Arystoteles powiedział, że początek wydaje się więcej niż połową całości. Nawet najdalszą podróż zaczyna się od pierwszego kroku. Dla pisarza pusta kartka to rozpacz.

W OPARACH

Jaki jest tryb pracy pisarzy? Żelazna rutyna czy artystyczny nieład? W jakich porach piszą? Z jakich narzędzi korzystają? Jakie jest ich ulubione miejsce? Jakie mają nawyki?

Ilu pisarzy, tyle historii. Każdy ma swoje przywary, chimery, ekstrawagancje, obsesje. Ci, którzy spędzili arcybanalne życie z piórem w dłoni czy nad maszyną do pisania, to chlubne wyjątki. W 1996 roku „Royal Society of Psychiatrists” zlustrowało tryb życia oraz przyczyny śmierci około 300 pisarzy i malarzy. Wyniki dały do myślenia, choć były zgodne z panującymi stereotypami, więc przewidywalne. W tej grupie skłonność do używek (przede wszystkim do wysokoprocentowych trunków) była prawie dwukrotnie większa niż wśród przeciętnych zjadaczy chleba. Sięganie po środki odurzające kojarzono z potrzebą rozniecenia kreatywności. Wiele wielkich szkiców powstało w efekcie leczenia chorób psychicznych i różnych zaburzeń świadomości.

Charles Baudelaire, Victor Hugo i Alexandre Dumas byli członkami Club des Hashischins – Klubu Haszyszystów. Podczas wspólnych konferencyjek w Hotelu „Pimodan” z upodobaniem palili sprowadzany z Algierii haszysz albo zjadali go w postaci konfitury z dodatkiem cukru, przypraw i migdałów, co skrupulatnie odnotował Baudelaire, autor cennej rozprawy „Wino i haszysz”. Panowie mieli wkrótce zyskać niepodważalny wpływ na zbiorową wyobraźnię swoimi dziełami literackimi, a także stać się idolami psychodelicznej bohemy XX wieku.

Tymczasem Edgar Allan Poe zażywał lit, zaliczany do leków stabilizujących nastrój. Miał łagodzić objawy zaburzeń afektywnych dwubiegunowych. I tak powstał gotycki wiersz „Kruk”, który przyniósł poecie niebywałą sławę. W 1848 roku poeta otarł się o śmierć, zażywszy nadmierną dawkę laudanum, łatwo dostępnego środka używanego do uśmierzania bólu. Nie jest jasne, czy była to próba samobójcza, czy tylko pomyłka w dawkowaniu. Jego surrealistyczne widziadła, makabreski czy skrajny turpizm budowanych światów nasuwają skojarzenia ze stanami epileptycznymi lub pijackimi ułudami. Nie da się ukryć, że posępna twórczość Poego jest lustrem stanu duszy pisarza.

Na naszym polskim podwórku też nie brakowało amatorów mocnych wrażeń. Marek Hłasko miał reputację pijaka i awanturnika, pasującą do przyjętej przez niego kreacji „pisarza przeklętego”. Było w nim sporo z amerykańskich bitników – taką postawę do pewnego stopnia sam budował. Jako znany hipochondryk i lekoman starał się zdobywać medykamenty od rodziny i przyjaciół. Gdy ci przejrzeli go na wylot, udał się do apteki, by tam… odegrać atak serca. Wszystko po to, by móc znów zażyć drogie sercu pigułki. Przeżycia wojenne, w tym powstanie warszawskie spędzone z matką w stolicy, odcisnęły na przyszłym pisarzu głębokie piętno. Pisał o sobie, że stanowi produkt czasu wojny, głodu i terroru. Tłumaczył, że stąd bierze się nędza intelektualna jego opowiadań. Nie potrafił wymyślić historii, które nie kończyłyby się śmiercią, porażką, autodestrukcją czy też aresztem. Zmarł prawdopodobnie z powodu przedawkowania środków nasennych.

KAPRYSY TĘGICH GŁÓW

Od lat ludzie pragną złamać kod kreatywności. Honoré de Balzac za podstawowe narzędzie pracy pisarza uważał nie tyle papier czy pióro, co maszynkę do parzenia kawy. Nikomu nie pozwalał przyrządzać sobie tego „podniecającego naparu” o cudownych mocach, jak zwykł nazywać własnoręcznie sporządzony napój. Zasłynął z dość brutalnej, wręcz prymitywnej, metody konsumpcji. Pisarz rozcierał bowiem prażone ziarna na drobny pył i połykał suchy proszek na pusty żołądek. Aby stymulować pisanie, wypijał (lub, jak to woli, przegryzał) około 50 filiżanek kawy dziennie, często sącząc dwie lub trzy porcje jednocześnie.

