A to paradoks! Wychowani w niedostatku nasi dziadkowie i rodzice dobrobyt często upatrywali w ilości nagromadzonych przez lata rzeczy. Jako że oni nie mieli wszystkiego, wszystko musieliśmy mieć my. Coraz więcej i więcej, nie zważając na to, czy za daną rzeczą stoi konkretna potrzeba, czy dany produkt jest dla nas wskazany, zdrowy, dobry... Mieć coraz więcej jest domeną naszych czasów. Oby odchodzących, na których miejsce przyjdzie – oby! – nowa idea: mniej znaczy więcej. Przynajmniej w miejsce kapitalistycznej konsumpcji.

POWTÓRNE ŻYCIE ŚMIECIA

Od jakiegoś czasu coraz popularniejsza na świecie jest idea zero waste, dążąca do konsumpcyjnego minimalizmu. Zakłada ona, że zaspokajamy swoje potrzeby, ale ignorujemy zachcianki. Od takiej zmiany perspektywy można się z jękiem złapać za głowę: po co mi te wszystkie rzeczy w domu, bez których przecież mogę się obyć? Raz – jest tego za dużo. Dwa – bywa to niezdrowe lub szkodliwe. Trzy – szkodzi planecie, bo się nie rozkłada. Cztery – rujnuje środowisko podczas produkcji. Pięć – skład ma do bani. Sześć... Można długo wymieniać i wymieniać. Gdy już skończymy, spójrzmy na swój dom jako na składowisko rzeczy zupełnie niepotrzebnych, które przecież powstały nie po to, by wiecznie (a przynajmniej przez parę stuleci) tkwić na wysypisku. Powstały, by służyć, nawet jeśli ich dobór był zupełnie chybiony pod względem jakości, przydatności, sensowności. Ale są, więc teraz zastanówmy się, co z nimi zrobić.

W myśl zasad zero waste śmieć ląduje na śmietniku dopiero w ostateczności. „Na śmietniku” może oznaczać poddanie recyklingowi, ale nie musi – proces ten obejmuje znikomą ilość tworzyw sztucznych, np. większość produkowanego na świecie plastiku jest nieprzetwarzalna, a rozłoży się najwcześniej za stulecie lub dwa. Lepiej sytuacja wygląda z papierem, szkłem lub metalem, ale sam proces recyklingu jest dość czasochłonny i kosztowny (przede wszystkim dla planety).

Ważne jest więc to, co my sami możemy z konkretnym produktem zrobić wcześniej, aby wydłużyć jego życie i przydatność, zanim już naprawdę stanie się śmieciem. Najpierw możemy go naprawić. Potem możemy go przetwarzać i wykorzystywać część lub całość do celów zupełnie innych niż wcześniej mu przeznaczone. Możemy użyć całych zasobów swojej wyobraźni, żeby w starej rzeczy wskrzesić nowego ducha. Możemy przegrzebać internet i znaleźć tysiąc inspiracji. Jedno jest ważne – nie skazujmy wszystkiego od razu na śmierć w koszach na śmieci, ale dajmy rzeczom szansę na powtórne życie.

RECYKLING JEST PASSÉ

Skoro jednak recykling jest przeżytkiem, bo tworzywa sztuczne niszczą całe ekosystemy, nie czekając, aż ktoś łaskawie zabierze je na przetworzenie, to co tak naprawdę powinniśmy robić z rzeczami zużytymi lub śmieciami? Przede wszystkim – najlepiej ich nie mieć. Kiedy na ulicy, w sklepie lub na przyjęciu wciskają śmieć (ulotkę, długopis, próbkę kremu) – odmawiaj. Kiedy idziesz na zakupy, redukuj liczbę rzeczy kupowanych w „śmieciach”, czyli opakowaniach, które po zużyciu produktu trafią bezpośrednio do kosza. Użyj ponownie wszystkiego, co możliwe – czy to w kuchni, czy w łazience, czy do robótek ręcznych, czy do zabaw z dziećmi. Jeśli coś ci się znudzi, przetwórz to i przerób, niech sobie jeszcze dana rzecz trochę z tobą pomieszka, pożyje.

Jeśli możliwe – kompostuj, i to nie tylko pozostałości kuchenne, ale wszystko, co biodegradowalne, wszystko, co z chęcią pożre twój kompostownik, by go wypluć w postaci odżywczego nawozu – na grządkę lub do doniczki.

Odmawiaj, redukuj, używaj ponownie, przetwarzaj, przerabiaj, kompostuj, naprawiaj. Czyli „przykazania” zero waste – po prostu nie twórz nowych śmieci, a o stare dbaj.

WYSTAW, WYMIEŃ, POŻYCZ

Nie tworzyć śmieci to bardzo trudne zadanie i wiąże się również z ogromną kreatywnością. Jeśli masz głowę pełną pomysłów, nie będzie dla ciebie problemem nadać rzeczom nowy kształt, nawet najbardziej abstrakcyjny. Jeśli jednak z tego typu wyobraźnią u ciebie krucho, może po prostu sobie... daruj? Nie kupuj niepotrzebnych rzeczy. Pozostałości po tych potrzebnych ładnie segreguj. Te, które się znudziły, wystaw na aukcje internetowe lub oddaj za darmo tym, którzy ich potrzebują. Odwiedzaj second-handy, wymieniaj się rzeczami z innymi, pożyczaj od kogoś i pożyczaj komuś. Opakowania stopniowo zastępuj biodegradowalnymi lub, lepiej, kupuj bez opakowań. Jest trochę możliwości.

A efekt? Odciążysz swój dom z niepotrzebnego balastu, a siebie z ton niepotrzebnych ubrań czy warstw kosmetyków. Pomożesz planecie, nie przyczyniając się do jej degradacji podczas produkcji nowych rzeczy. A oprócz tego... jeszcze zaoszczędzisz. W ten sposób mniej znaczy więcej. Kupujesz mniej żywności, ale lepszej jakości – inwestujesz w zdrowie. Robisz własne kosmetyki lub środki czystości, unikając chemicznych dodatków – mniej szkody dla środowiska, więcej zdrowia dla ciebie. Nie wydajesz na niepotrzebne przedmioty, ale za to jedziesz na wakacje – mniej wydatków znaczy więcej na przyjemności. Im mniej zaprzątasz sobie głowę rzeczami materialnymi, tym więcej masz czasu dla swoich bliskich. Mniej znaczy więcej.

Ewelina Wolna-Olczak

 

 

Gazetka 180 – kwiecień 2019