Skuteczna terapia może zmienić wszystko. Naprawdę wszystko. A czasem jeszcze więcej

Jakiś czas temu na konsultację umówiła się do mnie pani Kasia (imię zmienione). Na początku była rozmowa o niesłusznie doliczonej 12-procentowej klauzuli karnej zawartej w fakturach za szpital. Szybko udało nam się ten problem rozwiązać, ale widziałam, że pani Kasia ma potrzebę rozmowy, zwierzenia się. I tak od słowa do słowa powiedziała mi, że myśli o rozwodzie, ponieważ już od dłuższego czasu nie może porozumieć się z mężem.

Ale co się takiego wydarzyło, że po tylu latach zaczyna pani rozważać rozwód? Mąż się zmienił na emigracji? (Często słyszę, że w Polsce było zupełnie inaczej, a wyjazd do Belgii wiele w życiu pary zmienił). – Nie – odpowiedziała mi z przekonaniem pani Kasia. – To ja się zmieniłam. Po terapii.

Wyjaśniła mi, że korzystała przez dłuższy czas z pomocy psychologicznej ze względu na trudne relacje ze swoją mamą, która była silną, dominującą osobowością, mało liczącą się ze zdaniem i uczuciami innych. Pani Kasia podkreśliła, że od zawsze wszystko musiało być po myśli mamy i wszyscy musieli być tacy, jakimi chciała ich widzieć. W przeciwnym razie mama okazywała niezadowolenie w sposób, który dla dziecka jest jedną z najgorszych traum, czyli odrzuceniem. Ciche dni, brak zainteresowania rodziną, bo ktoś „śmiał” postąpić inaczej, niż chciała mama. O kilka lat starszy brat wyjechał do pracy z ojcem, kiedy pani Kasia miała 13 lat. Została wtedy z mamą zupełnie sama. Już nikt nie mógł jej chronić. Dlatego właśnie, aby zminimalizować te trudne doświadczenia, pani Kasia dostosowywała się do narzucanej jej woli kosztem własnych pragnień. I tak przez ponad 30 lat. Aż w końcu doznała załamania nerwowego, kiedy po raz kolejny straciła pracę przez fakt, że cały czas chorowała. Więcej przebywała na zwolnieniach lekarskich niż w pracy. Czuła się zmęczona, nienadająca się do niczego. I co z tego, że wyszła za mąż, że się wyprowadziła z rodzinnego domu, że urodziła syna – krytyczne spojrzenie matki ciągle było w jej życiu obecne. Nie potrafiła podjąć najdrobniejszej decyzji, ponieważ nie była pewna, czy mama ją zaakceptuje.

Pewnego dnia przyjaciółka zobaczyła po raz kolejny panią Kasię roztrzęsioną, całą we łzach. Okazało się, że mama już trzeci dzień nie odbiera od niej telefonu, ponieważ pani Kasia wyjechała z mężem na weekend w Ardeny, nie zapytawszy, czy mama chciałaby jechać z nimi. – Życie poświęciłam, żeby cię wychować, a ty nawet starej matki nie zaprosisz na rodzinny wyjazd?! Co z ciebie za córka?! – krzyczała matka, zanim trzasnęła słuchawką. Przyjaciółka doradziła jej, że powinna porozmawiać o tym z psychologiem, że powinna uwolnić się od ciągłego poczucia winy, że może urazić matkę.

Pani Kasia podjęła to wyzwanie. Przez ponad dwa lata chodziła regularnie na terapię, która pozwoliła jej stać się sobą, realizować swoje plany – zapisała się do szkoły fryzjerskiej, bo zawsze lubiła czesać inne osoby i sprawiać, że poczują się zadbane i piękne. Wreszcie odważyła się zadbać emocjonalnie o samą siebie i przeszła niełatwy proces terapeutyczny. Jego wyniki zaskoczyły ją samą. Przede wszystkim nauczyła się bycia asertywną i przestała zapewniać tzw. dobrobyt emocjonalny matce kosztem własnego szczęścia i własnych wyborów. Mając ponad 40 lat, wreszcie poczuła się wolna. Jej relacje z matką uległy przemianie. Pani Kasia ma wrażenie, że w końcu matka zaczęła liczyć się z jej zdaniem, a nawet jeśliby tak nie było, to pani Kasia zrozumiała, że nie może być całe życie odpowiedzialna za szczęście swojej matki.

Teoretycznie historia dobrze się kończy. A jednak… Życie pisze kolejny jej rozdział. Przemiana pani Kasi i wzięcie przez nią życia w swoje ręce spowodowało, że znacznie pogorszyły się jej relacje z mężem. Okazało się, że mąż podświadomie nie potrafi zaakceptować nowej sytuacji, w której żona z zastraszonej kurki przekształciła się w pięknego łabędzia, świadomego swoich potrzeb. Nie czeka już codziennie z ciepłym obiadkiem i wysprzątanym mieszkaniem. Zamiast tego uczestniczy w kursie online języka francuskiego, kupiła sobie rower i zaczęła poświęcać pewną ilość czasu na swoje przyjemności i zainteresowania. To nie jest jej mężowi na rękę i ma on wrażenie, że ustalony od lat porządek rzeczy zaczął się zmieniać, i to niekoniecznie w dobrym kierunku – z jego punktu widzenia. Pierwszy raz od wielu lat przyszło mu wyjąć naczynia ze zmywarki.

Pani Kasia jest po terapii inną osobą. Układ sił się zmienił. „Problem” innych polega na tym, że zmiana jej zachowania sprawia, iż też muszą się dostosować, wykonać jakąś pracę, podjąć wysiłek, na który nie zawsze są gotowi.

Razem doszłyśmy do wniosku, że nie obejdzie się bez choćby krótkotrwałej terapii par. Będzie mogła się ona odbyć u jednej z naszych psycholożek w Trampolinie. Mam nadzieję, że pomoże ona małżonkom przekonać się, czy będą potrafili stworzyć nową dynamikę, uwzględniającą potrzeby obydwu stron. Wierzę, że jeśli mają oni wobec siebie jakieś ciepłe uczucia, to im się uda.

 

Agnieszka Sita

prawnik, psychotraumatolog

www.trampolina.be