„Zakup jednej rzeczy prowadzi do zakupu kolejnej” – te słowa J.J. Diderota mogą być mottem współczesnego konsumpcjonizmu. Facebookowa akcja „Nie kupię nowych ubrań przez cały rok 2020”, rozpoczęta przez ekologicznie zaangażowaną fotografkę Sylwię Pietrygę, ma coraz więcej zwolenników. Czy całkowita rezygnacja z kupowania nowych ubrań ma sens? Czy pozwoli zmniejszyć zanieczyszczenie Ziemi?

ILE KUPUJEMY?

Według Eurostatu przeciętny Europejczyk wydaje na ubrania 800 euro rocznie. Polak tylko 300 euro, czyli 1300 zł, co oczywiście jest ściśle skorelowane z zarobkami. Najwięcej ubrań kupują mieszkańcy Wielkiej Brytanii – 50 sztuk rocznie. Ile ubrań w ciągu roku nabywa każdy z nas?

Współczesna moda szybko się zmienia. Dlatego nawet markowe rzeczy są robione z poliestru i szyte byle jak. Nie są bardzo drogie ani dobrej jakości – swetry często mechacą się po kilku praniach, a bluzki kurczą lub rozciągają. W kolejnym sezonie trend będzie inny, więc nie ma sensu używać dobrych materiałów do ich produkcji. Aby być modnym, trzeba kupić kolejny zestaw ubrań, a te sprzed kilku miesięcy najczęściej lądują w koszu na śmieci.

By wyrwać się z kręgu konsumpcjonizmu oraz przez szacunek dla planety ludzie podejmują więc decyzję o niekupowaniu ubrań – całkowitym lub na okres próbny. Zaopatrują się tylko w potrzebne rzeczy – bieliznę, buty. Pozwalają sobie jedynie na ubrania z drugiej ręki albo w ramach wymiany.

OLBRZYMIE KOSZTY PRODUKCJI

Do wyprodukowania jednego bawełnianego T-shirtu trzeba zużyć ok. 2700 litrów wody. A jeśli w dodatku ma mieć jakiś kolor, to tkaninę należy nasączyć dziesiątkami chemikaliów, mniej więcej 3 kg na 1 kg bawełny. Para dżinsów to ok. 10 tys. litrów wody. Mieszkaniec dużego miasta w Polsce zużywa miesięcznie przeciętnie 3 tys. litrów wody, więc łatwo przeliczyć, jakim kosztem cieszymy się z nowego ubraniowego zakupu. Do tego dochodzi intensywna eksploatacja pól uprawnych na potrzeby bawełny.

Ponieważ fabryki odzieży znajdują się najczęściej w Bangladeszu, Pakistanie czy Chinach, to transport wyprodukowanych ubiorów przyczynia się do emisji ogromnych ilości CO2. Przemysł odzieżowy jest jego trzecim najpoważniejszym emitentem na świecie. Barwniki i chemikalia używane do produkcji ubrań spływają do rzek, zanieczyszczają glebę i powietrze, przyczyniając się do dewastacji środowiska naturalnego. A to jeszcze nie koniec przewin branży tekstylnej. Zła sytuacji pracowników, czyli niskie pensje oraz ciężkie warunki pracy, także osób nieletnich, to norma.

WYMOGI MODY

Problemem jest tu skala produkcji i zakupów ubrań oraz krótki żywot odzieży związany z fast fashion. Chodzi o to, że dziś nowe kolekcje trafiają do sklepów nie co kilka miesięcy, lecz co kilka tygodni. To sprawia, że ubrania przestają być modne już po kilku tygodniach od pojawienia się w sprzedaży. By być na czasie, trzeba wciąż kupować nowe, więc markom nie opłaca się produkować rzeczy dobrych gatunkowo. Większość odzieży jest więc dziś bardzo niskiej jakości. Dlatego też rosną góry nikomu niepotrzebnych ubrań, które zanim się zużyją, trafiają na śmietnik. Amerykanie pozbywają się aż 16 mln ton ubrań rocznie.

Jednocześnie bardzo dużo osób na świecie nie ma w czym chodzić. Na tym polega największy paradoks zjawiska fast fashion. Niewielki procent wyrzucanych ubrań poddawany jest recyclingowi. Dawniej ubrania były lepszej jakości, więc na przykład te wykonane z bawełniany można było przerobić na ścierki. Poliestrowe nie nadadzą się do niczego. Są więc spalane.

NIEŁATWE ZADANIE

Wyrwanie się z macek konsumpcjonizmu nie jest prostą rzeczą także dlatego, że kupowanie wiąże się z emocjami. Zakup nowej bluzki czy butów nie wypływa tylko z potrzeby, ale często z chęci poprawienia sobie nastroju. Kupujemy także pod wpływem impulsu – jakaś rzecz tak nam się spodoba, że musimy ją mieć i nie myślimy wtedy logicznie, czy do nas pasuje lub czy będzie pasowała do reszty naszej garderoby.

Magnesem przyciągającym klientów do sklepów są przeceny i wyprzedaże, które organizowane są coraz częściej, i to w ciągu całego roku. A ponadto blogerki i blogerzy modowi, nie wspominając o celebrytach czy aktorkach, pokazują się co rusz w ubraniach z nowych kolekcji. Tysiące osób śledzi ich strony i podąża za ich zaleceniami, chcąc tak samo wyglądać. Przyzwyczajeni do regularnej zmiany stylu i posiadania modnego looku, młodzi ludzie nie będą chodzić w ubraniach uważanych za obciachowe, bo niemodne. Także wiele kobiet i mężczyzn uzależnionych jest od kupowania ubrań i dla nich zupełny „odwyk” byłby równie trudny, jak dla każdej osoby uzależnionej. Należałoby więc zmienić swoje nawyki i w ramach poprawy samopoczucia zamiast udać się do galerii handlowej – pójść na spacer, do kina lub na kawę z przyjaciółkami.

