Koronawirus COVID-19 (Corona-Virus-Disease-1019), nazywany również wirusem z Wuhan, rośnie w siłę. W połowie lutego, czyli miesiąc po zdiagnozowaniu pierwszych zakażonych, liczba ofiar śmiertelnych była bliska 1,7 tys. Liczba wszystkich dotkniętych wirusem (zdiagnozowanych medycznie) wynosiła prawie 70 tys. Mimo że epicentrum choroby znajduje się w Chinach, coraz większy lęk pojawia się wśród obywateli wszystkich państw świata. Wielu z nich ma świadomość, że w dobie niekontrolowanych podróży lotniczych i ścisłej współpracy międzykontynentalnej na wielu gałęziach gospodarki nowy azjatycki wirus jest w innych krajach kwestią czasu. Dzisiaj jeszcze nie wiadomo, do jakich rozmiarów się rozrośnie, co więcej, o samym wirusie również nie wiadomo wystarczająco, by go pokonać.

BLISCY KUZYNI: SARS I MERS

Koronawirusy to drobnoustroje, które zazwyczaj są nieszkodliwe i powszechne. Odpowiadają m.in. za kilkanaście procent zwykłych przeziębień. Są zdolne do modyfikacji genetycznej, przez co trudno określić faktyczne zagrożenie z nimi związane. Co jakiś czas pojawiają się bowiem bardziej niebezpieczne koronawirusy, które infekują coraz to większą liczbę ludzi. Pierwsze koronawirusy zidentyfikowano w latach 60. XX wieku, a do dzisiaj rozpoznano siedem z nich niebezpiecznych dla ludzi. Dla człowieka źródłem infekcji jest zwierzę (a raczej jego „ciepłe” mięso).

Groźniejsze odmiany koronawirusa, poprzednicy dzisiejszego COVID-19, to m.in. SARS i MERS. Obydwa pokazały, że z tego typu zakażeniami nie ma żartów. W 2002 r. pojawił się w południowych Chinach nowy wirus, tzw. SARS, który wywoływał nietypowe zapalenie płuc. Źródłem zakażenia miała być paguma chińska (ssak z rodziny wiwerowatych). Wirus rozprzestrzeniał się dzięki podróżom lotniczym również na inne kraje. Na około 8000 wszystkich zakażonych zmarło wówczas blisko 800 osób. W 2012 r. pojawił się kolejny groźny koronawirus, również atakujący drogi oddechowe – MERS. Zlokalizowany w Arabii Saudyjskiej, przeniesiony na człowieka prawdopodobnie z nietoperza lub wielbłąda, rozprzestrzenił się w okręgu bliskowschodnim. W 2015 r. odnotowano przypadki zakażeń wirusem MERS w Korei Południowej (prawdopodobnie z Bliskiego Wschodu, wskutek podróży lotniczej). Łącznie zakażonych tym wirusem w ostatnich latach zostało około 2500 ludzi, z czego ponad 800 zmarło.

Jak na razie śmiertelność wirusa z Wuhan utrzymuje się na poziomie 2 proc. i wydaje się najmniejsza w porównaniu z SARS (10 proc.) i MERS (35 proc.). Skala zakażenia COVID-19 jest jednak tak duża, że pomimo niższej śmiertelności w stosunku do liczby zakażonych wirus ten pochłonie o wiele więcej ofiar śmiertelnych niż inne koronawirusy do tej pory.

ZAMIAST SZCZEPIONKI PODSTAWOWE ZASADY HIGIENY

Nowy koronawirus objawia się w dość typowy sposób – gorączką i suchym kaszlem. Ta z pozoru niegroźna infekcja dróg oddechowych może przerodzić się w nietypowe zapalenie płuc, kończące się czasami (wspomniane 2 proc. wszystkich zachorowań) zgonem zakażonego. Infekcji zazwyczaj nie towarzyszy katar. Badania krwi zakażonego mogą charakteryzować się niską liczbą białych krwinek.

Wirusem można zarazić się od zwierzęcia (zakażony „0”) i od człowieka drogą kropelkową. Okres jego wylęgania wynosi do dwóch tygodni, przez co tak trudno go kontrolować – wielu chorych roznosi go, nie mając świadomości choroby. Do czasu opracowania szczepionki przeciw wirusowi zaleca się leczenie objawowe. Prace nad nią trwają na najlepszych uczelniach medycznych na całym świecie, w tym w Polsce.

Najlepszym zabezpieczeniem przed wirusem jest stosowanie podstawowych zasad higieny: częste mycie rąk wodą z mydłem, zasłanianie ust i nosa podczas kaszlu czy kichania, unikanie kontaktu z osobami chorymi, a także odpowiednie zabezpieczenie podczas kontaktu ze zwierzętami hodowlanymi. Ważna jest także higiena w kuchni oraz długie gotowanie potraw mięsnych, ryb oraz owoców morza.

