Jerzy Kukuczka w latach 70. i 80. ubiegłego wieku zdobył tzw. Koronę Himalajów i Karakorum. Wspiął się na wszystkie czternaście głównych szczytów o wysokości przekraczającej osiem tysięcy metrów. Jego gotowość znoszenia cierpień była bezkonkurencyjna. Od swoich pierwszych potyczek na wysokości walczył z bólem i starał się tak wyćwiczyć ciało, aby stało się dobrze naoliwioną maszyną, która działała coraz wydajniej, im wyżej się znajdował. Być może żadne z nas nie ma ambicji polskiego wspinacza, ale o poprawienie mechanizmów termoregulacji powinien zadbać każdy.

NAD POZIOMEM MORZA

Krzysztof Wielicki, taternik, alpinista i himalaista, nie pozostawia złudzeń. Temperatura na szczycie K2, czyli 8611 m n.p.m., oscyluje na poziomie -49/-40 stopni Celsjusza. Prędkość wiatru może się zbliżać do 130 km/h, a wówczas temperatura odczuwalna spada nawet do -72. Zimą nad pasmo Karakorum nadciąga często prąd strumieniowy. Na wysokości wierzchołka zdarzają się wiatry huraganowe osiągające nawet do 300 km/h. Jasne, himalaiści posiadają specjalne kombinezony wyposażone w technologię niemal kosmiczną i wspomagają się wkładkami elektrycznymi czy ogrzewaczami chemicznymi, ale i tak o szybkie odmrożenia w takich warunkach nie jest trudno. Wyprawa jest więc wielkim wyzwaniem i ryzykiem. Nie ma gór łatwych. Każda w określonych warunkach potrafi pokazać pazur.

W Belgii panuje klimat umiarkowany morski, w dużej mierze pod wpływem mas powietrza przychodzących znad Oceanu Atlantyckiego. Różnice klimatyczne w poszczególnych regionach zależą od ich odległości od morza oraz wysokości nad poziomem morza. W głębi kraju wpływy morskie słabną, a klimat staje się bardziej kontynentalny, z większymi sezonowymi amplitudami temperatur. Obce nam zagrożenie ze strony potężnych zamieci śnieżnych i seraków, lodowych brył powstałych w wyniku pękania lodowca, mających rozmiary dziesięciopiętrowego wieżowca i mogących ważyć wiele ton. Niemniej każdy z nas z pewnością chciałby lepiej znosić kaprysy pogody.

Hartowanie, czyli wychładzanie (planowo i pod kontrolą), to metoda przyzwyczajania organizmu do mniej dogodnych warunków atmosferycznych. Nasze ciało ma ogromne możliwości adaptacyjne. Usprawnienie mechanizmów termoregulacji pozwala mu lepiej dostosować się do warunków atmosferycznych. Tym sposobem może koncentrować się na obronie przed patogenami (czynnikami odpowiedzialnymi za wywoływanie chorób), kiedy zajdzie taka potrzeba.

NIE MA ZŁEJ POGODY

Ambrose Bierce, amerykański aforysta i sceptyk, tak definiuje rzeczownik „sweter”: odzież noszona przez dziecko, gdy jego mamie jest chłodno. Przyjmuję sarkazm na klatę. Jako matka Polka zimą zawijałam swoje dzieci w szczelne kokony. Dmuchałam i chuchałam. Cud, że oddychały, opatulone trzymetrowymi wełnianymi szalami (dzierganymi na specjalne zamówienie!). Przy temperaturze oscylującej wokół zera spacer trwał niewiele ponad kwadrans. Tymczasem mój sąsiad, Elias z Finlandii, wkładał synowi polar i każdego dnia pchał wózek z brzdącem po Bois de la Cambre. Przez bite dwie godziny! To od niego dowiedziałam się, że hartowanie poprawia odporność przeciwwirusową i przeciwbakteryjną, poprawia krążenie, wzmacnia układ naczyniowy, dotlenia organizm, usprawnia detoksykację, powoduje wzrost poziomu endorfin, spowalnia procesy starzenia i dodaje sił witalnych. Elias nie odpuszczał nawet wtedy, gdy syn był przeziębiony. Jeśli chłopiec nie miał gorączki, nadal kursowali po parkowych alejach. W przypadku kataru jest to nawet wskazane – chłodne powietrze pozwala obkurczyć naczynia krwionośne w nosie i łagodzi obrzęki błon śluzowych.

