bociany, żurawie. Wierzono, że ich przyjście przyśpieszy nadejście wiosny i zapewni dostatek i urodzaj. Także zwyczaj gromadzenia się przy ogniskach i skakania w tańcu jak najwyżej miał swoje magiczne znaczenie. To echo dawnych praktyk mających zapewnić płodność i urodzaj. Wysokość skoku wróżyła bowiem, na jaką wysokość wyrośnie zboże. Opartych na rzymskich tradycjach karnawał z Włoch rozprzestrzenił się na całą Europę, w każdym kraju wzbogacając się o lokalne zwyczaje.

Z upływem wieków przebrania i maski stawały się coraz bardziej wyszukane i coraz mniej miały wspólnego z dawnymi wierzeniami. Przebogato zdobione maski weneckie, imponujących rozmiarów nakrycia głowy ze strusich piór gildii karnawałowej z Binche, satynowe suknie i żywe kolory strojów tancerek z Rio to przeestetyzowana wersja dzisiejszego karnawału.

Świat na opak

Na balu maskowym w średniowieczu kuchcik mógł zatańczyć z dwórką, a zwykły żebrak zostać królem. Jak to było możliwe? Okres karnawału traktowano jako „świat na opak” – w tym czasie zwykłe reguły przestawały obowiązywać, a wprowadzano nowy, tymczasowy ład. Było to echo rzymskich Saturnaliów, w czasie których panowie usługiwali niewolnikom, a mężczyźni kobietom. Największe ekscesy i bezeceństwa działy się w czasie średniowiecznych karnawałów. Uczestnicy Święta Głupców robili wszystko na opak, drwiąc niemiłosiernie z hierarchii państwowej i kościelnej. Szaleństwa karnawału były sposobem na odreagowanie i swoistym wentylem bezpieczeństwa społeczeństwa zhierarchizowanego, w którym odgórne prawo wyznaczało prawie wszystko – od codziennych obowiązków po sposób ubierania się. I choć często było słychać słowa potępienia za wybryki, których się wtedy dopuszczano, to ludzie zapominali się w zabawie. Także i w następnych epokach. Ukryci pod maską lub w przebraniu, czuli się anonimowi i liczyli, że żadne ich zachowanie nie zostanie obarczone konsekwencjami. Zdarzało się bowiem, iż mężczyźni przebrani za kobiety nie tylko paradowali ulicami miast, ale także zakradali się do żeńskich zakonów.

Panowie i pospólstwo

Przez wieki karnawał miał dwa oblicza – wyszukany wśród warstw wyższych, swawolny i sprośny u niższych. Widać to było dobrze w dawnej Polsce. Możnowładcy i szlachta bawili się na balach i kuligach. Mieszczanie naśladowali warstwy wyższe, a chłopstwo kultywowało dawne obyczaje związane z zimowo-wiosennym przesileniem. Najpopularniejszym karnawałowym zajęciem szlachty były kuligi. Saniami, od dworu do dworu, od stołu do stołu przemierzano cały karnawał i powiat. Jedzono, pito, tańczono, odsypiano i wyruszano w drogę, powiększając kawalkadę o kolejnych sąsiadów. Bawiono się także na balach i redutach, czyli balach kostiumowych. Najczęściej przebierano się za Cyganów, Żydów, zwierzęta i diabły. Chłopi nie mogli się bawić przez cały karnawał, więc na zabawę przeznaczali ostatni tydzień przed nastaniem postu. Ich zabawom towarzyszyły magiczne praktyki, wróżby i zaklęcia mające zagwarantować obfite plony i zamążpójście. Chętnie się przebierano i na wsi. Koza, turoń, niedźwiedź, konik, diabeł czy mężczyzna w stroju kobiety – to postaci często spotykane.

Różne oblicza karnawału

Karnawał kojarzy się z nieumiarkowaniem w jedzeniu, piciu i tańcach. Ale także, o czym się już dziś nie pamięta, z elementami drażnienia, obrażania czy wręcz dręczenia. Krakowskie przekupki w tłusty czwartek urządzały zemstę na mężczyznach, obcinając im guziki u płaszczy, ściągając wierzchnie okrycie, zakładając słomiane wieńce, tańcząc i obcałowując lub zaprzęgając do kloca. Koniec dręczenia następował w chwili wykupienia się za pieniądze. Zwyczaj ten zwany combrem pochodzi najprawdopodobniej od nazwiska znienawidzonego przez krakowskie przekupki burmistrza lub od combrzyć, czyli swawolić. Na wsiach panny i kawalerowie, którzy nie zaręczyli się w czasie trwania karnawału, musieli ciągnąć za sobą kłodę drewna, którą polewano wodą. Kres męczarni następował w najbliższej gospodzie, gdzie należało postawić wszystkim napitek. Niezamężne panny obowiązywał podkoziołek. Musiały przy każdym tańcu wrzucać monetę „pod koziołka”, czyli u stóp wyrzeźbionej z drewna figurki kozła. Przebierańcy w stroju diabła mogli znienacka uszczypnąć, jak i pocałować. Uważać musiała zwłaszcza płeć piękna. Dowcipnisie doczepiali kobietom na plecach kurze łapki lub ogony zwierząt, narażając je na śmiech gawiedzi i wstyd. Psoty wymierzane kiedyś w innych zastępowane są dziś raczej przez wyśmiewanie się z polityków i celebrytów.

