Marzec, miesiąc niby jak każdy inny, a jednak jest w nim coś wyjątkowego – marzec dla wielu to przede wszystkim ten szczególny czas w roku, kiedy można/trzeba/wypada (niepotrzebne skreślić) obsypać kobiety komplementami i kwiatami. Ósmego marca wszystkie oczy skierowane są w stronę „naszych pięknych pań”, które „dbają o domowe ognisko” i „nieustannie swymi wypełnionymi miłością i ciepłem dłońmi” ochraniają płomień, który się w nim tli.

Która z nas nie słyszała takich i podobnych frazesów nie tylko z ust „wdzięcznych za wszystko mężczyzn”, ale też od innych kobiet? Miłe słowo zawsze jest w cenie, zwłaszcza takie rzeczywiście płynące z serca, oznaczające wdzięczność i wyrażające uznanie. Jednak w marcu bardzo często słowo „dziękuję” skierowane do płci pięknej właściwie nic nie znaczy. Wypowiadają je wszyscy. Na każdym kroku matki, córki, nauczycielki i przyjaciółki słyszą, jak to bez nich świat nie byłby taki cudowny, jak to one tworzą wokół siebie piękno i jacy to wszyscy są za wszystko, co robimy, wdzięczni.

Sielanka trwa przez cały dzień! Wspaniale, prawda? Jeden caluuuutki dzień bycia na piedestale. Przez jeden dzień mężczyźni i chłopcy starają się być mili i pomagają w domu, koleżanki w pracy nie obgadują się za plecami, ale raźnie stają wspólnie jako zespół, pokazując facetom, że duch w babskim narodzie nie zaginął. Uśmiechamy się do siebie na ulicy, jakbyśmy wszystkie znały się od zawsze, nazywamy się „siostrami” i cieszymy się wspólnie na NASZ DZIEŃ.

Dziewiątego marca wszystko wraca do normy – sama wyprawiasz dzieciaki do szkoły, robiąc w tym samym czasie śniadanie, podczas gdy twój partner spokojnie goli się w łazience albo chwyta za klucze, rzucając półgębkiem „do wieczora”. W pracy też już po staremu – Zośka z księgowości nadal psioczy, że Anka to małpa, bo wczoraj mówiła, że jeszcze nie zdążyła napisać raportu, a dzisiaj już go ma. Na forach internetowych zamiast słodkopierdzenia i siostrowania stara dobra burza i obrzucanie się idiotkami, grubasami i wariatkami.

To, że niektórym mężczyznom wydaje się, że bycie dla kobiety partnerem i w ogóle człowiekiem przez jeden dzień w roku wystarczy, mogę jeszcze jakoś z trudem pojąć (z trudem), ale już przetrawienie frazesów o „siostrzeństwie” (jedno z najpaskudniejszych słów, jakie słyszałam) przychodzi mi z trudem. Dlaczego, spytacie? Ponieważ spora część kobiet, które się nimi posługują, wybiera życie jako agresorki w kobiecym świecie, które mniej lub bardziej świadomie na każdym kroku wbijają swoim „siostrom” szpilę prosto w serce. Oceniamy się wzajemnie nieustannie; każda z nas jest ekspertem, jeśli chodzi o życie i sprawy innych kobiet.

Na forach internetowych, w dyskusjach, w komentarzach jesteśmy często tak bardzo okrutne, złe, chamskie i niewiarygodnie obleśne, że czasem aż się dziwię, nie tylko jako kobieta, ale przede wszystkim jako człowiek, jakim cudem można się tak do siebie zwracać. Matki obrażają się w internecie w tak paskudny sposób, że nawet trudno uwierzyć, że są odpowiedzialne za wychowanie kogokolwiek. Koleżanki w pracy potrafią być dla otoczenia większym koszmarem niż wyrobienie miesięcznego targetu.

To przerażające, że w przestrzeni publicznej wśród pań polityk, dziennikarek i kobiet powszechnie znanych nadal jest miejsce na wypowiedzi w stylu: „kiedy widzę źle ubranych ludzi, odwracam głowę” albo: „kobiety mają fantazje o seksie, na który nie wyraziły zgody”, czy też: „ma rozum wielkości ameby”, i jeden z moich faworytów, który pojawił się przy okazji czarnych marszów: „poziom manipulacji niektórych Polek sięgnął zenitu”. Wszystkie te panie, wypowiadając takie mądrości, nazywają się jednocześnie feministkami walczącymi o dobro nas wszystkich. Chamstwo i obrzucanie się błotem jeszcze nikomu nie pomogły, drogie koleżanki!

Nóż mi się w kieszeni otwiera, kiedy słyszę od swoich znajomych kobiet, że nie dość dobrze wczuwam się w swoją kobiecą rolę, że powinnam więcej tego, a mniej tego, że muszę to robić tak, a tamto siak, bo ONE wiedzą, bo czytały, widziały, słyszały. Nie mam ochoty celebrować święta, kiedy wiem, że tak wiele kobiet cierpi, ponieważ znajdują się w ich pobliżu te, które skrzętnie przypominają o każdej porażce, błędzie i zawsze wiedzą lepiej. Boli mnie, kiedy słyszę w telewizji, że dziewczyna walcząca o naturę albo kobieta reprezentująca ofiary wojen w ONZ są oceniane nie za to, co mówią i robią, ale na podstawie tego, jaką stylizację wybrały. Czy tym właśnie jesteśmy dla świata – sukienką? Wieszakiem, który przypadkiem znalazł się na mównicy i coś tam sobie bąka pod nosem? Przestańmy wreszcie patrzeć na kobiety jak na dodatek, ładną buzię, biust, nogi czy ubiór, a zacznijmy ich słuchać i widzieć przez pryzmat ich osiągnięć i wartości, jakie reprezentują.

Wydaje mi się, że marzec to doskonały czas, żeby przypomnieć wszystkim: i paniom, i panom, że powinniśmy być dla siebie dobrzy każdego dnia, a nie tylko wtedy, kiedy kalendarz nam o tym przypomina. Nie mam tu na myśli tylko Dnia Kobiet, ale też dni chłopaka, babci, dziadka, mamy i taty. Wszyscy tu wymienieni powinni każdego dnia otrzymać komplement, uśmiech, uścisk i pomoc. Bądźmy dla siebie mili niezależnie od daty. Świat będzie piękniejszy i lepszy, jeśli zaczniemy spoglądać na siebie nawzajem. W marcu zatem składam wszystkim nam życzenia miłości, przyjaźni i wzajemnego szacunku.

 

Anna Albingier

 

 

Gazetka 189 marzec 2020