Zdrowie dziecka zależy od jego układu immunologicznego. Dbamy o niego cały rok, począwszy od pierwszych tygodni życia. Choć proces budowania tolerancji niskiej temperatury jest długi, daje efekty na lata. W Norwegii to nieodłączny element wychowania. Wynika z surowych warunków pogodowych. W krajach skandynawskich (Norwegii, Danii i Szwecji) zdecydowana większość roku jest deszczowa, a zimy srogie. Niemniej mieszkańcy tych krajów nie rezygnują z przebywania na świeżym powietrzu. Przeciwnie, spędzają na zewnątrz większość wolnego czasu już od najmłodszych lat. Robią to w myśl zasady: „Nie ma nieodpowiedniej pogody, jest tylko nieodpowiednie ubranie”.

Dzieci skandynawskie co najmniej kilka godzin dziennie spędzają na otwartej przestrzeni. Ani śnieg, ani deszcz, ani nawet orkan nie stanowią wymówki. To właśnie w Norwegii powstały pierwsze leśne przedszkola, które znalazły naśladowców w innych częściach Europy, w tym w Polsce. Tu także praktykowane są drzemki na zewnątrz. Starsze dzieci leżakują pod zadaszeniem lub na tarasach, a mniejsze śpią we własnych wózkach. Wózek musi być wyposażony w podkład (koc polarowy lub wełniany, najlepiej owczy), śpiwór (przystosowany do ujemnej temperatury) i wodoodporny, wiatroszczelny ochraniacz na wózek. Latem – w moskitierę. Dzieci ubierane są w polarowy pajacyk, rękawiczki i czapki. Umowną granicą snu na powietrzu jest -10 stopni Celsjusza.

W krajach skandynawskich istnieje także tradycja kąpieli śnieżnych. Zdarza się, że maluchy tarzają się w śniegu w strojach kąpielowych. To zalążek morsowania, które ostatnio bije rekordy popularności (na zdrowie!). Alternatywą są naprzemienne prysznice, wykonywane w warunkach domowych. Pod koniec ciepłej kąpieli warto pochlapać dziecko wodą o temperaturze 2–6 stopni Celsjusza. Brodzenie przez kilka minut w wannie z zimną wodą także dodaje wigoru.

Inną opcją, cieplejszą (ba, gorącą!), są seanse w saunie, podczas których ciało w bardzo nagrzanym pomieszczeniu poci się. Czy sauny są dla dzieci? To kwestia sporna, choć zwolennicy tej metody hartowania dziecięcego organizmu wskazują, że maluchy korzystające z sauny rzadziej chorują na infekcje górnych dróg oddechowych, nie mają trudności z zasypianiem i nadpobudliwością (trwają badania nad wpływem sauny na dzieci z ADHD). W saunie temperatura ciała człowieka wzrasta o około 1 stopień. Podwyższenie temperatury mobilizuje organizm do walki z drobnoustrojami. Kilka minut w takim ukropie raz lub dwa razy w tygodniu powoduje lepszy przepływ krwi, wzmocnienie układu mięśniowo-stawowego i tonizację układu nerwowego.

