Minął blisko miesiąc wojny w Ukrainie. Mimo że niewielu wierzyło najpierw w rosyjską agresję, a potem w ukraiński opór – po miesiącu walk już widać, że ta wojna nie skończy się szybko i bez ofiar.

W KIERUNKU UNII EUROPEJSKIEJ I NATO

Podłoże tego konfliktu jest bardzo skomplikowane. Po rozpadzie Związku Radzieckiego Rosja przez dekady próbowała wskrzesić swoją dawną siłę. Niejednokrotnie widoczne były imperialistyczne dążenia na różnych terenach sąsiadujących bezpośrednio z Rosją, wielokrotnie poparte wystąpieniami zbrojnymi. Tymczasem kierunki polityki ukraińskiej niezmiennie zmierzały na Zachód.

W latach 90. cztery z byłych republikach radzieckich dysponowały bronią jądrową. Ukraina, w przeciwieństwie do Rosji, dobrowolnie się jej zrzekła. W 1994 r. uzyskała również w związku z tym zobowiązanie do poszanowania swojej suwerenności, m.in. przez Rosję (tzw. memorandum budapesztańskie o gwarancjach bezpieczeństwa). Ta jednak wielokrotnie blokowała zacieśnienie więzi Ukrainy z krajami Europy Zachodniej. Kiedy pozostałe państwa byłego bloku radzieckiego radziły sobie coraz lepiej, przystępując do NATO i Unii Europejskiej, Ukraina cały czas stała w kolejce, zwodzona obietnicami. Gdy w kwietniu 2008 r. Stany Zjednoczone poparły jej kandydaturę do wstąpienia do sojuszu bezpieczeństwa, Rosja ostro się temu sprzeciwiła, a świat jej posłuchał. Już wtedy wszyscy bali się konsekwencji takiej decyzji: wojny.

GRUZIŃSKA PRZESTROGA

W 2008 r. o członkostwo w NATO starała się także Gruzję i otrzymała obietnicę przystąpienia do sojuszu w bliżej nieokreślonej przyszłości. Poza ostrym sprzeciwem Rosji doszło do zbrojnej agresji w sierpniu tego samego roku. Skutkiem błyskawicznej wojny trwającej pięć dni było uznanie przez Rosję niepodległości Osetii Południowej i Abchazji. Gruzja do dzisiaj zalicza je do swojego terytorium. Wówczas, poza potępieniem Rosji za zbrojny atak na sąsiedni kraj oraz nielicznymi konsekwencjami finansowymi, świat niewiele więcej zrobił.

EUROMAJDAN, ANEKSJA KRYMU I ZAMIESZKI W DONBASIE

Wróćmy na Ukrainę. Przyszedł rok 2013. Ówczesny prezydent, Wiktor Janukowycz, nie podpisał umowy z Unią Europejską, co wywołało masowe protesty. Euromajdan, czyli ogólnopaństwowy sprzeciw dla takiej polityki, nabierał rozmachu z każdym dniem. Zakończyło go barbarzyńskie strzelanie przez snajperów do protestujących w 2014 r. W rezultacie prezydent zrzekł się stanowiska i uciekł z kraju. Wówczas też rozpoczęły się separatystyczne wystąpienia na południowym wschodzie Ukrainy. Te zamieszki były sygnałem dla Rosji – w lutym 2014 r. wtargnęła zbrojnie na Krym, a w kolejnym miesiącu zaanektowała go wraz z Sewastopolem. Reakcją świata były niemiarodajne do rozmachu zbrodni sankcje gospodarcze i słowa potępienia. W kwietniu 2014 r. Rosja rozpoczęła również wojnę hybrydową w Donbasie, w wyniku której miały powstać nieuznawane przez Ukrainę i społeczność międzynarodową Ługańska Republika Ludowa oraz Doniecka Republika Ludowa.

W PRZEDEDNIU WOJNY

W 2017 r. ukraiński parlament uznał przystąpienie do NATO za priorytet polityczny. W 2019 r. wpisano go, łącznie z członkostwem w Unii Europejskiej, do konstytucji ukraińskiej jako nadrzędne cele do realizacji w nadchodzących latach. Mimo natowskich i europejskich deklaracji, w lutym 2022 r. Ukraina była daleka od członkostwa w obu tych sojuszach – właśnie ze względu na widmo konfliktu zbrojnego z Rosją, w który musiałyby się angażować.

