rozmowa z prawniczką i psychotraumatolożką Agnieszką Sità

Gazetka: Rozpoczął się okres wakacyjny; czy dla ciebie oznacza to mniej zgłaszanych przypadków przemocy?

Agnieszka Sità: Faktycznie w okresie wakacji bardzo wielu rodaków wyjeżdża do Polski, z reguły całymi rodzinami. Wtedy rzeczywiście odbieramy mniej zgłoszeń – dotyczy to zarówno naszej Niebieskiej Linii (dla przypomnienia: to linia dla ofiar przemocy mieszkających w Belgii, działająca w ramach projektu Elles pour Elles, obsługiwana przez prawniczki oraz psycholożki w języku polskim, czynna pięć dni w tygodniu pod numerem 0466 901 702). Mniej również jest pań, które zgłaszają się bezpośrednio do Stowarzyszenia TRAMPOLINA ASBL, gdzie pracuję od przeszło czterech lat. Mogę więc potwierdzić, że miesiące letnie są tymi najspokojniejszymi.

Czy to oznacza, że w czasie urlopu ustają konflikty rodzinne i pary cieszą się wspólnie spędzonym czasem?

Może być tak, że stres wywołany pracą i pośpiechem ma negatywny wpływ na niekontrolowane wybuchy złości, na zwiększenie drażliwości, na eskalację konfliktu małżeńskiego – a gdy małżonkowie mogą w spokoju spędzić trochę czasu, porozmawiać, tak zwyczajnie ze sobą pobyć, jakość ich relacji z pewnością na tym zyska. Ale chciałam jeszcze raz podkreślić, że użyłam określenia „konflikt małżeński”, a nie „przemoc”. Prawdziwa przemoc jest procesem ciągłym i wynikającym z zachwianej równowagi pomiędzy partnerami. Można powiedzieć, że przemoc nigdy nie ma wakacji i że relacje z przemocowym partnerem nie poprawią się tylko dlatego, że małżonkowie spędzą ze sobą dwa czy trzy tygodnie urlopu.

Czyli we wrześniu możecie spodziewać się większej liczby telefonów ze zgłoszeniem przypadków przemocy?

Rzeczywiście, już od kilku lat obserwuję taką prawidłowość. Latem dzwonią panie, które doznały w tym czasie ciężkiej przemocy. Wówczas trzeba działać szybko – wskazać potrzebę zrobienia obdukcji, zrobienia zdjęć obrażeń (ran, zasinień) oraz spisania szczegółów, jak do tego doszło, ponieważ z upływem czasu dokładny przebieg zdarzeń zaciera się w pamięci. Jeżeli kobieta nie zdecyduje się zgłosić zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa zaraz po fakcie, to lepiej, żeby sobie to wszystko zapisała, ponieważ może jej się to przydać, gdy zdecyduje się pójść z tym na komisariat. Natomiast we wrześniu dzwonią panie, dla których wspólne wakacje były tą kroplą, która przelała czarę goryczy. Często słyszę: „Miałam nadzieję, że chociaż w wakacje będzie spokój, a było po prostu strasznie i jedyne, czego chciałam, to wrócić do domu i wreszcie coś z tym zrobić”.

Coś z tym zrobić, czyli co?

Przez „coś” kobiety potrzebujące pomocy rozumieją rozwód. Rzadko kiedy ich pierwszą myślą jest, że założą mężowi sprawę karną o znęcanie się. Pierwszym odruchem jest chęć uwolnienia się od przemocowego partnera, a do tego potrzebny jest rozwód lub ewentualnie jednostronne rozwiązanie konkubinatu (cohabitation gale). Oczywiście sprawa karna może się odbyć w wyniku wcześniejszego zgłoszenia aktów przemocy na policji, ale nie łudźmy się, że wszystkie osoby pokrzywdzone zgłaszają się na komisariat.

Dlaczego tego nie robią? Przecież wydaje się logiczne, że kiedy ktoś nas krzywdzi, to jak najszybciej kontaktujemy się z policją?

Istnieją dwa czynniki, które wpływają na to, że część przypadków przemocy nie jest zgłaszana. Po pierwsze jest to uwarunkowane charakterem przemocy psychicznej oraz ekonomicznej – ona nie pozostawia śladów. Panie obawiają się, że zostaną wyśmiane – przecież nie mają żadnych dowodów, więc boją się, że nikt im nie uwierzy. Po drugie – jak tu pójść na komisariat bez biegłej znajomości języka? I to w stresie, kiedy jeszcze trudniej jest mówić, a co dopiero w języku obcym. Może być jeszcze trzeci powód – gdy sprawca przemocy jest też ojcem dzieci, kobiety często czują opór i mają poczucie winy, że to przez nie może on zostać skazany prawomocnym wyrokiem. Boją się także potępienia ze strony rodziny przemocowego partnera – często rodzice, siostry, bracia mieszkają tutaj, w Belgii, i to nie jest komfortowa sytuacja. Na przykład ostatnio nasza podopieczna została opluta przed polskim kościołem przez siostrę skazanego oraz obrzucona wyzwiskami. To bardzo istotny element – lęk przed staniem się persona non grata w danej społeczności. Takie odrzucenie i banicja mogą być bardzo traumatyzujące dla ofiary.

Czy da się temu zapobiec?