W TYM SZALEŃSTWIE JEST METODA

Włoch Antonio Peretti (pseudonim Tom Perry) jest prekursorem nowej dyscypliny alpinizmu, tzw. rock-foot. Tuż po czterdziestce naszła go refleksja, że jako sportowiec nie wykorzystał swojej szansy. Miał predyspozycje; nie miał techniki. Pewnego dnia w górach zdjął buty i ruszył w dół. Biegnąc piarżystym żlebem (Dolomity słyną z ostrych kamieni), mijał ciekawskich gapiów. Dopiero gdy zatrzymał się u podnóża stoku, zdał sobie sprawę z tego, że nie zdarł nawet naskórka. Rozpierała go niesamowita energia i poczuł, że zaczyna pisać własną historię. Boso wszedł na Etnę, Fugi, Orizabę, Stromboli; zdobył Mont Blanc i Kilimandżaro. Uważa, że gdy wędruje bez obuwia po lodzie, śniegu czy gorącym piasku, to ziemia przekazuje mu energię. Regeneruje go fizycznie i psychicznie.

Hartowanie to także codzienna aktywność fizyczna na świeżym powietrzu. Szybkie marsze, bieganie, jazda na rowerze. Naszą tolerancję na zmiany temperatury wzmacniają także częste wietrzenie pomieszczeń oraz sen przy otwartym oknie. Sekretem odporności jest przebywanie na świeżym powietrzu przez cały rok, niezależnie od temperatur na zewnątrz, przez minimum dwie godziny. W okresie letnim czas można swobodnie wydłużać. Gdy świeci słońce, śmiało można zasuwać boso po trawie – poza zabawą jest to forma refleksologii i uziemiania.

Clinton Ober rozpoczął działalność jako sprzedawca telewizji kablowej w Montanie i wzrósł, aby stać się liderem branży w całych Stanach Zjednoczonych. Zauważył, że współczesny człowiek zastąpił uzdrawiającą energię powierzchni Ziemi energią telefonów, komputerów i telewizora, lekceważąc negatywny wpływ elektrosmogu, energii i fal elektromagnetycznych emitowanych przez wiele urządzeń, którymi się otacza. Uznał, że człowiekowi potrzebne jest uziemianie, czyli połączenie ciała z Ziemią. Zbudowani z wody i minerałów jesteśmy przewodnikami energii. Przez kontakt z naturalnym podłożem ładujemy ciało ujemnymi elektronami, wyrównując elektryczny potencjał ciała. Korzystając z tej formy relaksu, pozbywamy się chronicznego zmęczenia i zaburzeń snu, wzmagających lęków i chorób krążenia, usuwamy napięcia mięśniowe, eliminujemy stany zapalne. Okazuje się, że całkiem skuteczny lek jest tuż pod twoimi stopami.

CO NAS NIE ZABIJE

Holender Wim Hof przez wiele lat kształtował swoje ciało, biegając boso po śniegu, pływając w lodowatej wodzie i robiąc eksperymenty na żywym (całe szczęście, swoim!) organizmie, które przeciętnego człowieka przyprawiłyby o hipotermię. To sprawiło, że został nazwany „człowiekiem lodu”. Hof przypisuje swoje niezwykłe osiągnięcia specjalnym technikom oddechowym, ekspozycji na zimno i koncentracji umysłowej. Zaczął bić rekordy Guinnessa. Jego wyczyny to m.in. wspinanie się na Kilimandżaro w krótkich spodenkach, przebiegnięcie półmaratonu nad kołem podbiegunowym boso i stanie w pojemniku pokrytym kostkami lodu przez ponad 112 minut.

Hof znalazł wielu naśladowców, ale nie wszyscy dotrzymali mu kroku. Hartowanie to proces, który powinien przebiegać stopniowo. Nie należy go rozpoczynać w momentach infekcji, osłabienia, silnego stresu czy w czasie rekonwalescencji. Siłę zabiegów powinno dostosować się do organizmu.

Biografie himalaistów czytam pasjami. Wspinaczka to stan umysłu. Nie mam aspiracji, by naśladować wyczyny Kukuczki – nie wejdę solo na Makalu. Daleko mi do Toma Perry’ego – nie przemierzę Dolomitów bez butów trekkingowych. Ale znajdę odwagę, by nieco uszczknąć z fińskiego stylu życia.

 

Sylwia Znyk

 

 

Gazetka 220 – kwiecień 2023