24 lutego br. okazało się, że było się czego bać – Rosja napadła zbrojnie na Ukrainę. Najpierw jednak, już jesienią 2021 r., zgromadziła tysiące żołnierzy wzdłuż wschodniej granicy Ukrainy i przeprowadziła nadzwyczajne ćwiczenia wojsk swoich i białoruskich na terenie Białorusi. Podczas styczniowych rozmów z NATO Rosja jawnie zażądała nierozszerzania terytorium sojuszu jako gwarancji bezpieczeństwa dla siebie oraz nierozmieszczania w krajach sąsiadujących z Rosją broni średniego i pośredniego zasięgu, a także wycofania z nich sił natowskich. Kiedy 21 lutego br. Rosja uznała niepodległość Donieckiej i Łużańskiej Republiki Ludowej, na ich teren weszły wojska rosyjskie. Trzy dni później zaczęła się wojna.

NIEPROPORCJONALNE SIŁY, ZASKAKUJĄCY OPÓR

Rosja zaatakowała z kilku stron. Największe siły ruszyły z północy na stolicę, kolejne z północnego wschodu na Charków, a jeszcze inne z Donbasu w kierunku Mariupola. Z południa zaatakowano Chersoń i Mikołajów. Walki rozpoczęły się ostrzałem rakietowym infrastruktury lotniczej i wojskowej. Na każdym z kierunków armia rosyjska napotykała zaciekły opór Ukraińców. O każdy skrawek ziemi toczyły się zaciekłe walki. Pomimo znaczącej przewagi strony rosyjskiej, jeśli chodzi o zasoby ludzkie i sprzęt (np. o ok. 700 tys. więcej aktywnych żołnierzy plus o ponad milion w rezerwie, o 10 tys. więcej czołgów, o 1000 więcej samolotów myśliwskich; sam budżet wojenny Rosji jest o ok. 90 proc. wyższy niż Ukrainy), pierwsze tygodnie wojny nie przyniosły spodziewanego triumfu. Ukraińcy bronili każdego skrawka swojej ziemi, zadając wrogowi niespodziewane straty. Sami też ich doświadczali, ale w o wiele mniejszym stopniu, niż się spodziewano. Po ośmiu latach od zajęcia Krymu, kiedy to w zasadzie opór Ukrainy był znikomy, wojsko ukraińskie działało z precyzją, okazało się świetnie przygotowane i przede wszystkim zmotywowane. Nawet jeśli przed wojną nie wszyscy mieszkańcy ukraińskich miast i wsi równie mocno odczuwali swoją tożsamość narodową, to po brutalnym ataku Rosjan patriotyzm obudził się prawie we wszystkich.

PRZECIWKO LUDZKOŚCI

Co oburza cały świat, Rosja prowadzi walkę w najgorszym stylu z możliwych. Nie respektuje praw człowieka, ostrzeliwuje obiekty cywilne i jawnie uderza w ludność cywilną. To nie tylko walka z armią ukraińską, to walka z duchem narodu, który trzeba zdeptać, na przykład przez łamanie zasad dotyczących pomocy humanitarnej lub konwencji ONZ. W kilku miastach Ukrainy sytuacja ludności cywilnej wygląda dramatycznie. Pozostali bez wody, bez prądu, gazu, ogrzewania, żywności, leków, często nawet bez wody pitnej... Korytarze humanitarne, które miały zostać utworzone, są kpiną; bywają ostrzeliwane lub prowadzą do Rosji. Ostrzeliwuje się szpitale, szkoły, obiekty użyteczności publicznej. Mieszkańców okupowanych miast wywozi się do obozów do Rosji. W Mariupolu zbombardowano teatr, w którym miało się ukrywać ponad tysiąc cywilów. Budynek był wyraźnie opisany wokoło, że w środku znajdują się dzieci. Ostrzelano porodówkę. Nagminnie porywa się i torturuje przedstawicieli władz. Dokonuje się egzekucji na ludziach wytypowanych już przed wojną do likwidacji. Pojawiają się coraz liczniejsze głosy o torturach ludności cywilnej, pobiciach, rabunkach, gwałtach. Do tego Rosja straszy użyciem broni jądrowej i chemicznej. Nieustannie wysyła śmiercionośne rakiety, zrzuca bomby. Strzela na ulicy do cywilów. Niestety wszystko przypomina scenariusze dwóch wielkich wojen poprzedniego stulecia, pełnych zbrodni przeciwko ludzkości. Ukraina dokumentuje te zbrodnie i ma zamiar rozliczyć z nich Rosję.