Zapobiec raczej się nie da, ponieważ to zależy od zachowania drugiej strony lub jej otoczenia – my nie mamy na to wpływu. Nasze psycholożki natomiast mogą pomóc w przepracowaniu tego dotkliwego doświadczenia, jakim była przemoc partnerska i ewentualnie ostracyzm społeczny, który jest skutkiem podjęcia przez daną panią decyzji o rozstaniu; ewentualnie o złożeniu skargi. Nie chodzi o to, żeby kobieta, której pomagamy, przestała wychodzić z domu z obawy, że spotka kogoś z otoczenia byłego partnera, tylko o to, żeby nie dała się wpędzić w poczucie winy i żeby pamiętała, że podjęła właściwą decyzję. A oni, gdy zobaczą, że kobieta nie daje się sprowokować do pyskówek lub rękoczynów, po jakimś czasie znudzą się i zaprzestaną tego typu prowokacji.

Jakie czynniki wpływają na to, że niektóre panie nie decydują się przez wiele lat na odejście od przemocowego partnera? Dlaczego twoim zdaniem tak jest?

To temat rzeka; powodów jest naprawdę wiele. Istnieją powody, powiedzmy, natury technicznej, a z drugiej strony przesłanki psychologiczne. Do czynnika psychologicznego zaliczyłabym przede wszystkim rodzaj współuzależnienia od przemocowego partnera. To może wydawać się dziwne, ale tak właśnie jest, zwłaszcza gdy kobieta wychowała się w domu, w którym była przemoc. Dla niej życie w atmosferze przemocy jest czymś normalnym, znanym, a co za tym idzie – bezpiecznym. Kobieta tylko to zna – taki był jej ojciec, taki jest jej mąż i być może taki jest też jej syn. Podjęcie kroków w celu zakończenia takiej relacji oznacza wyjście poza strefę komfortu – to podróż w nieznane, więc budzi lęk.

Z kolei jeśli chodzi o czynniki bardziej obiektywne, myślę, że w Belgii może być czasem jeszcze trudniej odejść, niż gdyby dana para mieszkała w Polsce, ponieważ zdarza się, że nie ma dokąd pójść – nie ma tutaj na przykład rodziców czy rodzeństwa osoby pokrzywdzonej. Dodatkowo istnieje bariera językowa, co nie ułatwia szukania mieszkania czy załatwiania spraw formalnych. Często słyszę, że jest kredyt hipoteczny na dom lub obawa o to, czy kobieta poradzi sobie sama finansowo. Wiele pań nie pracuje na pełny etat, ponieważ zajmowały się domem i dziećmi – odrabianie lekcji, wożenie na dodatkowe zajęcia sportowe, do polskiej szkoły itd. Pracując 28 godzin w tygodniu, można mieć trudności z wynajęciem mieszkania, ponieważ właściciel lokalu może stwierdzić, że taka osoba zarabia zbyt mało, przez co istnieje ryzyko zadłużenia w opłacaniu najmu. Dlatego zachęcam panie, aby to one zostały „na mieszkaniu” i żeby to przemocowy partner musiał się wyprowadzić.

Niektóre panie obawiają się także tego, że gdy sąd orzecze opiekę naprzemienną, to ojciec nie będzie w stanie dobrze zająć się dziećmi, ponieważ albo nigdy nie angażował się w opiekę nad nimi, albo pracuje do późnych godzin, albo (co zdarza się bardzo często) nadużywa alkoholu. Kobieta woli więc zostać z przemocowym partnerem, żeby nie zostawić z nim dzieci samych.

Brzmi to mało optymistycznie. Nie ma jakiegoś rozwiązania?

Jest jak najbardziej, ale wiąże się to z dość długotrwałą batalią sądową. Mama musi dostarczyć dowodów na to, że opieka naprzemienna (czy nawet kilkutygodniowe wakacje z tatą) może nie być dla dzieci najlepszym rozwiązaniem. Jaki to może być dowód? Jeśli kobieta dostarczy zdjęcia byłego partnera w stanie upojenia alkoholowego (z kilku różnych dat), gdy będą zeznania dzieci (powyżej 12. roku życia), sąd coraz częściej na wniosek prokuratora zarządza wykonanie bardzo specjalistycznego badania krwi, które pozwala ustalić, czy dana osoba spożywa alkohol chronicznie już od dłuższego czasu, co podważa twierdzenia samego zainteresowanego, że nie ma on problemu z nadużywaniem alkoholu. Podkreślam – to nie jest to samo badanie, co badanie na obecność alkoholu we krwi – to zupełnie inna, bardziej dogłębna analiza, pozwalająca na wykrycie choroby alkoholowej. Oczywiście taka osoba może podjąć leczenie i jeżeli będzie ono skuteczne, sąd może rozszerzyć opiekę sprawowaną przez tatę.

Czy masz jeszcze jakąś ogólną radę na zakończenie rozmowy?

Każda sprawa jest inna i każdą analizujemy indywidualnie. Natomiast jedno jest pewne. Osoby, które noszą się z zamiarem odejścia od przemocowego partnera, powinny mieć pracę i/lub być finansowo niezależne. W przeciwnym wypadku strach o to, jak przeżyją bez pieniędzy przemocowego partnera, może być większy niż obawa przed kolejnymi upokorzeniami lub ciosami ze strony agresora.

Dziękujmy za rozmowę!

 

 

Masz dość przemocy w swoim domu?

Zadzwoń na Niebieską Linię: +32 466 901 702                                  www.trampolina.be

 

Gazetka 223 – lipiec 2023