PANDEMICZNE LĘKI

Koronawirus COVID-19 przybrał rozmiary epidemii już w pierwszych tygodniach wystąpienia. Podwajające się liczby chorych z dnia na dzień rodzą niepokój, nawet jeśli utrzymują się już na stałym poziomie kilku tysięcy zachorowań i kilkudziesięciu zgonów dziennie. W przypadku tego wirusa warto jednak zdystansować się od liczb. Te podawane przez oficjalne kanały mogą być drastycznie zaniżane. Każdego dnia podaje się liczbę nowych zachorowań, które zdiagnozowano laboratoryjnie. Oczekiwanie na taką diagnozę przy tak licznych zachorowaniach może trwać nawet dziesięć dni, dlatego faktyczna liczba wspomnianych we wstępie 40 tysięcy chorych nie uwzględnia osób czekających na wyniki. Gdyby w Polsce pojawił się wirus, jego laboratoryjne zdiagnozowanie powinno się odbyć do 48 godzin od chwili badania. Statystki nie uwzględniają także, co oczywiste, osób, które zachorowały, lecz nie udały się do lekarza. Nie każdy zgon z powodu koronawirusa został też odpowiednio zakwalifikowany.

Te wątpliwości powodują, że pojawia się realne ryzyko pandemii na świecie. Na razie naukowcy ją wykluczają, wskazując, że aby do niej doszło, muszą być co najmniej dwa ogniska zarażeń na dwóch kontynentach. Wirus z Wuhan wyszedł poza zasięg lokalny, czyli poza swoje ognisko, osiągając zasięg międzynarodowy. Jeżeli któryś z zakażonych zacznie masowo zarażać na innym kontynencie i wirus wymknie się spod kontroli – wówczas można mówić o pandemii. W kontekście tego, co aktualnie wiemy o tej chorobie, zjawisko pandemii nie jest więc wcale aż taką abstrakcją.

„CIEPŁE” MIĘSO

Naukowcy już dawno stwierdzili, że po dotychczasowych doświadczeniach z koronawirusami możemy spodziewać się bardziej odpornego wirusa, który mocniej uderzy w ludzkość niż dotychczasowe. Wielokrotnie podkreślano, że ogniska zakaźne w Chinach nie są przypadkiem – tamtejsze targi z mięsem są siedliskiem bakterii i wirusów. Chiny chlubią się swoim upodobaniem do „ciepłego” mięsa – na przykład rozbieranego na miejscu z tuszy, półżywego, zabieranego tak do domu, czy też wybranego spośród żywych zwierząt na obiad w restauracji. Mięso różnego gatunku, nie tylko zwierząt hodowlanych, ale także m.in. żółwi, węży czy nietoperzy, może stać się niebezpieczne dla człowieka. Nadmierna dbałość o świeżość mięsa (jednocześnie skrajnie niehumanitarna!) sprowadziła na Chińczyków już kilkukrotnie epidemie. Po zakażeniach wirusem SARS życie gospodarcze Chin zostało zablokowane na wiele miesięcy. Pomimo wprowadzenia zakazu sprzedaży „dzikiego” mięsa (żywego lub martwego), upodobania Chińczyków do „ciepłego” mięsnego posiłku wzięły górę. Zakaz zniesiono, a targowiska, podobne jak te w Wuhan, mogły napędzać biznes i zaspokajać wymagające podniebienia.

MIĘDZYNARODOWA INFEKCJA GOSPODARCZA

Dzisiaj lęk o jutro paraliżuje nie tylko Chiny. I nie jest to jedynie lęk o życie, ale także... o ekonomię. Miasto Wuhan zostało całkowicie zablokowane, cała prowincja jest sparaliżowana, transport publiczny nie działa. Na ulicach są pustki, mieszkańcy siedzą w domach i boją się wyjść. Szpitale nie nadążają z diagnostyką, lekarze badają nawet do 200 pacjentów dziennie. Okres świąteczno-noworoczny przedłużono o kilka dni, choć być może wskutek aktualnej sytuacji zostanie on jeszcze wydłużony. Cała chińska gospodarka powoli ulega wpływowi wirusa – co rozprzestrzenia się na gospodarkę światową. Najbardziej ucierpią turystyka, transport, usługi i branża motoryzacyjna, a zamknięte fabryki spowodują zastój gospodarczy na wszystkich kontynentach. Skutki ekonomiczne trudno obecnie precyzyjnie określić, ale jedno jest pewne – tym razem dotkliwie odczują je nie tylko Chiny.

Epidemia ma więc także wymiar gospodarczy, ale w kontekście współczesnych problemów etycznych i ekologicznych nasuwa się pytanie, czy przy okazji świat nie mógłby jednak trochę przyhamować. Może gałęzie gospodarcze zakorzenione w Chinach znalazłyby lokalne alternatywy dla swojego partnera z końca świata? W świecie rozbuchanej konsumpcji może pojawiłaby się wątpliwość – czy na pewno te produkty, które generują największy ślad węglowy, są nam na co dzień niezbędne w tej mało ekologicznej formie? Straszne jest to, że epidemia – na to wygląda – jeszcze nie osiągnęła swojego apogeum, a już przelicza się ją na pieniądze i określa straty materialne. Zamiast inwestować w jej przystopowanie, firmy z całego świata zastanawiają się, jak obejść zaistniałą sytuację i nadal prowadzić prężnie działające biznesy, minimalizując koszty. O etyce zapewne główkują rzadziej. Tymczasem chmura koronawirusa nadal wisi nad naszymi głowami.

 

 

Ewelina Wolna-Olczak

 

 

Gazetka 189 marzec 2020