Gertrude Stein, amerykańska powieściopisarka żydowskiego pochodzenia, poetka i feministka, pisała wprawdzie nie więcej niż pół godziny dziennie, ale inspiracji szukała w niecodziennych okolicznościach przyrody. Często wsiadała do swojego forda, jechała w góry i zatrzymywała się w miejscu z dobrym widokiem na… krowy. Rozsiadała się na podręcznym krzesełku, by ołówkiem zapisywać kolejne stronice w notesie. Stein lubiła patrzeć na krasule w przerwach od pisania, co ułatwiała jej życiowa partnerka Alice B. Toklas, wybierając dla ukochanej odpowiednią sztukę. Pilnowała ponadto, by obiekt natchnienia nie odszedł za daleko, i przesuwała krowę w pole widzenia pisarki. Jeśli krowa nie odpowiadała nastrojowi i nie wznieciła pisarskiego natchnienia, panie wyruszały w podróż w pogoni za następną. Przy odpowiedniej krowie Stein potrafiła pisać nawet 15 minut. Często jednak tylko siedziała przy wyłączonym silniku, wpatrując się w mućkę.

Oscar Wilde, irlandzki poeta, prozaik i dramatopisarz, już jako student wyróżniał się błyskotliwym humorem, darem wymowy oraz niebywałą ekstrawagancją. Demonstrował swoją zniewieściałość i nosił długie włosy. Zasłynął wyrafinowanym gustem dekoracyjnym – pokoje przystrajał pawimi piórami, kwiatami, porcelaną i wszelkiej maści bibelotami. Po sławę sięgał przy każdej okazji. Po Londynie spacerował w krótkich spodenkach i kożuchu. Całkiem odważny outfit, biorąc pod uwagę konwenanse czasu i miejsca. Mało tego, w dłoni dzierżył kwiatek, będący dopełnieniem całej stylizacji. Ponadto pisarz przechadzał się po dziedzińcu Oksfordu z homarem. Na smyczy.

Victor Hugo „Nędzników” napisał… nago. Bynajmniej nie z nędzy. Znane są jego sekretne, oprawione w czarną skórę notesy, w których w latach wygnania na wyspie Guernsey zapisywał dokładnie, aczkolwiek metaforycznie, z kim, w jakich okolicznościach i w jakiej konfiguracji zdołał się zbliżyć. Dla niepoznaki notował w języku łacińskim lub hiszpańskim. Ekscentryczne hobby nierzadko opóźniało pracę zawodową pisarza. Hugo, świadomy swojego nałogu, czując przypływ weny, nakazywał służącemu ukrywanie ubrań. W ten sposób nie był w stanie czmychnąć z domu i ulec pokusom, a pozostawała mu li i jedynie żmudna praca twórcza. Czasami tylko prosił o koc, gdyż niska temperatura sprzyjała przeziębieniu.

Agata Christie tymczasem wymyślała fabuły swoich poczytnych powieści, leżąc w wannie i jedząc jabłka. Do dziś jedną z jej najczęściej cytowanych wypowiedzi jest ta o zmywaniu naczyń: „Pomysły moich powieści kryminalnych znajduję, zmywając. Jest to zajęcie tak głupie, że zawsze rodzi we mnie myśl o zabójstwie”.

MIĘDZY NAMI CYBORGAMI

Remigiusz Mróz irytuje, zwłaszcza polskich pisarzy. W kuluarach mówi się, że ma klony. Albo że zatrudnia tuzin ghostwriterów. Bo pisze dużo. Bo pisze stale. Bo pisze w różnych gatunkach. Powieści historyczne, thrillery prawnicze, powieści science fiction, kryminały – dla chcącego nic trudnego. Na czym polega sekret jego mocy przerobowej? Rozczaruję, ale w życiu Mroza nie ma za grosz metafizyki. Żadna tam abrakadabra. W celu zwiększenia produktywności pisarz zaleca rutynę i dyscyplinę. Pisanie regularne – urzędowe osiem godzin dziennie (lub więcej!) – przez trzysta sześćdziesiąt pięć dni w roku. Bez wymówek, bez ekscesów, bez fochów. Jako że pisanie jest paliwem Mroza, on sam nie wspomaga się dopalaczami. Nawet poranną małą czarną zastępuje zieloną herbatą (najczęściej to gunpowder lub genmaicha). W pierwszej turze pisze do 14.00. Później robi przebieżkę po nieodległym lesie, by przy mocnych dźwiękach rocka lub metalu przefiltrować myśli. Po krótkim resecie je pizzę na pełnoziarnistym cieście lub sushi i jest gotów do drugiej tury pisarskiej, która dobiega końca o 23.00. Od Stephena Kinga „spapugował” determinację i wyrabianie pisarskiej normy. Codziennie musi napisać około dziesięciu stron i przebiec mniej więcej tyle samo kilometrów. Mróz niszczy owianą enigmą mityczną muzę. Takowej nie ma. Jest za to pisarz – rzemieślnik.

3 marca przypada Międzynarodowy Dzień Pisarzy i Pisarek, święto ustanowione w 1984 roku przez Międzynarodowe Stowarzyszenie Pisarzy – PEN Club. Jedni piszą na czczo już od świtu, drudzy łapią wenę po trzecim głębszym. Jedni paranoicznie wpatrują się w migający kursor edytora tekstu, drugim nie starcza stron w Wordzie. Jak więc pisać? Nie ma żadnych formalnych warunków do spełnienia, aby oddać się twórczości literackiej. Czytałam siedem rad Kurta Vonneguta i dwadzieścia porad Stephena Kinga. Puentę znalazłam w słowach angielskiego pisarza Williama Somerseta Maughama: „Są trzy zasady pisania powieści. Niestety nikt ich nie zna”.

Sylwia Znyk



Gazetka 229 – marzec 2024