Ostatki

Bawiono się hucznie przez cały okres karnawału, ale natężenie zabaw przypadało na ostatnie dni przed nastaniem Środy Popielcowej. Ostatnie „tłuste dni” były okazją do niesłychanego obżarstwa i pijaństwa. Potwierdzają to liczne zapisy tak rodzimych, jak i obcych autorów. Turecki poseł sułtana Sulejmana Wspaniałego w połowie XVI wieku pisał: „W pewnej porze roku chrześcijanie dostają warjacyi i dopiero jakoś proch sypany im potem w kościołach na głowę leczy takową”. Z kolei Jędrzej Kitowicz w Opisie obyczajów za panowania Augusta III, czyli swoistym kompendium wiedzy o życiu codziennym XVII-wiecznego polskiego społeczeństwa, pisał bez ogródek o kuligowych zwyczajach naszych przodków: „Gdy już wyżarli i wypili wszystko co było, brali owego nieboraka z sobą, z całą jego familią i ciągnęli do innego sąsiada”.

Tłusty czwartek rozpoczynał ostatni tydzień karnawału. Jedzono wtedy potrawy smażone na smalcu i zawierające ogromne ilości tłuszczu. Bogatsi jedli kiełbasy, mięsa, także dziczyznę, a biedniejsi boczek i skwarki. Wszyscy natomiast ciastka smażone na smalcu, czyli pączki i faworki lub racuchy i bliny. Zabawy nie ustawały aż do wtorku do północy, kiedy to wnoszono talerze ze śledziami – symbolami postu. Garnki szorowano popiołem. W bogatszych domach podawano podkurek, czyli postny posiłek składający się z jaj, mleka i śledzi. Sarmacka fantazja domagała się i tu pewnej teatralności, więc wnoszono tacę z przykrywką, pod którą znajdował się żywy wróbel. Jego odlot z odkrytej tacy symbolizował pożegnanie z mięsną dietą.

Karnawał był przez wieki hucznie obchodzony. Był okazją nie tylko do tańca, ale i do znalezienia męża, gdyż ze względu na liczbę i różnorodność zabaw sprzyjał swatom. Księża gromili z ambon, ale zabawy nie ustawały. Wydawało się, że ludzie chcą się najeść i wyszaleć na zapas. Zdarzało się, iż kawalerowie „porwani” przez kulig po Nowym Roku wracali do domów w Środę Popielcową. Maruderów, którzy zapamiętali się w zabawie i jedzeniu, ostatniego dnia karnawału wyganiał z karczmy Łachmaniarz. Na wsiach mówiono, iż wychodzących z zabawy po północy, czyli już w Środę Popielcową, liczy diabeł.

Karnawał dziś

Obecnie karnawał kojarzy się nam raczej z tańcami z Rio de Janeiro niż z kuligami i balami maskowymi. Objadamy się pączkami i faworkami w tłusty czwartek i może bawimy się gdzieś na ostatkach, ale raczej nie jest nam dane uczestniczyć w prawdziwym balu maskowym. Tradycję przebierania się podtrzymują już tylko kilkuletnie dzieci i studenci.

Natomiast w wielu rejonach Europy i świata tradycja karnawałowa jest wciąż żywa. W Belgii w tym właśnie czasie w wielu miastach odbywają się karnawałowe imprezy. Najsłynniejsze obchody karnawałowe mają miejsce w Binche. Widok kilkudziesięciu mężczyzn w jednakowych, bardzo okazałych strojach, w jednakowych maskach, wykonujących te same gesty i wytupujących ten sam rytm sabotami jest niezapomniany. Przechodnie są w stanie zrobić wszystko, by złapać rzucane w tłum przez członków gildii pomarańcze. Owoce te bowiem znamionują pomyślność. W Malmedy liczne grupy przebierańców napastują obserwatorów. Nagle można być schwytanym za pomocą „łapki” za szyję lub kostkę albo nadzianym na łopatę przez „piekarza”. Strzec należy się długonosych, którzy naśladują wszystkie gesty przechodniów, czy wielkogłowych, którzy „czeszą” przechodniów swoimi długimi rękami. W Lobbes nie jest w tym czasie rzadkim widokiem mężczyzna przebrany za kobietę, z jedną spódnicą w talii, a drugą wokół szyi. W Stavelot ulicami miasta podąża tłum postaci ubranych na biało, w maskach z czerwonymi, długimi dziobami. Uderzają przechodniów trzymanymi w rękach świńskimi pęcherzami w celu utrzymania porządku. Także w Niemczech tradycja karnawałowa nie zaginęła. Szczególnie widoczna jest w Kolonii, Moguncji i Düsseldorfie. Bardzo popularne są tam tzw. babskie zapusty. W tłusty czwartek kobiety uzbrojone w nożyczki obcinają krawaty nieszczęsnym przedstawicielom płci męskiej. W Różany Poniedziałek odbywają się pochody przebierańców, którzy drwią z polityków i rzucają publiczności słodycze.

W tym roku karnawał trwa do 25 lutego. Jego długość zależy zawsze od tego, kiedy przypadnie Wielkanoc, która jest świętem ruchomym, a więc nie ma stałej daty w kalendarzu. Przypada w pierwszą niedzielę po pierwszej pełni księżyca po równonocy wiosennej (21 marca). Nie zmarnujmy więc szansy, którą daje nam kalendarz i pobyt w Belgii. Porzućmy obowiązujący porządek, by poddać się nieskrępowanej zabawie. Choćby tylko jeden raz w przypadającym obecnie karnawale.

 

Sylwia Maj

 

Gazetka 188 – luty 2020