A ŚWIAT SIĘ PRZYGLĄDA

Do tej pory nie udało się wypracować drogą negocjacji żadnego wspólnego stanowiska. Ukraina jasno stawia za swój cel suwerenność i demokrację oraz wycofanie obcych wojsk ze swego terenu, Rosja wręcz przeciwnie – żąda poddania się Ukrainy, jednocześnie stawiając druzgocące warunki na przyszłość, mające oderwać ją od Europy Zachodniej.

Oficjalnie do konfliktu nikt się nie przyłączył. Świat zareagował błyskawicznie, na Rosję zostały nałożone niewyobrażalne do tej pory w świecie politycznym sankcje, sparaliżowano gospodarkę tego kraju, cały czas pojawiają się nowe plany mające uniezależnić rynki światowe od rosyjskich dostaw. Rosja została potępiona przez większość krajów świata. Te, które wstrzymały się od jednoznacznego stanowiska, są jej zbyt bliskie w stylu rządzenia lub zbyt od niej zależne. Ukraina jest wspierana finansowo z Zachodu i ze Stanów Zjednoczonych, dostaje sprzęt wojskowy, pomoc humanitarną, pomoc dla uchodźców. Po jej stronie stoi prawie cały świat.

Ale gdy Ukraina prosi o zamknięcie nieba przez NATO, by nie bombardowano jej z powietrza, na gest ten po czterech tygodniach wojny nie starcza odwagi. Pewnie słusznie, bo za tą decyzją idzie wielka wojna, i to prawdopodobnie światowa. Włączenie się w ten konflikt to wielka niewiadoma, a dalsze skutki będą globalne. Nie wiadomo, po której stronie staną Chiny oraz kilka innych podejrzanych militarnie i ustrojowo krajów. Świat boi się Rosji i konfliktu. Europa Środkowo-Wschodnia domaga się działania, przeciwdziałania, wyrażania niezgody czynami, a nie tylko słowami. Tymczasem Europa Zachodnia patrzy i analizuje, komentuje i współczuje. Trudno po czterech tygodniach tej okrutnej wojny osądzać. Na pewno nie byłoby wątpliwości, gdyby wcześniej starczyło odwagi na przyjęcie Ukrainy w szeregi NATO. Wówczas wszyscy sojusznicy byliby zobowiązani odpowiedzieć zbrojnie na rosyjską agresję i zgnieść imperialistyczne fantazje niegdysiejszego mocarstwa. Wówczas być może to Rosja nie miałaby odwagi atakować pozornie bezbronnej Ukrainy.

PO ROSYJSKIEJ STRONIE

Warto też podkreślić, że ofiarami tej wojny nie są tylko Ukraińcy. Żołnierze rosyjscy – młodzi, często kilkunastoletni chłopcy – w większości nie mieli pojęcia, gdzie i po co idą. Wielu jest przeciwnych tej agresji. Wielu wolałoby wrócić do domu. Wielu się okalecza, niektórzy popełniają samobójstwa. Morale w wojsku rosyjskim jest podobno krytycznie niskie.

Zwyczajni Rosjanie tymczasem są pod wpływem ogromnej propagandy. Widzą, że coś niedobrego się dzieje, ale wielu nie ma pojęcia co. Dotknięci totalną dezinformacją, praniem mózgu ze strony mediów, aresztowaniami za pokojowe protesty przeciwko wojnie, odcięci od prawdziwej informacji – nie są w stanie oddzielić prawdy od fałszu. Żyjący w świecie cenzury i iluzji, często kierują się logiką zupełnie nieprzystającą do współczesnych standardów. Nikt dziś jednak Rosjanom współczuł nie będzie, a konsekwencje czynów swego szalonego przywódcy będą ponosić jeszcze bardzo długo.

 

Ewelina Wolna-Olczak

 

 

Gazetka 210 – kwiecień 2022