Prezydent podpisał ustawę sądową, nazywaną przez krytyków „kagańcową”. Przewiduje ona możliwość karania m.in. grzywną i odsunięciem od sprawowanych funkcji za „utrudnianie postępowania” i „podważanie wyboru sędziów”. Ustawa wprowadza też zmiany w procedurze wyboru pierwszego prezesa SN: kandydata na to stanowisko będzie mógł zgłosić każdy sędzia SN; w razie braku kworum (co najmniej 84 członków Zgromadzenia Ogólnego Sędziów SN) do ważności wyboru wymagana będzie obecność co najmniej 32 członków zgromadzenia ogólnego.

Wicemarszałek Senatu Gabriela Morawska-Stanecka z Lewicy mówiła, że Senat odrzucił nowelizację ze względu na, jak wyjaśniła, naruszanie konstytucji i sprzeczność z zobowiązaniami wobec Unii Europejskiej. Sejm odrzucił senackie weto wobec ustawy 23 stycznia 2020 r.

Do ostatniej chwili w stronę Andrzeja Dudy kierowano apele o zawetowanie ustawy. Przeciwko zapisom nowego prawa ostro protestowali znamienici prawnicy – polscy i zagraniczni – oraz Rzecznik Praw Obywatelskich. Bo tak sformułowane przepisy ustawy kagańcowej są poważnym zagrożeniem dla niezależności sędziów i stawiają pod znakiem zapytania członkostwo Polski w europejskim porządku prawnym. Protestowała Komisja Europejska i kolejne organy Rady Europy: Zgromadzenie Parlamentarne i Komisarz Praw Człowieka.

W Trybunale Sprawiedliwości UE czeka wniosek Komisji Europejskiej o zastosowanie środków tymczasowych w postaci zawieszenia działalności Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego. Jeśli TSUE wyda takie postanowienie, co jest bardzo prawdopodobne, to potencjalnie będzie to blokowało działanie ustawy kagańcowej, ponieważ to do tej Izby ostatecznie trafiają sprawy dyscyplinarne sędziów. W tym sensie decyzja Dudy, podjęta jeszcze przed orzeczeniem TSUE, może pogłębić chaos prawny w Polsce.