DRUGA STRONA MEDALU

Prezes marki H&M w reakcji na głosy osób zapowiadających powstrzymanie się od kupowania ubrań stwierdził, że ograniczenie zakupów w branży odzieżowej może mieć „niewielki wpływ na środowisko, ale będzie miało przerażające konsekwencje społeczne”. Czyli że ekologiczne podejście do konsumpcji może być zagrożeniem dla miejsc pracy. Czy mówiąc to, miał na myśli tylko swoje interesy, czyli milionowe zarobki? A może jednak ma trochę racji?

Sceptycy akcji wskazują na możliwe niekorzystne konsekwencje dla gospodarki – mniejszy popyt to mniej pieniędzy na rynku. I dodają, że inne działy przemysłu oraz produkcja żywności też powodują duże zanieczyszczenia. Należałoby więc ograniczyć nie tylko kupno ubrań, ale i konsumpcję wszystkich rzeczy, z których korzysta współczesny człowiek (loty, korzystanie z internetu, itd.) Przy produkcji miliardów sztuk odzieży rocznie efekt akcji będzie zauważalny. Jeśli nastąpią jakieś zmiany, to będą one dość powolnie i nie wiadomo, w jakim kierunku pójdą. Czy jesteśmy na przykład gotowi na podwyżkę cen ubrań?

GLOBALNY PRZYKŁAD

Księżna Kate na gali BAFTA, czyli nagród przyznawanych przez Brytyjską Akademię Filmową, była ubrana w biało-złotą kreację marki Alexander McQueen, w której po raz pierwszy wystąpiła w 2012 roku podczas oficjalnej wizyty w Malezji. Organizatorzy festiwalu zachęcali jego uczestników do promowania mody według zasad zrównoważonego rozwoju, m.in. właśnie poprzez założenie tej samej stylizacji kolejny raz. Aktor Joaquin Phoenix, wcielający się w najnowszym filmie w rolę Jokera, przez cały sezon przyznawania nagród filmowych występuje w tym samym garniturze od Stelli McCartney. W Polsce aktorka Olga Bołądź skierowała wyzwanie do koleżanek po fachu, by pokazywać się w tych samych kreacjach na różnych imprezach. Sama dała przykład, zakładając tę samą sukienkę na kolejną galę. Wyzwanie związane z niekupowaniem ubrań podjęły znane Polki – Anna Czartoryska-Niemczycka, Sylwia Chutnik, Joanna Bator i Grażyna Plebanek. Do nich dołączają zwykłe dziewczyny i kobiety. W sieci zaczynają się pojawiać pierwsze relacje z „ubraniowego odwyku” i podpowiedzi, jak w nim wytrwać.

CO STANIE SIĘ Z UBRANIAMI, KTÓRYCH NIE KUPIMY?

Nie tylko nie będziemy ich mieć w szafie, ale przede wszystkim nie wydamy na nie pieniędzy. Nie będziemy musieli ich prać i prasować. A to przyniesie nam wymierną oszczędność, bo zużyjemy mniej prądu, więc też mniej za niego zapłacimy. Pieniądze w ten sposób „zarobione” można przeznaczyć na inne cele – wyjazdy, drobne remonty, wyjścia z przyjaciółmi, opłacenie kursu językowego itp. Przez takie działanie nasz wpływ – negatywny – na środowisko naturalne będzie mniejszy, choć trudno to dokładniej oszacować. Jeśliby akcja przyjęła bardziej masowy charakter i dotyczyła także innych dziedzin naszego życia, wpłynęłoby to być może na poprawę stanu natury.

Jednak ubrania, których nie kupią uczestnicy akcji, są już wyprodukowane i trafią do sklepów. Byłoby idealnie, gdyby mogły zostać oddane tym, którzy naprawdę ich potrzebują. Niestety nasz świat jest zbudowany na nierównowadze, więc tysiące ludzi chodzą w jednym ubraniu raz lub kilka razy, a miliony mają po kilka sztuk garderoby przez lata. Tak więc nie sprzedana odzież trafi na wysypisko śmieci lub do spalarni. Możemy spróbować temu zapobiec, starając się poddać recyclingowi, czyli ponownemu użyciu, jak najwięcej ubrań, których nie potrzebujemy. Istnieje na to kilka sposobów. Niechciane ubrania można oddać potrzebującym – komuś z rodziny, przyjaciołom lub w ramach akcji charytatywnych osobom biednym. Coraz częściej także sklepy z odzieżą prowadzą akcje polegające na oddawaniu niepotrzebnych ubrań w zamian za zniżki na zakup nowej odzieży. Można też zostawić ubrania w specjalnych kontenerach, z których trafią do second-handów lub osób potrzebujących.

Niektórzy proponują, by zmienić nieco przewodnią myśl akcji na hasło – „Kupuję tylko to, co niezbędne” albo „Kupuję mniej, ale rzeczy dobre gatunkowo”. Wtedy uczestników mogłoby być więcej, bo przez rok można powstrzymać się od kupowania ubrań, ale w dłuższej perspektywie nie jest to realne. Na pewno akcja tego typu jest potrzebna, by zwiększyć świadomość kupujących i skłonić ich do refleksji nad współczesnym konsumpcjonizmem oraz jego wpływem na nasze życie i całą planetę.

Sylwia Maj

 

 

Gazetka 189 marzec 2020